Sport

Fantastyczny Alilović

Już początek spotkania odwiecznych rywali i naszych eksportowych zespołów zwiastował duże emocje, które „podgrzewały” wypełnione trybuny Atlas Areny.

Kluczem do zwycięstwa w pierwszej w tym sezonie „świętej wojnie” była doskonała gra w obronie. Fot. Paweł Andrachiewicz/PressFocus

Już początek spotkania odwiecznych rywali i naszych eksportowych zespołów zwiastował duże emocje, które „podgrzewały” wypełnione trybuny Atlas Areny. Początkowo w rolach głównych występowali bramkarze -  Chorwaci Mirko Alilović oraz Sandro Mestrić, którzy świetnie spisywali się również przy rzutach karnych. W efekcie po 14 minutach było 4:4, ale po kolejnych akcjach dwubramkowe prowadzenie objęli płocczanie, którzy w poprzednim sezonie przerwali 12-letnią hegemonię kielczan w ligowych rozgrywkach oraz wywalczyli Puchar Polski. Podopieczni Xaviera Sabate utrzymywali taki dystans bramkowy przez pozostały kwadrans pierwszej połowy, choć w jej końcówce po trafieniu Theo Monara Industria przegrywała tylko 10:11. Znów jednak skuteczniejsi byli „Nafciarze”, a konkretnie Zoltan Szita. Po dwóch golach węgierskiego rozgrywającego płocczanie schodzili na przerwę z 3-bramkową zaliczką (13:10). Kielczanie, m.in. za sprawą Aleksa Dujszebajewa, szybko odrobili straty po powrocie na boisko. Później jednak musieli grać w osłabieniu i mistrzowie Polski ponownie objęli 3-bramkowe prowadzenie. Do tego w ich bramce znów bardzo dobrze spisywał się Alilović i po trafieniu Michała Daszka w 44 min Wisła wygrywała już 21:15, w pełni kontrolując pozostałą część spotkania i zasłużenie sięgając po trofeum. Na MVP meczu wybrano Alilovicia, który obronił 13 rzutów. - To sukces całej naszej drużyny, ale też kibiców, którzy stworzyli świetną atmosferę w hali. Przy takim dopingu grało się super. Trzeba docenić też klasę rywala. Dobrze jest zdobywać takie trofea, ale nie będziemy mieć za dużo czasu, żeby się nim nacieszyć, bo już w środę czeka nas kolejne wyzwanie, tym razem w Lidze Mistrzów - przyznał bramkarz Orlen Wisły, mając na myśli wyjazdowy mecz ze Sportingiem Lizbona.

Orlen Wisła Płock - Industria Kielce 27:23 (13:10)
WISŁA: Alilović, Jastrzębski - Mihić 3, Dawydzik 2, Krajewski 2, Szita 6, Zarabec 2, Daszek 4, Fazekas 5, Terzić, Susnja 2, Janc, Piroch 1, Serdio. Kary: 12 min. Trener Xavier SABATE.
KIELCE: Mestrić, Cordalija - Surgiel 1, Karalek 1, Kounkoud, D. Dujszebajew 2, Olejniczak 5, A. Dujszebajew 5, Moryto 3, Gębala 1, Maqueda 2, Monar 1, Nahi 2. Kary: 10 min. Trener Talant DUJSZEBAJEW.


POWIEDZIELI

Przemysław KRAJEWSKI: - O naszej wygranej zdecydowała jak zawsze gra w defensywie, a z tyłu mieliśmy Mirko, który spisywał się fantastycznie. W ataku mieliśmy problemy, ale z biegiem czasu potrafiliśmy stwarzać sytuacje i zamieniać je na bramki. Oba zespoły dopiero się zgrywają, w obu są nowi zawodnicy. Wiadomo, że czasu na poukładanie wszystkiego potrzeba trochę więcej. Więcej będę mógł powiedzieć po naszym jesiennym meczu, bo wydaje mi się, że tamto starcie będzie wyglądało zupełnie inaczej.
Michał DASZEK: - Kluczem była twarda obrona i dobry bramkarz. Mirko zagrał fantastyczne zawodny i kolejny raz zatrzymał kielecką ofensywę. Jest fenomenalny. Od końca poprzedniego sezonu przez całe przygotowania utrzymuje dobrą formę. Mieliśmy dużo problemów w ataku, kielecka obrona była bardzo mocna. Niepotrzebnie straciliśmy trzy bramki na początku drugiej połowy. Bardziej powinniśmy kontrolować swoje poczynania i nie tak łatwo tracić przewagę z tak dobrym zespołem. Ciężko się gra mecze o tytuł we wrześniu. Nie jesteśmy jeszcze w 100 procentach przygotowani na tym etapie sezonu i to było widać w grze obu zespołów. Bardzo się cieszymy, że udało się wygrać, że kontynuujemy dobrą pracę, którą wykonaliśmy w poprzednim sezonie.
Tomasz GĘBALA: - Mecz oceniam jednoznacznie negatywnie, bo przegraliśmy. Daliśmy rywalom zbyt wiele prezentów, w samej pierwszej połowie popełniliśmy chyba 8 błędów technicznych, z których Wisła mogła budować przewagę. A mimo to potrafiliśmy trzymać rywali w zasięgu i dopiero odjechali nam w okolicach 40 minuty, co ponownie wynikało z naszych indywidualnych błędów. To one zadecydowały o wysokiej przewadze Wisły.