Bramkarz Śląska Rafał Leszczyński (z prawej) uważa, że mimo ostatnich niepowodzeń jego koledzy nie mogą się załamywać. Fot. Michał Kość/PressFocus


Fatalne „otwarcie”

Wrocławianie są przekonani, że jeszcze nie wszystko stracone i mogą powalczyć o wysokie miejsce w tabeli.

 

W rundzie wiosennej Śląsk Wrocław przędzie bardzo cienko. W pięciu potyczkach ligowych zdobył raptem cztery punkty, co nie wystawia mu najlepszego świadectwa. Co gorsza, wrocławianie z uporem maniaka robią dobre miny do złej gry. Żeby było ciekawiej, mimo drastycznego spadku notowań „zielono-biało-czerwoni” zajmują fotel wicelidera i nie stracą go po nadchodzącej kolejce – niezależnie od tego, jakie wyniki padną na innych boiskach.

 

Walczyć do końca

Kolejnym przeciwnikiem wrocławian będzie beniaminek z Niepołomic, ale nim do niego dojdzie, odbija im się czkawką ostatni mecz z Jagiellonią Białystok. Ekipa z Oporowskiej już w I połowie trzykrotnie znalazła się na deskach i było „po herbacie”. – Jeżeli chodzi o pierwszą straconą bramkę, to była to klasyczna piłka „powrotna” – tłumaczył bramkarz Śląska, Rafał Leszczyński. – Przesuwasz się za nią, a ona została strącona w przeciwnym kierunku, więc sama fizyka lotu futbolówki zadecydowała, że trudno było cokolwiek zrobić przy pierwszej bramce. Przy drugiej też starałem się interweniować, niestety piłka spadła pod nogi rywali i dobili ją. Szkoda tego wyniku, bo goniliśmy, ale – niestety – przegraliśmy i mamy gorszy bilans bezpośrednich meczów z Jagiellonią (wygrana 2:1 i porażka 1:3 - przyp. BN). Do końca rozgrywek zostało jeszcze 10 kolejek, więc nie poddajemy się, będziemy walczyć o każdy centymetr boiska. Druga połowa w Białymstoku pokazała, że nie zwiesiliśmy głów, tylko będziemy dalej orać to boisko i starać się zdobyć jak najwięcej punktów. Najważniejsze, że nie poddaliśmy się w przerwie. Przykładów nie trzeba daleko szukać. AC Milan też kiedyś prowadził 3:0 w finale Ligi Mistrzów z Liverpoolem, a skończyło się 3:3. To jest piłka nożna, możesz stracić trzy bramki w pierwszej połowie, a w drugiej strzelić cztery i wygrać. Nie można się poddawać i trzeba walczyć o każdą piłkę, bo każda pojedyncza bramka może w ogólnym rozrachunku zadecydować o miejscu w tabeli.

 

Bez satysfakcji

Autorem honorowego trafienia dla Śląska w ostatnim meczu był 22-letni skrzydłowy Piotr Samiec-Talar. – Nie mam satysfakcji z takiej bramki, gdy przegrywamy mecz – przyznał wychowanek Polonii Środa Śląska. – Cieszyłbym się, gdybyśmy strzelili przynajmniej dwa gole więcej. Przyjechaliśmy do Białegostoku po trzy punkty, a wracaliśmy z pustymi rękami, więc byliśmy zdenerwowani. Trudno analizować taki mecz, dobrze go rozpoczęliśmy, mieliśmy nawet swoje sytuacje, ale dostaliśmy „gonga”. Tworzyliśmy okazje, a po chwili Jagiellonia zdobyła bramkę. I to się powtarzało. Straciliśmy trochę pewności siebie, gra nie wyglądała tak, jak powinna. W przerwie w szatni przedyskutowaliśmy mankamenty pierwszej połowy i wyszliśmy na boisko z większą pewnością siebie. Dość szybko zdobyliśmy bramkę, ale zabrakło pójścia za ciosem. Końcówka meczu wyglądałaby inaczej przy wyniku 3:2. Przed nami kolejne ważne i trudne mecze na wyjeździe, ale jesteśmy najlepiej punktującą drużyna w lidze i mam nadzieję, że tak zostanie. Wróci Śląsk zwyciężający na obcym boisku. Teraz pracujemy dalej, by wygrać u siebie w meczu z Puszczą

 

Pozory mylą?

– Wbrew pozorom, patrząc na początek meczu, to my lepiej weszliśmy w to spotkanie – przekonywał obrońca Śląska Martin Konczkowski. – Kreowaliśmy sobie sytuację, strzelaliśmy na bramkę, ale bezskutecznie. Straciliśmy szybkie trzy bramki i w niczym nie przypominaliśmy najlepszej defensywy. Przyzwyczailiśmy do żelaznej obrony, gdzie przeciwnikom trudno jest dojść do strzału, a w tym meczu nie miało to miejsca. W drugiej połowie udało nam się szybko strzelić gola, nie mieliśmy nic do stracenia, więc dążyliśmy do zdobycia kolejnych bramek. Niestety, to nie wystarczyło. Do końca sezonu jeszcze 10 spotkań, mamy tyle samo punktów, co Jagiellonia. Jest jeszcze wiele punktów do zdobycia. Będziemy walczyć do końca, a teraz najważniejsze jest najbliższy mecz z Puszczą. Chcielibyśmy przed przerwą reprezentacyjną zdobyć trzy punkty.

 

Bogdan Nather