Sport

Dzikość dzikich kart

KOMENTARZ „SPORTU” - Kacper Janoszka

Bardzo zawiedziony musi czuć się Leon Madsen. W końcu Duńczyk jeszcze kilka tygodni temu mógł być pewien tego, że otrzyma „dziką kartę” od organizatorów cyklu Grand Prix. Zresztą nie tylko Madsen mógł czuć, że jest niezwykle blisko otrzymania „dzikusa”. Całe środowisko żużlowe stawiało pieniądze na to, że to właśnie on zagości na najważniejszych torach żużlowych na świecie. Madsen nie miał najgorszego sezonu, ale miał pecha, bo przez moment był kontuzjowany. Przez to stracił szansę na znalezienie się w TOP 6. Przez to zasłużył, także swoimi występami w poprzednich latach, na kolejną szansę. 

Tymczasem GP do współpracy zaprosiło Kaia Huckenbecka, Jana Kvecha i Jasona Doyle’a. Proszę nie zrozumieć mnie źle, ale uważam,  że te wybory... nie mają wiele sensu. Organizatorzy mogą tłumaczyć wybór, poprzez względy narodowościowe. W końcu dodano do grupy najlepszych zawodników Niemca i Czecha, którzy mają już doświadczenie w mistrzostwach. Wtedy jednak na sensie traci wybór Doyle’a. Australijczyk to oczywiście bardzo zasłużony sportowiec, ale będzie już czwartym „Kangurem” w cyklu po Bradym Kurtzu, Jacku Holderze oraz Maksie Fricke’u. Tymczasem w przyszłym sezonie startować z nimi będzie dwóch Polaków, dwóch Brytyjczyków i dwóch Duńczyków. Żeby liczebnie dorównać Australijczykom... należało dać „dzikusa” Madsenowi albo któremuś z Polaków...