Bartosz Kopacz był pewnym punktem swojej drużyny, ale nie pociągnął jej w górę tabeli. Fot. Tomasz Folta/PressFocus

 

„Dziura” w bramce

Zespół trenera Waldemara Fornalika chociaż ma w składzie wielu ogranych piłkarzy, nie potrafi swojego potencjału „sprzedać” na boisku.

 

Wielu kibicom się wydaje, że trener Waldemar Fornalik jest skazany na sukcesy. Owszem, to bardzo dobry szkoleniowiec, ale zdarzają mu się nie tylko spektakularne osiągnięcia, ale również bolesne potknięcia. Wystarczy przypomnieć, że „Waldek King” tylko raz sięgnął po mistrzostwo Polski. Dokonał tego w sezonie 2018/19, gdy sprawował szkoleniową pieczę nad Piastem Gliwice.

Od 29 lipca 2022 roku prowadzi Zagłębie Lubin, ale pod jego wodzą ekipa z Lubina nie potrafi wybić się ponad przeciętność. W poprzednim sezonie „miedziowi” zakończyli rozgrywki na 9. miejscu (45 punktów w 34 potyczkach), na półmetku bieżących rozgrywek plasują się na 8. miejscu z dorobkiem 25 punktów. Jest więc szansa, by poprawić wynik z poprzedniego sezonu.

Na papierze skład Zagłębia Lubin nie wygląda najgorzej. Na środku obrony bryluje wychowanek Szkółki Piłkarskiej MOSiR Jastrzębie, Bartosz Kopacz, który jesienią opuścił tylko jeden mecz ligowy. To było pokłosie nadmiaru żółtych kartek. 31-letni „Kopi” ma na liczniku 230 meczów w ekstraklasie. Najczęściej jego partnerem na środku defensywy jest o siedem lat młodszy Aleks Ławniczak, który półtora roku temu przyszedł z Warty Poznań. Na boku hasa Mateusz Grzybek, który też może pochwalić się dużym doświadczeniem. Dlaczego zatem „miedziowi” stracili aż 31 bramek? Może to mieć związek z niepewną postawą bramkarzy. Doświadczony Jasmin Burić wybiegł na boisko tylko dwukrotnie, Szymon Weirauch dostał więcej szans od trenera Fornalika, ba, w momencie startu rozgrywek był numerem jeden wśród bramkarzy, ale wiele jego interwencji było bardzo niepewnych i skutkowało utratą gola. Interwencja w meczu z Legią Warszawa po strzale Rafała Augustyniaka z 35 metrów była tak nieudolna, że gola spokojnie można byłoby zapisać na konto 19-letniego golkipera.

Wiele sobie obiecywano po Greku Sokratisie Doudisie, ale on jest kąpany w gorącej wodzie. 11 listopada w meczu z Widzewem Łódź (1:1) puściły mu nerwy. Po końcowym gwizdku sędziego Daniela Stefańskiego golkiper „miedziowych” złapał za szyję napastnika rywali Jordi Sancheza i powalił go na murawę. Został za swój czyn ukarany bezpośrednią czerwoną kartką. Przepychanki trwały kilka minut. W pewnym momencie sytuacja trochę się uspokoiła, ale Dioudis ani myślał rezygnować. Gdy oba zespoły schodziły do szatni, Dioudis ponownie stał się agresywny. Znowu złapał Sancheza za szyję, a do poważniejszych obrażeń nie doszło tylko dzięki szybkiej reakcji pozostałych członków obu zespołów. Komisja Ligi zdyskwalifikowała bramkarza Zagłębia na sześć meczów, a ponadto musiał zapłacić 30 tysięcy złotych grzywny.

W drugiej linii aż roi się od weteranów, chociażby takich jak Damian Dąbrowski (308 meczów w ekstraklasie), Marko Poletanović, Arkadiusz Woźniak (195 meczów). Poniżej możliwości spisywał się utalentowany napastnik Dawid Kurminowski, który strzelił tylko trzy gole. Nie był sobą pomocnik Marek Mróz, który większość (13) swoich meczów rozpoczynał na ławce rezerwowych. Tylko dwa razy grał od pierwszej minuty.

Bogdan Nather