Filharmonia i kapela podwórkowa
Rozmowa z trenerem Bogusławem Baniakiem, trenerem m.in. Pogoni Szczecin, Lecha Poznań, Warty Poznań, Zawiszy Bydgoszcz, Miedzi Legnica.
Jest pan bardzo rozczarowany porażką z Portugalią, czy też był pan na nią przygotowany i przyjął ją bez zmrużenia powieki?
- Nie muszę bawić się w dyplomację, więc powiem bez ogródek – to była rywalizacja filharmonii z Lizbony z kapelą podwórkową z Targówka, z całym szacunkiem dla tej ostatniej. Liga Narodów to poważne rozgrywki i nie można z nich kpić, bawiąc się w eksperymenty. My do 70 minuty graliśmy w dziesięciu na jedenastu, bo ten młodzieniec próbujący grać na „6” (Maximillian Oyedele) kompletnie sobie nie radził. Myślę, że w naszej ekstraklasie, a nawet w pierwszej lidze, znalazłbym zawodników lepszych od niego na tej pozycji. Ale to nie jest wina tego chłopaka, tylko dyrygenta, który rzucił go na zbyt głęboką wodę.
Czego zabrakło Biało-czerwonym, by przynajmniej nie przegrać tego meczu?
- Wszystkiego po trosze! Fakt, że Portugalczycy są lepsi od nas technicznie i w grze kombinacyjnej było wiadomo przed meczem. U nas zabrakło mi agresywności i sportowej złości. W żaden sposób nie mogliśmy zatrzymać rozpędzonych Portugalczyków. Trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że gdyby nie kilka kapitalnych interwencji Łukasza Skorupskiego, już do przerwy przegrywalibyśmy 0:3, a nawet 0:4.
Postawa polskich obrońców przy stracie dwóch pierwszych goli wołała o pomstę do nieba. Przy pierwszym Jan Bednarek krył Bruno Fernandesa „na radar”, a w drugim przypadku Rafael Leao ograł jak dzieci czterech polskich piłkarzy. Żaden z nich nawet nie próbował go zatrzymać faulem, nawet kosztem żółtej kartki.
- Nie chcę, żeby to zabrzmiało zbyt brutalnie, ale Bednarek w akcji, po której straciliśmy gola, miotał się w naszym polu karnym. Akcja jednak zaczęła się od błędu Oyedele, któremu selekcjoner po prostu zrobił krzywdę, wystawiając w takim spotkaniu. Przy drugim golu rywali debiutant też „maczał palce”, a przy rajdzie Leao postawa i reakcja naszych piłkarzy była kompromitująca. Wyglądało to tak, jakby duży okręt wchodził do portu, a eskortowała go grupa holowników, by przypadkiem nie stała mu się krzywda. No, bez żartów.
Obecność w podstawowej jedenastce naszej reprezentacji wspomnianego już Maximilliana Oyedele z warszawskiej Legii była dla pana największym zaskoczeniem?
- Oczywiście i chyba nie tylko dla mnie. Sądzę, że również on był decyzją selekcjonera zaskoczony, choć na pewno się cieszył. Rozumiem, że nasza kadra jest w przebudowie, ale to akurat był eksperyment zbyt daleko posunięty. Jakub Moder, który zastąpił piłkarza Legii, radził sobie o wiele lepiej na „6”.
Michał Probierz nie boi się ryzykować. Uważa pan, że Maximillian Oyedele zagra we wtorkowym meczu z Chorwacją?
- Nie powinien. Nie trzeba być ekspertem, żeby zauważyć, że Oyedele był na boisku kompletnie zagubiony, to nie jest ten moment i nie ten poziom, by na niego stawiać. Nie róbmy z niego reprezentanta na siłę, bo to w tej chwili dla niego za wysokie progi. Powinien jeszcze ogrywać się w młodzieżówce oraz w ekstraklasie, w której zagrał tylko trzy mecze. On w sobotę na boisku był tak zakręcony, jak nasi komentatorzy na swoich stanowiskach. Gdy słyszałem ich komentarze w stylu: „Brawo Świderski, przepraszam - Skorupski” to ręce mi opadały. Jak można pomylić napastnika z bramkarzem? Poza tym nigdy nie widziałem Karola Świderskiego w rękawicach.
Jeszcze ktoś był nieoczywistym wyborem selekcjonera?
- Zastanawiam się, dlaczego na lewej obronie zagrał Paweł Dawidowicz. Zresztą nasz blok defensywny jest fatalnie skonstruowany i nie robi na mnie wrażenia fakt, że ci piłkarze grają w klubach zagranicznych.
Pojedynek Cristiano Ronaldo – Robert Lewandowski, którym ekscytowali się praktycznie wszyscy kibice, wygrał Portugalczyk?
- Bezdyskusyjnie. Powiem uczciwie, że z polskich napastników lepsze wrażenie zrobił na mnie Karol Świderski - swoją pracowitością i walecznością. A „Lewy”? Oddał tylko jeden niecelny strzał głową na bramkę rywali i to by było na tyle. Zablokowanego strzału (jednego!) nawet nie liczę. A Cristiano Ronaldo zrobił swoje - strzelił gola, raz trafił w poprzeczkę, potem mając stuprocentową sytuację obsłużył Bruno Fernandesa, lecz ten - na nasze szczęście - skiksował. Był bardzo pożyteczny, przydatny drużynie w przeciwieństwie do kapitana naszej reprezentacji. Chciałbym wierzyć, że w najbliższym meczu z Chorwacją Robert Lewandowski zagra tak, jak ostatnio prezentował się w Barcelonie.
Wielu obserwatorów uważa, że w końcówce należał się Biało-czerwonym rzut karny, po tym jak w „16” padł Michael Ameyaw. Tymczasem Portugalczycy przeprowadzili kontrę, zakończoną zdobyciem trzeciej bramki...
- Nie bądźmy dziećmi. Gra się do gwizdka sędziego, aponieważ go nie było, trzeba było wracać, grać do końca, a nie protestować. Efekt wiadomy.
Rozmawiał Bogdan Nather