Dziurawe ręce bramkarza
GKS Tychy wreszcie przełamał zadziwiającą passę remisów.
Mecz zapowiadał się jako ostatni dzwonek dla Pogoni Siedlce. W pierwszych pięciu meczach po awansie do I ligi beniaminek zgromadził ledwie jeden punkt więc mocno osiadł w strefie spadkowej. Rywal był jednak na przełamanie trudny i wcale nie zamierzał się oglądać na kłopoty Pogoni. Miał przecież własne: tyszanie włączyli w tym sezonie tryb „remis” - w efekcie zanotowali aż sześć takich rezultatów z rzędu, bez ligowej porażki i bez zwycięstwa. To jednak nie dawało nic więcej niż miejsce w dolnej części tabeli.
Goście mogli prowadzić już w 11 minucie, ale zmarnowali sytuację najlepszą z możliwych. Po wrzutce Maksymiliana Dziuby, jeden z obrońców zagrał piłkę ręką, więc arbiter podyktował rzut karny dla gości. Uderzał Bartosz Śpiączka, ale Mateusz Pruchniewski obronił ten strzał!
W 27 minucie Pruchniewski popełnił jednak paskudny błąd i w efekcie w fatalnym stylu zaprzepaścił to, co wcześniej wypracował. Po centrze z prawej strony miał piłkę w rękach, ale nieoczekiwanie dla wszystkich ją wypuścił. Może nie dla wszystkich: z najbliższej odległości to bramki wbił ją czujny Jakub Budnicki i GKS Tychy objął prowadzenie.
Pogoń oczywiście zaatakowała. Z upływem czasu gospodarzom coraz bardziej się śpieszyło, ale tak naprawdę nic konkretnego z tego nie wynikło już do końca meczu.
Przed ekipą z Siedlec nerwowe chwile, goście umiejętnie grający w końcówce wreszcie w pełni zadowoleni.
(pacz)