Faworyt już liderem
Tim Wellens wygrał czasówkę z metą na Orlinku. Nowym liderem największa gwiazda 81. Tour de Pologne, Duńczyk Jonas Vingegaard.
Wczorajszy odcinek - choć dopiero drugi podczas tegorocznej imprezy - mógł już wyłonić zwycięzcę naszego największego wyścigu kolarskiego. Była to jazda indywidualna na czas pod górę, czyli - jak mówią Włosi i dyrektor Czesław Lang - cronoscalata. Do półmetka w zasadzie płaska, ale im bliżej mety, tym stromiej, z fragmentami o nawet kilkunastoprocentowym nachyleniu.
Powrót po latach
Poprzednia odbyła się tu blisko... dwie dekady temu. W pogodną niedzielę 18 września 2005 roku uczestnicy Tour de Pologne podczas czasówki wspinali się na Orlinek. Wygrał Holender Erik Dekker. Szwajcar Jan Christen, najmłodszy kolarz obecnej edycji, miał wówczas niewiele ponad roczek, a Australijczyk Cameron Wurf, czyli ten najstarszy w tegorocznej edycji, wciąż jeszcze... wiosłował (rok wcześniej zaliczył olimpijski start w Atenach) i w ogóle nie zdawał sobie sprawy, że wkrótce zostanie światowej klasy... triatlonistą i do tego całkiem niezłym kolarzem. Dawne więc to były czasy...
Teraz zawodnicy wrócili na te karkonoskie szosy, żeby znowu rywalizować w tej konkurencji. Zmieniło się miejsce startu - nie Jelenia Góra, ale leżące na południe od niej Mysłakowice, co nieco zmniejszyło dystans (z 19 do 15,4 km). Poza tym inaczej niż kiedyś poprowadzono trasę. Zostało jednak to, co najważniejsze i najtrudniejsze, czyli podjazd z centrum Karpacza pod Orlinek - niegdyś symbol naszego największego wyścigu, który kończył się właśnie w tym miejscu w latach 1999-2005.
Być jak "El Pistolero"
We wtorek wielu chciało pójść w ślady słynnego Hiszpana Alberto Contadora, który wygrał tu w 2003 roku. Należało "tylko" od początku pójść w trupa, maksymalnie się zapiec, jechać w betlenie do totalnego odcięcia i liczyć na to, że rywale wykręcą mniej watów na kilogram. Było wiadomo, że będzie bolało i to bardzo, pot będzie lał się strumieniami, a mięśnie utoną w kwasie mlekowym. Wysiłek co prawda ekstremalny, ale przez ledwie niecałe pół godziny, więc można to potraktować jako nieco dłuższy test FTP. Poza tym, a może przede wszystkim czego się nie robi dla chwały, prawda?
Jako pierwszy z takiego założenia wyszedł Kacper Gieryk. Młodzieżowy mistrz Polski w jeździe indywidualnej na czas w poniedziałek wiele stracił, więc we wtorek wyruszył na trasę bardzo wcześnie, bo startowano w kolejności odwrotnej za zajmowanych miejsc. Wykręcił najlepszy czas i długo prowadził. - Jestem zaszczycony, że biorę udział w tak wielkim wyścigu. Nie nakładem na siebie presji, tym niemniej chciałem pojechać jak najlepiej, w końcu to moja specjalność, a dodatkowo ostatnio poprawiłem jazdę w górach - relacjonował 21-latek w TVP Sport.
Wyprzedził go dopiero Filip Maciejuk. - Chciałem się sprawdzić. Choć wolę lżejsze czasówki to jestem zadowolony, bo pojechałem dobrze. Na dobre miejsce jednak nie liczę, bo z pewnością wyprzedzi mnie wielu zawodników - nie miał złudzeń kolarz grupy Red Bull-BORA-hansgrohe, aktualny mistrz Polski w tej konkurencji.
