Sport

Dziurawa defensywa zabrzan

„Kolejorz” przełamał w końcu złą passę - po raz pierwszy od dziesięciu lat wygrał inauguracyjny mecz na własnym stadionie!

Dino Hotić (na pierwszym planie) postawił kropkę nad „i” w zwycięskim meczu Lecha z Górnikiem. Fot. Paweł Jaskółka/PressFocus

Do niedzielnego meczu z Górnikiem Zabrze poznański Lech po raz ostatni wygrał w pierwszej kolejce u siebie dziesięć lat temu, 20 lipca 2014 roku. Tego dnia podopieczni trenera Mariusza Rumaka (12 sierpnia zluzował go Krzysztof Chrobak, a 1 września stery drużyny przejął Maciej Skorża) pokonali Piasta Gliwice 4:0. Trybuny były wówczas zamknięte, kibice prowadzili doping zza stadionu przy Bułgarskiej, a hat-trickiem popisał się serbski napastnik Vojo Ubiparip, zdobywając gole w 19, 84 i 90 minucie. Autorem czwartego trafienia dla „Kolejorza” był Dawid Kownacki (36 min). Od tamtej pory Lech cztery razy rozpoczynał sezon w Poznaniu - dwa razy zremisował i dwa razy przegrał.

Wczoraj podopieczni nowego trenera Nielsa Frederiksena, przełamali tę passę i zainkasowali komplet punktów. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że piłkarze „Kolejorza” nie musieli wznosić się na wyżyny swoich umiejętności, ponieważ obrońcy Górnika nie stanowili trudnej zapory do sforsowania. Gdyby nie bramkarz Michał Szromnik zwycięstwo gospodarzy na pewno byłoby bardziej okazałe.

Już w 5 minucie Portugalczyk Afonso Sousa kapitalnie obsłużył Antoniego Kozubala, ale 20-letni pomocnik, mając przed sobą praktycznie tylko golkipera Górnika, z 11 metrów posłał futbolówkę nad poprzeczką. W 30 minucie lechitom rzut karny sprezentował Japończyk Soichiro Kozuki, który po zagraniu Joela Perreiry odbił piłkę ręką. Arbiter po konsultacji z VAR-em wskazał na „wapno”, a kapitan poznaniaków Mikael Ishak nie pomylił się przy uderzeniu z 11 metrów, chociaż Szromnik wyczuł jego intencje. W 41 minucie gospodarze mieli kapitalną okazję do podwyższenia prowadzenia, gdy po kapitalnym podaniu Jespera Karlstroema oko w oko z bramkarzem Górnika stanął Kristoffer Velde. Norweg przegrał jednak ten pojedynek.

Zaraz po wznowieniu gry w drugiej połowie (48 min) zabrzanie byli bliscy zdobycia wyrównującego gola, lecz po płaskim strzale Nikodema Zielonki i rykoszecie od nogi Pereiry bez zarzutu interweniował Bartosz Mrozek. W 74 minucie Velde znakomicie obsłużył Ishaka, lecz ten przegrał pojedynek ze Szromnikiem, który był najjaśniejszym punktem w swojej drużynie. W 85 minucie sędzia Damian Sylwestrzak ukarał czerwoną kartką jednego z asystentów trenera Jana Urbana, który starł się z Irańczykiem Alim Golizadehem. Zasłużone zwycięstwo „Kolejorza” przypieczętował w doliczonym czasie gry Dino Hotić. Bośniakowi piłkę wrzucił z autu Pereira, ten z dziecinną łatwością ograł Kamila Łukoszka, zbiegł do środka i z kilku metrów, strzałem "pod ladę" ustalił wynik spotkania.

Bogdan Nather



GŁOS TRENERÓW

Jan URBAN: - Sam byłem ciekaw, jak się zaprezentujemy w pierwszym meczu, bo jak ktoś śledził to, co się działo w Górniku w tej przerwie, to widział, że było trochę zmian. I to było widać w pierwszej połowie. Zgubiły nas sparingi, bo one wyglądały naprawdę dobrze. Dziś wyglądało to zupełnie inaczej. Musimy się przyznać do tego, że pierwsza połowa była słaba w naszym wykonaniu. Lech miał przewagę w posiadaniu piłki, ale nie miał wielkich sytuacji. Był jedynie rzut karny i okazja Velde, ale nasz bramkarz obronił ten strzał. W drugiej połowie wyglądało to dużo lepiej, na początku zrobiliśmy trzy zmiany, ale byliśmy trochę bezzębni. 2-3 sytuacje to trochę mało, żeby zapunktować na Lechu.

Niels FREDERIKSEN: - To ważne, żeby mieć dobry start i taki mamy. Zasługiwaliśmy na to zwycięstwo, byliśmy zespołem lepszym z przebiegu gry i tak wynika też ze statystyk. Kiedy prowadzisz 1:0, to lepiej szybciej strzelić kolejnego gola, bo to zamyka mecz. Tak, było u nas trochę stresu, rywale mieli swoje okazje, a na boisko wkradło się momentami trochę chaosu. Najważniejsze, że w końcu udało się zdobyć bramkę i wygrać ten mecz.