Fińska robota
Wynik sugeruje dużą przewagę, ale nie odzwierciedla tego, co się działo na lodzie.
Bandy w kolejnym meczu finałowym mocno trzeszczały. Fot. PAP/Jarek Praszkiewicz
TAURON HOKEJ LIGA
W pierwszym meczu finałowym hokeiści byli spięci i to sprawiało, że zadecydowało jedno trafienie. Przypuszczaliśmy, że scenariusz drugiego starcia na Stadionie Zimowym będzie podobny, ale paradoksalnie tyszanom zdobywanie goli przychodziło łatwiej. Finowie zrobili świetną robotę, bo zdobyli cztery bramki i mogli być zadowoleni. Z kolei Tomaš Fučik był blisko trzeciego czystego konta w play offie, ale w końcówce pokonał go Mateusz Michalski.
GKS Tychy ma personalne kłopoty... bogactwa i stąd też Olaf Bizacki, tak dobrze spisujący w sezonie zasadniczym oraz w reprezentacji kraju, pozostał w półfinale play offu poza składem. Mocno z tego powodu cierpiał, bo doskonale zdawał sobie sprawę, że reprezentacyjna szansa mu ucieka. Gdy tyscy hokeiści pojawili się na rozgrzewce, u „Bizaka” pojawił się uśmiech od ucha do ucha, bowiem znalazł się w składzie jako siódmy obrońca. Zajął miejsce Bartłomieja Pociechy, który do tej pory tworzył „żelazny” duet z Bartoszem Ciurą.
Goście, jak zapewniał trener Jacek Płachta, wyciągnęli wnioski. I rzeczywiście tak było. Ruszyli do przodu i wyraźnie zdominowali gospodarzy, stwarzając pod ich bramką wiele groźnych sytuacji. Jean Dupuy i Patryk Wronka mieli okazję zmienić wynik, ale tak się nie stało. Bramka dla GieKSy wisiała w powietrzu, a tymczasem okazję do radości mieli miejscowi kibice. Jere-Matias Alanen wykorzystał podanie Dominika Pasia i z wysokości prawego bulika pewnie pokonał Johna Murraya. Goście jeszcze na dobre nie pozbierali się po tym ciosie, a otrzymali kolejny. Tym razem Roni Allen, który jako ostatni pojawił się w Tychach, posłał krążek tuż przy słupku i „Jasiek Murarz” był bez szans. Strata dwóch goli sprawiła, że przyjezdni byli w szoku i stracili rezon. Tyszanie przejęli inicjatywę i mieli kontrolę nad krążkiem.
Po koniec 1. tercji gospodarze mieli podwójna przewagę, która się przeniosła na kolejna odsłonę. Jednak gra w przewagach tyszanom w tym finale zupełnie nie wychodzi i w rezultacie nic nie zwojowali. To była twarda gra w wykonaniu jednych i drugich. Okazji do zmiany rezultatu było sporo, ale nikt nie potrafił posłać krążka do siatki. Nie zrobili tego: Filip Komorski (25 min), Mateusz Bryk (26), Alan Łyszczarczyk (34) z jednej strony oraz m.in. Ben Sokay (29), Christian Mroczkowski (34), Stephen Anderson z drugiej. W 29 min doszło do starcia pięściarskiego między Jooną Monto oraz Albinem Runessonem, ale sędziowie szybko odesłali krewkich zawodników na ławkę kar. Gospodarze pod koniec tercji przeprowadzili wręcz wzorową akcję. Do tercji z lewej strony wjechał Jeziorski, dostrzegł wjeżdżającego z drugiej strony Valetteriego Kakkonena i podał krążek wręcz idealnie, a Fin znakomicie uderzył i Murray był bezradny. Do końcowej syreny było już niewiele czasu, ale tyszanie mocno schłodzili rywali. Grę miejscowych cechowała przede wszystkim konsekwencja oraz cierpliwość.
I właśnie cierpliwość została nagrodzona. W 47 min Marcus Kallionkieli miał świetną okazję, by „odczarować” bramkę miejscowych. Tak się nie stało, a gdy Mateusz Michalski powędrował na ławkę tyszanie wreszcie wykorzystali przewagę. Rasmus Heljanko popisał się celnym uderzeniem, ale całą akcje wypracowali Roni Allen i Bartłomiej Jeziorski. Gdy Łyszczarczyk podwyższył na 5:0, na trybunach rozpoczęło świętowanie, bo przecież już nic nie mogło się stać podopiecznym trenera Pekki Tirkkonena. Końcowe fragmenty były już tylko dogrywaniem. A jednak Michalski zepsuł święto Fučikowi, bowiem w końcu zdobył honorową bramkę, po strzałach na „raty”. Fiński szkoleniowiec wraz ze swoimi współpracownikami perfekcyjnie przygotował zespół do tego dwumeczu.
Jednak rywalizacja nie została zakończona i teraz przenosi się do „Satelity”. Jeszcze wiele się może wydarzyć. Ligowa historia play offu zna nie takie zwroty akcji.
Finał
◼ GKS Tychy – GKS Katowice 5:1 (2:0, 1:0, 2:1)
Stan rywalizacji 2-0
1:0 – Alanen – Paś – Viitanen (10:56), 2:0 – Allen – Gościński (11:11), 3:0 – Kakkonen – Jeziorski – Viinikainen (38:35), 4:0 – Heljanko – Allen – Jeziorski (47:35, w przewadze), 5:0 – Łyszczarczyk – Heljanko - Komorski (48:45), 5:1 – Michalski – Smal – Bepierszcz (58:46).
Sędziowali: Bartosz Kaczmarek i Przemysław Gabryszak – Michał Gerne i Sławomir Szachniewicz. Widzów 3000.
TYCHY: Fučik; Bryk – Allen, Kakkonen – Viinikainen, Kaskinen – Ciura, Bizacki; Heljanko – Komorski – Łyszczarczyk, Jeziorski – Monto (4) – Lehtonen (4), Viitanen – Alanen – Paś, Łarionows – Turkin – Gościński. Trener Pekka TIRKKONEN.
KATOWICE: Murray; Runesson (2) – Englund, Verveda – Norberg, Varttinen (2) – Koponen, Maciaś; Dupuy – Pasiut – Wronka, Michalski (2) – Sokay – Mroczkowski, Bepierszcz – Anderson (2) – Kallionkieli, Salituro (2) – Smal – Magee. Trener Jacek PŁACHTA.
Kary: Tychy – 8 min, Katowice – 10 min.
◼ Trzeci mecz w sobotę, 29 marca, w Katowicach. Początek o 17.30.
15 SEKUND potrzebowali gospodarze, by zdobyć dwa pierwsze gole.
25 STRZAŁÓW oddali tyszanie i zdobyli 5 goli, zaś goście byli o cztery gorsi.
68 SEKUND grali tyszanie w podwójnej przewadze (w boksie kar Salituro i Varttinen), ale bez żadnego efektu.
Włodzimierz Sowiński