Miał rację. Jego miejsce na "gorącym krześle" zajął Romain Bardet (Team dsm-firmenich PostNL). Francuz, który miał powalczyć o zwycięstwo w klasyfikacji generalnej, w poniedziałek stracił na to szansę, bo leżał w kraksie. We wtorek się jednak "zagiął", ale starczyło to na ledwie 20. miejsce.
Etap dla Belga, "koszul" dla Duńczyka
Wygrał ten, który na pierwszym etapie przez upadek również został wykluczony z walki o końcową wygraną. – To zwycięstwo różniło się od mojego ostatniego w Polsce – zaznaczył Tim Wellens (UAE Team Emirates), który w 2016 roku triumfował w Tour de Pologne. - Nie spodziewałem się, że wygram, bo jest tu wielu dobrych zawodników, z Jonasem Vingegaardem na czele - podkreślał 33-letni mistrz Belgii w jeździe indywidualnej na czas.
Wspomniany przez Wellensa Duńczyk, jeden z najlepszych kolarzy ostatnich lat (dwa zwycięstwa w Tour de France i drugi w niedawno zakończonej niedawno edycji), zajął drugie miejsce, tracąc do zwycięzcy dziewięć sekund. To jednak pozwoliło mu wywalczyć żółtą koszulkę. – Chciałem wygrać, ale Tim pojechał szybciej. Też spisałem się dobrze i dzięki temu zostałem liderem, z czego się cieszę. Mam nadzieję, że był to kluczowy etap dla przebiegu całego wyścigu. Trudne będą jeszcze trzeci i szósty, ale oczywiście na pozostałych trzech łatwiejszych, bo bardziej płaskich odcinkach trzeba będzie uważać – zaznaczył Vingegaard.
Duńczyk ma komfortową sytuację, bo drugie miejsce w klasyfikacji po dwóch etapach zajmuje jego kolega z Team Visma, Wilco Kelderman. Holender wykręcił bardzo dobry czas (11. pozycja), choć na jednym z zakrętów zaliczył upadek. Trzeci w generalce jest Włoch Diego Ulissi, który w czasówce zajął 6. miejsce. Tym samym rozstrzygnęła się kwestia, na kogo w kolejnych dniach będą jechać kolarze UAE Team Emirates.
Deja vu wskazane
Polscy kibice liczyli, że liderem tej grupy będzie Rafał Majka. Doświadczonemu Polakowi, który Tour de Pologne zawsze traktuje priorytetowo, wtorkowa czasówka nie wyszła. Zajął dopiero 37. pozycję, stracił do zwycięzcy blisko półtorej minuty. Wiadomo, że nie skończy wyścigu na podium. Jeszcze przed startem jednak podkreślał, że przyjechał tutaj świetnie się bawić i czerpać przyjemność z jazdy. Będzie miał do tego okazje na etapach z końcówkami na podjazdach w Dusznikach-Zdroju i Bukowinie Tatrzańskiej. W obu tych miejscach już wygrywał. Liczymy na powtórkę.
Niespodziewanie najlepiej z grona biało-czerwonych pojechał Piotr Pękala, który zajął 25. miejsce. – Nie wiedziałem do końca, czego się spodziewać, bo bardzo długo nie startowałem w jeździe indywidualnej na czas. Ale taki długi, równy i mocny podjazd zawsze był moją mocną stroną. Rozpocząłem może trochę zbyt zachowawczo, ale gdy zaczął się podjazd, poczułem, że jestem „na swoim terenie". Zupełnie nie myślałem o tym, że mogę być najlepszym z Polaków. Skupiłem się tylko i wyłącznie na jeździe. Chciałem się też trochę zrehabilitować za wczorajszy etap, który był dla mnie bardzo ciężki – relacjonował 26-letni reprezentant Polski, który awansował na 34. pozycję. Z naszych zawodników tylko Majka jest przed nim (19. miejsce).
Na środowym, trzecim etapie kolarzy czeka górska przeprawa z Wałbrzycha do Dusznik-Zdroju. Oj, będzie się działo!
Grzegorz Kaczmarzyk