Bartosz Mrozek popełniał błędy, ale z biegiem czasu starał się je nadrobić. Fot. PAP/Marian Zubrzycki


Emocje na finiszu

Gol z rzutu karnego Imada Rondicia zapewnił Widzewowi remis z "Kolejorzem".


Bilans obu zespołów w poprzednich trzech meczach był fatalny. Widzew poniósł trzy porażki, Lech przegrał dwa mecze, jeden zremisował. Nic więc dziwnego, że kolejny remis drużyny z Poznania oznaczał dla niej definitywny koniec wyścigu o miejsce „w Europie”.

Po porażce z Legią nic się w Lechu nie zmieniło – nawet trener. Duńczyk Niels Frederiksen przyjechał wprawdzie do Poznania i podpisał kontrakt, ale wrócił do domu i rozpocznie pracę dopiero w nowym sezonie. Na razie tylko przygląda się swojej nowej drużynie (podobno już od marca) zdalnie. Mariusz Rumak kończy swoją robotę i nie wymyśla już niczego nowego i mimo nieudanego meczu z Legią w składzie drużyny zmienił tylko Barry’ego Douglasa na wracającego po kontuzji Filipa Marchwińskiego. Bardziej radykalny był Daniel Myśliwiec, który dokonał czterech zmian w składzie, włączając do wyjściowej jedenastki Ciganiksa, Rondicia, Nunesa i (po kartkach) Hanouska. Czy miało to wpływ na wynik? Chyba jednak nie, bo przecież było to tasowanie ciągle tych samych kart.

Ale to właśnie Imad Rondić strzelił wyrównującego gola dla Widzewa! W 40 minucie doszło do powietrznego zderzenia Bartosza Mrozka z Kamilem Cybulskim. Pierwszy przy piłce był Mrozek, który wypiąstkował piłkę, ale zrobił to z takim impetem, że sędziowie uznali, że była to „nadmierna ostrość w grze”, mówiąc językiem hokejowym. Wcześniej najlepszy w pierwszej fazie meczu na boisku Kistoffer Velde efektownym wyskokiem i „główką” odwdzięczył się Filipowi Szymczakowi za precyzyjne dośrodkowanie.

Oba zespoły grały ofensywnie i stworzyły wiele podbramkowych sytuacji, które mogły skończyć się golami. Więcej szans miał Widzew – może dlatego, że w końcówce zagrali obok siebie obaj snajperzy. Jordi Sanchez, który wszedł na boisko w 82 minucie, oddał cztery strzały, Rondić dwa. Mrozek miał więc okazję zrehabilitować się z naddatkiem za pomyłki z pierwszej połowy (nie tylko za rzut karny) i to dzięki niemu (przy pomocy Błażeja Salamona, który raz wybił piłkę głową spod poprzeczki) Widzew tego meczu nie wygrał, chociaż widać było w jego grze więcej animuszu niż u pogodzonych już chyba z utratą miejsca na podium zawodników Lecha.

Wojciech Filipiak