Wataha czyli kibice Kinga. Na nich zespół ze Szczecina zawsze może liczyć. Fot. Przemek Świderski/PressFocus


Finałowy rollercoaster

Bukmacherzy nie mają łatwo. Z każdym finałowym meczem sytuacja Kinga i Trefla zmienia się jak w kalejdoskopie.


ORLEN BASKET LIGA

Przed kilku dniami gracze Trefla wyglądali na przybitych i zrezygnowanych. Po poniedziałkowym spotkaniu odzyskali energię, za to King zdaje się być w odwrocie. W tegorocznych finałach nie brakuje emocji. Tylko jeden mecz zakończył się różnica większą nić dziesięć punktów. W meczach decydują detale - kilka nietrafionych osobistych, strata, nieudana zbiórka.

Trudno też obstawiać kto mógłby być MVP tych finałów. Zdawałoby się, że spore szanse ma Andy Mazurczak, ale w poniedziałek w drugiej połowie lider Kinga pudłował raz za razem. Dopiero gdy zszedł z parkietu drużyna zaczęła odrabiać straty. Gdyby to Trefl zdobył tytuł wtedy statuetka dla MVP powinna powędrować do Jakuba Schenka. To on napędza drużynę, prowokuje, podburza. - Jesteśmy numerem dwa po sezonie zasadniczym, a zachowujemy się w tym finale trochę jak szare myszki, które znalazły się w nim przez przypadek - mówił po meczu numer cztery.

Te finały miały być pojedynkiem Mazurczaka z Schenkiem i tak rzeczywiście jest. Po pięciu meczach finałowych najlepszym strzelcem serii jest lider Kinga (85 punktów), ale tylko o dwa oczka mniej ma Schenk. W klasyfikacji asyst znowu podobnie: prowadzi Mazurczak, a rozgrywający Trefla jest na miejscu drugim. W rankingu przechwytów obaj liderzy mają po siedem "skradzionych" piłek. Schenk dodatkowo jest drugi wśród najczęściej trafiających za trzy. Najlepsi na linii osobistych? Bezkonkurencyjny jest gracz z Sopotu (19 z 21, 90,5 procent skuteczności), ale Mazurczak niewiele gorszy (16 z 19, 84.2 procent).

Mecz numer pięć w Sopocie wydawało się, że padnie łatwym łupem gospodarzy, którzy w czwartej kwarcie mieli nawet 15 punktów przewagi. Tymczasem miejscowi na moment się pogubili, a rywale prowadzeni przez Przemysława Żołnierewicza zmniejszyli straty do 2 oczek. Faktycznie jednak przez większość spotkania miejscowi byli zdecydowanie lepsi, rozgrywali swój najlepszy mecz w finałach. - Przez 37 minut graliśmy naprawdę dobrze, ale w końcówce podjęliśmy sporo wątpliwych pod względem taktycznym decyzji. Wtedy powiedziałem zawodnikom, że aby odnieść zwycięstwo, musimy grać mądrze, a kluczowe elementy wykonywać tak, jak to było wcześniej, a zwłaszcza "zjadać" czas i nie oddawać szybkich rzutów - komentował po spotkaniu trener Trefla Żan Tabak.

Na trybunach był szef PLK Łukasz Koszarek. Miał ze sobą medale i puchary. W razie wygranej Kinga w Ergo Arena odbyłaby się dekoracja mistrzów. - Możliwe, że presja nas przygniotła. Ktoś mi mówił, że u bukmacherów to Trefl był faworytem. Jakie to jednak ma znaczenie? Pamiętajmy, że Sopot był drugi po rundzie zasadniczej, ma kadrowiczów, trenera z doświadczeniem z Euroligi - mówił trener Arkadiusz Miłoszewski. - Trefl miał nóż na gardle i ścianę za sobą, a ja zawsze przestrzegałem, że taki człowiek czy zespół jest bardzo niebezpieczny, bo nie ma wyjścia i musi pokazać coś ekstra, aby wygrać.

Na finałowych meczach dopisuje też frekwencja. Średnia po pięciu meczach oscyluje wokół 4 tysięcy. Rekordowa liczba widzów obejrzała mecz numer jeden - w Ergo Arenie pojawiło się ponad 5 tysięcy osób. Kibice wspierają swoje zespoły na wyjazdach - w poniedziałek w Sopocie pokazała się wyjątkowo liczna Wataha (to przydomek fanów Kinga).

Teraz oba zespoły przenoszą się do Szczecina. W czwartek w Netto Arenie rozegrany zostanie mecz numer sześć. Trefl po raz kolejny musi wygrać, by wyrównać rywalizację. - Mamy teraz trochę czasu, aby obejrzeć to spotkanie ponownie i przekonać się, w jakich elementach możemy się poprawić. Na pewno musimy przygotować się w czwartek w Szczecinie na kolejne ciężkie spotkanie - tłumaczy Aaron Best, gracz Trefla. - Kluczem będzie obrona - odpowiada trener Miłoszewski. - W poniedziałek zagraliśmy bardzo słabo w defensywie, to było drugie spotkanie, w którym straciliśmy ponad 80 punktów. I druga nasza przegrana. Jeśli zatrzymamy Trefla poniżej tej granicy, jesteśmy w stanie odnieść zwycięstwo. To jest klucz do wygrania w Szczecinie.

(pp)