Farerzy też lubią kopać!
Wyspy Owcze zachowały szanse na baraże do mundialu, choć mieszkańców archipelagu na Oceanie Atlantyckim jest dwa razy mniej niż... owiec.
Ostatni raz nasza reprezentacja zagrała na Wyspach Owczych w październiku 2023 r. Na zdjęciu walczący Paweł Wszołek. Fot. Paweł Andrachiewicz/PressFocus
Zanim przejdziemy do piłki nożnej, krótka powtórka z geografii. Ten wulkaniczny archipelag składa się z 18 wysp, które są coraz popularniejszym kierunkiem dla miłośników egzotycznych podróży. Za przełom w zainteresowaniu tą częścią świata uznaje się rok 2015, kiedy nastąpiło całkowite zaćmienie słońca, widoczne tylko z Wysp Owczych oraz Svalbardu na Oceanie Arktycznym. Ta druga, prowincja norweska, nie mogła przyjąć zbyt wielu gości ze względu na skromną bazę hotelową oraz... nieobliczalność niedźwiedzi polarnych.
Miłość do piłki
Kiedy reprezentacja Jana Urbana wygrywała z Nową Zelandią 1:0 oraz 2:0 z Litwą w Kownie, Farerzy przeżywali swoje najpiękniejsze chwile w historii. Najpierw 4:0 rozbili niebędącą przecież outsiderem Czarnogórę, a trzy dni później dokonali już prawdziwej sensacji, pokonując 2:1 Czechów! Takie wyniki sprawiły, że zbliżyli się do zajmujących drugie, dające baraże, miejsce naszych południowych sąsiadów na zaledwie punkt. Ich pech polega jednak na tym, że w ostatnim meczu zagrają na wyjeździe z Chorwacją, a Czesi podejmą Gibraltar. Różne sensacje zdarzały się w świecie sportu, ale czeskich kłopotów nie przewidujemy...
Nie zmienia to jednak faktu, że Wyspy Owcze mają najlepsze eliminacje w historii, a w kolejnych mogą liczyć na wyższy koszyk. Trzecie miejsce w 5-zespołowej grupie będzie dla nich nie lada wyczynem. Mieszkańcy terytorium zależnego Danii są wprost zakochani w piłce nożnej od... XIX wieku! Pierwszy klub powstał tam w 1892 r., a więc kilkanaście lat wcześniej niż najstarszy w Polsce!
Piłka nożna w tej mocno odciętej od cywilizacji części świata znalazła się dzięki brytyjskim kupcom oraz... pewnemu studentowi z Danii, który założył pierwszy klub. Było to możliwe dzięki promom kursującym pomiędzy archipelagiem a Islandią, Wielką Brytanią oraz krajami nordyckimi. W pierwszych latach grano na nierównościach, plażach, obecnie boiska są praktycznie na każdym kroku. - W angielskiej Premier League są rozkochani do dziś. Gdy godzina meczu Manchesteru United z Liverpoolem koliduje z lokalną ligą, dokonuje się korekty w terminarzu. Te dwa kluby mają zdecydowanie najwięcej miłośników wśród Farerów - mówi Marcin Michalski, wielki pasjonat archipelagu, współautor książki: „81:1. Opowieści z Wysp Owczych" oraz twórca fan page'a „Piłka nożna na Wyspach Owczych".
Pierwszy był Klaksvik
Farerska piłka to oczywiście nie tylko reprezentacja. Kibiców mocno interesują rozgrywki ligowe. Kilka lat temu krążyła anegdota o tym, jak na jedno z ligowych spotkań na wyspie Sandoy przyjechał kibic na koniu i poprosił bileterkę (na stadionie nie ma kas) o dwie wejściówki. Zdziwionej kobiecie wyjaśnił: - Będzie mecz oglądał, to bilet musi mieć.
Farerska ekstraklasa rozgrywana jest systemem wiosna-jesień. Liczy 10 drużyn, a po rocznej przerwie na najlepszej drodze do odzyskania tytułu jest KI Klaksvik. To też pierwszy w historii zespół z Wysp Owczych, który zagrał w fazie grupowej Ligi Konferencji w sezonie 2023/24. W grupie z Lille, Slovanem Bratysława oraz Olimpiją Lublana nie przyniósł wstydu, gromadząc cztery punkty. U siebie, a ściślej na stadionie w Torshavn, był w stanie pokonać 3:0 Słoweńców oraz bezbramkowo zremisować z Lille. Na mecze pucharowe piłkarze z miasta liczącego 5 tysięcy mieszkańców (do tego dochodzą osoby rozsiane po okolicznych wysepkach) musieli przenieść się do stolicy, ponieważ ich wciśnięty pomiędzy domki w centrum miasta kameralny obiekt z klimatyczną knajpką liczy zaledwie 2,5 tys. miejsc. Jednak nawet nie to było głównym powodem, że na tym etapie nie mogli już grać u siebie, a fakt, że obiekt... w ogóle nie jest ogrodzony. - Na Wyspach nie ma żadnych bójek na meczach, więc nikt o tym nie pomyślał. Czy spodziewali się takiego sukcesu? Może jeszcze nie teraz, ale Farerzy to naród ciężko pracujących ludzi, kierujących się rozsądkiem. Świadomie budowali struktury klubu, aby mógł zachwycić Europę na taką skalę - tłumaczy Michalski. Dodajmy, że aby dostać się stamtąd w głąb archipelagu, trzeba przejechać dwoma tunelami (w tym jednym z rondem!) pod oceanem.
