Sport

„Flandryjska Piękność” dla Słoweńca

Tadej Pogaczar po samotnym rajdzie wygrał 109. edycję Ronde van Vlaanderen, drugiego w tym roku kolarskiego monumentu.

Nie ma mocnych na Słoweńca! Fot. Facebook UAE Team Emirates

KOLARSTWO

Ataki daleko przed metą to sposób, w jaki powinno się ścigać. Jeżeli jadę wyścig, który liczy ponad 250 km, to dlaczego miałbym czekać na sprint, skoro wcześniej mam tyle okazji do zwycięstwa? – pytał przed najważniejszą jednodniową imprezą w zakochanej w kolarstwie Belgii aktualny mistrz świata. Co zaplanował, to zrobił, ale zanim triumfował w wielkim stylu, na trasie z Brugii do Oudenaarde wiele się działo. I to nie zawsze po myśli Słoweńca. 

Pogaczar stracił wszystkich pomocników z UAE Team Emirates, kiedy do końca pozostało około 56 km, bo ci wykruszyli się podczas licznych kraks i pogoni groźnego odjazdu, w którym znaleźli się między innymi Szwajcar Stefan Kueng (Groupama) i Włoch Filippo Ganna (Ineos). Wtedy po raz pierwszy zaatakował. Potem na krótkich, ale stromych i często brukowanych podjazdach robił to wielokrotnie. Na Taaienbergu, ulubionym wzniesieniu legendarnego Belga Toma Boonena, który wygrywał Wyścig Dookoła Flandrii trzykrotnie, utrzymali się przy nim tylko dwaj inni faworyci – znakomici tej wiosny Holender Mathieu van der Poel (Alpecin) i Duńczyk Mads Pedersen (Lidl). Kiedy wydawało się, że z tej wielkiej trójki wyłoni się zwycięzca, na płaskich odcinkach do czoła dojeżdżali kolejni kolarze. 

Słoweniec nic sobie z tego jednak nie robił, bo miał swój plan. Startował we Flandrii po raz trzeci – w debiucie finiszował jako czwarty z cztereosobowej grupki, więc rok później, w 2023, nie czekał już na końcówkę, tylko ruszył do przodu podczas wspinaczki na Stary Kwaremont, najdłuższy i najbardziej oblegany przez kibiców podjazd (2200 m o średnim nachyleniu 4 procent). Wtedy to się powiodło, więc postanowił do tego wrócić. Zaatakował niecałe 20 km przed metą i znowu okazało się to skuteczne, bo jego najgroźniejszy rywal van der Poel, z którym przegrał pierwszy tegoroczny monument Mediolan-San Remo, tym razem już nie był w stanie za nim pojechać.

Na Paterbergu, ostatniej trudności na trasie, Słoweniec miał nad goniącymi blisko pół minuty przewagi, którą jeszcze znacząco powiększył. Walkę o drugie miejsce wygrał Pedersen, któremu i tym razem nie udało się spełnić marzenia, czyli wygrania tej rangi wyścigu. Trzecią pozycję zajął van der Poel, a czwartą faworyt gospodarzy Belg Wout Van Aert (Visma), który tej wiosny nie prezentuje się tak dobrze, jak oczekiwaliby tego jego kibice. Kueng i Ganna, którzy nieco zdenerwowali Pogaczara odważnym atakiem, zajęli odpowiednio siódme i ósme miejsce.

– Nie było łatwo, ale cieszę się, że udało się zrealizować cel. Jestem bardzo szczęśliwy, że wygrałem tu w koszulce mistrza świata – podkreślał Słoweniec, który jak zwykle bardzo dziękował za pracę kolegom z drużyny. 

W najbliższą niedzielę Pogaczar po raz pierwszy w zawodowej karierze weźmie udział w chyba najbardziej znanym klasyku na świecie, słynącym z brukowanych odcinków Paryż-Roubaix. – To zupełnie inny wyścig niż Flandria, która bardziej mi odpowiada. Tym niemniej podejmę wyzwanie i postaram się zrobić, co w mojej mocy – zapowiedział. We Francji jego największym rywalem znowu będzie van der Poel, który wygrał dwie ostatnie edycje tej imprezy.

(gak)

Niewiadoma tuż za podium

Także wyścig pań, które na flandryjskie wzniesienia ruszyły po panach, wygrała zawodniczka w tęczowej koszulce mistrzyni świata. Dla Lotte Kopecky (SD Worx) to już trzeci triumf w Ronde van Vlaanderen. Na finiszu Belgijka pokonała mistrzynię olimpijską w kolarstwie... górskim, Francuzkę Paulinę Ferrand-Prevot (Visma) i Niemkę Liane Lippert (Movistar). 

Jako czwarta, a ostatnia w czołowej grupce, która wyselekcjonowała się na przedostatniej górce, czyli Starym Kwaremoncie, do mety dojechała Katarzyna Niewiadoma (Canyon). Po przeciętnym początku sezonu i bolesnej kraksie w Strade Bianche Polka doszła już do znakomitej dyspozycji. Gdyby niedzielny wyścig kończył się na podjeździe, a nie płaskim odcinku, zwyciężczyni ubiegłorocznego Tour de France powalczyłaby o wygraną. – Nie jestem sprinterką, więc zaatakowałam na ostatnim kilometrze. Nie udało się, ale zrobiłam, co mogłam – podkreślała nieco zawiedziona Niewiadoma, która w drugiej połowie kwietnia powalczy w trzech ardeńskich klasykach, których profile dużo bardziej jej pasują.