Sport

Echo Cavaniego

Soma Novothny czerpał w ostatnim meczu z doświadczenia, które nabył w Napoli.

Węgier zdobył pierwszą bramkę dla Ruchu w sezonie 2024/25. Fot. Marcin Bulanda/Press Focus

RUCH CHORZÓW

Jednym z największych sukcesów transferowych „Niebieskich” tego lata było... utrzymanie linii ofensywnej. W drużynie pozostali Miłosz Kozak, Daniel Szczepan oraz Soma Novothny, z którymi rywalizuje młodzieżowiec, Mateusz Chmarek. W Opolu wysuniętym „żądłem” Ruchu był Węgier, a że postawienie na niego było dobrym wyborem, udowodnił już w 13 min, strzelając gola głową.

– Mieliśmy 3-4 sytuacje, które ćwiczyliśmy na treningach, gdzie ciężko pracujemy. Przy rzucie rożnym „Figo” Starzyński dał mi perfekcyjną piłkę, dobrze ją trafiłem i zdobyłem fajną bramkę. Ważniejsze jest jednak to, że potem pokazaliśmy charakter. Utrzymaliśmy wynik, nie straciliśmy gola, a sami strzeliliśmy kolejnego – przeanalizował Novothny. – To był trudny teren. Odra miała udany poprzedni sezon. Było dla nas bardzo ważne, żeby dobrze zacząć rozgrywki, bo po meczach kontrolnych mogliśmy pomyśleć, że mamy jakieś problemy (wszystkie przegrali – red.). Na boisku pokazaliśmy jednak, że walczymy, robimy wszystko dla drużyny i było to widać po wyniku – cieszył się 30-latek urodzony w Veszpremie.

Nie jest tajemnicą, że Novothny przedłużył kontrakt z Ruchem, mimo że miał lepsze finansowo oferty z ekstraklasy. Jest przykładem zawodnika, który poczuł wielką więź emocjonalną z klubem, choć występował w nim tylko rundę. – Zawsze pokazuję gest serca po golach, bo robię to dla mojej żony, z którą jesteśmy jednym „teamem”. Pomaga mi każdego dnia być gotowym na każdy mecz. Tak jak powiedziałem przy podpisywaniu nowego kontraktu w Chorzowie, na Węgrzech miałem zły okres, a Ruch mnie z niego wyciągnął. Dał mi miłość i znowu zacząłem dobrze grać w piłkę, znowu to pokochałem, dlatego pocałowałem herb na koszulce i... mam nadzieję, że będę to robił częściej – powiedział strzelec pierwszego gola dla „Niebieskich” w tym sezonie.

Mogło podobać się w grze Novothny'ego to, że nie czekał tylko w polu karnym na dośrodkowania, ale harował na całej długości i szerokości boiska. Stosował wysoki pressing, wracał za rywalami, gdy ci wychodzili z kontratakami, czyli - mówiąc slangiem - jeździł na tyłku i gryzł trawę. - To dla mnie nie problem. Jestem typem zawodnika, który lubi walkę, lubi wracać do obrony. Kiedy jako nastolatek podpisałem kontrakt z Napoli, napastnikiem był tam Edinson Cavani i on również cofał się, gdy zespół bronił. Za każdym razem, gdy widziałem go na treningu, myślałem sobie „wow, to znakomite”. Również chciałem to robić, sam miałem taki charakter i wierzę, że to może pomóc drużynie – przypomniał dawne lata Węgier.

Piotr Tubacki


A jednak Warszawa

Przemysław Szur odszedł z Ruchu do Polonii Warszawa. O potencjalnym odejściu obrońcy „Niebieskich” mówiło się już od jakiegoś czasu, ale głównie w kontekście Arki Gdynia. Trafił jednak do stolicy, wyrażając wdzięczność za czas spędzony w Chorzowie. „Niebiescy” nie gwarantowali mu regularnej gry. – W trakcie okresu przygotowawczego poprosił o zgodę na transfer, licząc się z tym, że mając tylko rok do końca kontraktu nie będzie pełnił oczekiwanej przez siebie roli w zespole. Na tę prośbę przystaliśmy, zabezpieczając pozycję półprawego środkowego obrońcy. Trafił do nas Łukasz Góra, wcześniej Andrej Lukić, może tam też być wystawiany Martin Konczkowski – powiedział dyrektor sportowy Ruchu, Tomasz Foszmańczyk.