Farerskie rekordy
Wspominaliśmy ostatnie wyczyny Farerów, które kosztowały stanowisko trenera reprezentacji Czech, Ivana Haska, ale nam z Wyspiarzami też nie grało się łatwo. We wrześniu 2023, jeszcze pod wodzą Fernando Santosa, mierzyliśmy się w eliminacjach do Euro 2024 i dopiero dwa trafienia Roberta Lewandowskiego w końcówce uchroniły nas przed kompromitacją, jaką byłaby strata punktów z krajem, którego populacja liczy... mniej więcej tyle osób, ile oglądało tamten mecz na PGE Narodowym. Reprezentacja piłkarska jest powodem do dumy dla mieszkańców Wysp Owczych, choć aktualnie zajmuje dopiero 127. miejsce w rankingu FIFA. Ostatnia wygrana z Czechami była wielką sensacją, ale jeszcze większą sprawili 11 lat temu. W listopadzie 2014 wygrali 1:0 z Grecją w Pireusie, a jedyną bramkę strzelił Joan Edmundson. Tamto zwycięstwo miało wymiar historyczny, ponieważ Grecy zajmowali wtedy 18. miejsce w rankingu a Wyspy Owcze były... 169 pozycji niżej! Takie coś w oficjalnych meczach nie zdarzyło się nigdy wcześniej, ani później.
Drugą miłością po futbolu jest dla Farerów piłka ręczna. Największym sukcesem w tej dyscyplinie był dla nich awans na Euro 2024. Co ciekawe, do ich żeńskiej reprezentacji należy też rekordowe zwycięstwo w meczu i... wyjaśnienie tytułu wspomnianej przez nas książki. W 2006 podczas towarzyskiego turnieju w Bośni i Hercegowinie panie z Wysp Owczych pokonały Albanię 81:1! Jak taki wynik w ogóle był możliwy? Wszystko przez kuriozalną pomyłkę albańskich działaczy, którzy na turniej wysłali reprezentację... koszykarek.
Nasi też tam są
Na koniec słów kilka o polskich akcentach, tym bardziej że w piątek (17.10.) trenerem rezerw drużyny HB Torshavn został Łukasz Cieślewicz, który ostatnio prowadził kobiecą drużynę HB. Urodzony w Gnieźnie 37-latek będzie też asystentem trenera w pierwszym zespole. Jeszcze kilka lat temu polskich zawodników w farerskiej lidze było całkiem sporo, a wspomniany Cieślewicz uznawany był nawet za najlepszego zawodnika tamtejszej ligi. W tym momencie na Wyspach gra tylko jeden nasz rodak. Michał Przybylski, bo o nim mowa, po dziewięciu latach w Torshavn przeniósł się na obecny sezon do Runavik i w trwających rozgrywkach dziewięć razy wpisał się na listę strzelców. Urodzony w Świnoujściu zawodnik mieszka na Wyspach od trzeciego roku życia, a od lutego 2024 posiada również farerski paszport. - Jego tata Tomasz przyjechał tam właśnie po to, aby grać w piłkę. Dziś można powiedzieć, że bardziej jest już Farerem niż Polakiem. Do niego należy też rekordowa liczba występów w europejskich pucharach. Na co dzień jest przedstawicielem handlowym w dziale napojów bezalkoholowych lokalnego browaru, a popołudniami trenuje - opowiada nam Michalski.
Lek na depresję
Farerzy to naród, który w ogóle kocha uprawiać sport w każdej postaci. Ich narodowym specjałem jest wioślarstwo autorskiego wydania. Od maja do lipca, jak archipelag długi i szeroki, rywalizują w łodziach, które nie mają żadnego odpowiednika na świecie. Wedle własnej receptury przygotowują je lokalni szkutnicy, a zwycięzcy zyskują ogromny splendor. Zimą przenoszą się do hal, gdzie popularność zdobywają nawet boks i MMA. Sport jest też dla nich sposobem ucieczki, wypełnieniem długiej jesienno-zimowej szarugi. Jesień na Wyspach jest mocno depresyjna z powodu sztormowej pogody. - To również naród podróżników. Kiedyś pływali po morzach i oceanach, a teraz mogą się przemieszczać bardziej komfortowo. A piłka? To dla nich mała religia i aby zrozumieć, że nie są to puste słowa, wystarczy wybrać się z nami na jedną z wycieczek, podczas których organizujemy tournee po stadionach. Widoki niezapomniane do końca życia! - kończy nasz rozmówca.
Mariusz Rajek
