Elitarne towarzystwo
GKS Tychy, 6-krotny mistrz kraju, po raz trzeci wystąpi w Champion Hockey League.
Hokeiści GKS-u Tychy wczoraj przed północą wyjechali do Salzburga na pierwszy mecz Ligi Mistrzów. Fot. Łukasz Sobala/Press Focus
CHAMPION HOCKEY LEAGUE
Przez wiele sezonów Liga Mistrzów była nieodstępna dla naszych zespołów, bo w rywalizacji uczestniczyły drużyny najsilniejszych lig europejskich. Potem jednak władze Champion Hockey League doszły do wniosku, że trzeba zapraszać na zasadzie „dzikiej” karty zespoły z krajów niżej notowanych. I tak oto w tym elitarnym towarzystwie znalazł się również mistrz Polski. Tylko cztery rodzime zespoły dostąpiły zaszczytu gry w tym elitarnym towarzystwie: Comarch Cracovia, GKS Tychy, JKH GKS Jastrzębie oraz w ubiegłym roku Re-Plast Unia Oświęcim.
Trudne początki
W sezonie 2015/16 tyski zespół, jako mistrz kraju, startował w Pucharze Kontynentalnym i w finałowym turnieju zajął 3. miejsce. Media odnotowały to osiągnięcie, zaś kibice entuzjastycznie przywitali hokeistów. W kolejnych dwóch sezonach Comarch Cracovia już otrzymała zaproszenie i debiutowała w CHL. Jednak między „Pasami” i rywalami ze Szwecji, Finlandii, Niemiec czy Czech była kolosalna różnica. Zespół trener Rudolfa Rohačka kończył rywalizację w grupie z zerowym punktem i pokaźnym bagażem bramek. Potem przyszła pora na GKS Tychy, ale o tym poniżej.
W sezonie 2020/21 CHL odwołano z powodu pandemii. A w kolejnym wystąpił zespół JKH GKS Jastrzębie i zaprezentował się więcej niż przyzwoicie. Zdobył 7 pkt i zajął 3. lokatę, wygrywając z mistrzem Norwegii Asker Firsk 4:3 i 7:3 (na wyjeździe) oraz przegrywając z Bolzano u siebie 2:3 po rzutach karnych. Włoski zespół oraz zwycięski z Salzburga awansował do fazy pucharowej.
- Mieliśmy trochę szczęścia w losowaniu, bo trafiliśmy na rywali nieco niżej notowanych – mówi obrońca Mateusz Bryk, który jako jedyny występował w dwóch zespołach, bo wcześniej reprezentował tyszan i teraz ponownie będzie grał w CHL. - U siebie dzielnie walczyliśmy zarówno z Bolzano, jak i z Salzburgiem (2:3), ale polegliśmy na wyjeździe. Natomiast zdołaliśmy pokonać dwa razy norweskich mistrzów i mieliśmy prawo do satysfakcji. Teraz nie ukrywam, że z niecierpliwością oczekuję kolejnej edycji.
W poprzednim sezonie zespół z Oświęcimia dzielnie walczył w fazie ligowej (zmieniono formułę i już nie rywalizuje się w grupach), zdobywając 8 pkt i tylko „oczka” zabrakło, by znaleźć się w części pucharowej. Unia wygrała u siebie ze Straubing Tigers 4:1 oraz 5:4 w Klagenfurcie (choć przegrywała 1:4) i dwa razy przegrała po dogrywce z Ilves w Tampere 3:4 oraz z Salzburgiem u siebie 2:3.
Po raz trzeci
Hokeiści GKS-u Tychy wystąpią po raz trzeci, ale zapisali się w rodzimej historii CHL-u. Tyszanie w sezonie 2018/19 jako pierwsi zdobyli punkty, wygrywając na własnym lodzie z Bolzano 5:3, ale w rewanżu przegrali 4:6. Ponadto przegrali z IFK Helsinki 3:5 i 1:2 oraz ze Skellefteä 1:8 i 2:6. Gole ze szwedzkim zespołem zdobył m.in. obecny kapitan Filip Komorski. W kolejnym sezonie GKS wygrał u siebie z Vienną Capital 4:2 i ponownie dwa razy trafił do bramki rywali.
- Ten dorobek indywidualny na pewno cieszy i mam powody do dumy – podkreśla „Komora”. - Oczywiście radość jest podwójna, gdy zespół wygrywa, ale w tych rozgrywkach o każde trafienie czy każdy punkt jest trudno.
Tyszanie zdobyli jeszcze punkt w meczu z Adlerem Mannheim, przegrywając po dogrywce 2:3, a decydującego gola zdobył Matthias Plachta, syn trenera GKS-u Katowice, Jacka.
- Dobrze pamiętam mecz, bo tym razem nie grałem i obserwowałem z boku – mówi dyrektor sekcji, Jarosław Rzeszutko. - Szkoda straconej szansy, ale w rewanżu już nie było cienia wątpliwości, bo przegraliśmy. 0:5. Podczas tego spotkania, podobnie jak w Wiedniu, była niezwykła atmosfera i obie hale były wypełnione do ostatniego miejsca.
Tyszanie z czterema punktami zajęli ostatnie miejsce, przegrywając jeszcze z Djurgardens 2:6 i 0:2 oraz z Vienną 2:5. Grupę wygrał Adler 14 pkt, przed Djurgardens 12 oraz Vienną 6.
Teraz będzie trzeci występ. GKS ma rywali z najwyższej półki: Frölundę HC, Luleå HF (obie Szwecja), Lukko Rauma (Finlandia), ZSC Lions Zurych (obrońca pucharu), Red Bull Salzburg i KAC Klagenfurt (Austria). Teraz pewnie o każdą bramkę i punkt będzie trudno, ale o tym nieco później przed piątkowym meczem w Salzburgu.
Włodzimierz Sowiński
