Sport

Dziewięć twarzy Henryka Apostela

Jego życiorysem można obdzielić co najmniej kilku ludzi. Wiele przeżył, wiele widział, rywalizował z najlepszymi. Futbol to całe jego życie.

Henryk Apostel zapisał się jako znacząca postać polskiej piłki nożnej – i jako piłkarza, i jako trener. Fot. PAP


Dziewięć twarzy Henryka Apostela

Jego życiorysem można obdzielić co najmniej kilku ludzi. Wiele przeżył, wiele widział, rywalizował z najlepszymi. Futbol to całe jego życie.


Jedna z niezwykłych postaci polskiej piłki nożnej, łącząca przeszłość z teraźniejszością. 83-letni Henryk Apostel podczas zeszłotygodniowej ligowej gali - tradycyjnie organizowanej po zakończeniu każdego sezonu - został przyjęty do Galerii Legend Ekstraklasy. Przyznać trzeba, że zasłużenie: zapisuje się w dziejach polskiej piłki wyraziście, w dodatku na różne sposoby. Sprawdza się w różnych klubach i w różnych okolicznościach, a szczerze pisząc – aż tak wiele takich postaci w naszym futbolu nie ma.


Bytom

W wielki świat wyfruwa z bytomskiej dzielnicy Rozbark, karierę zaczyna zresztą właśnie w tamtejszym malutkim klubiku. Mieszka przy ul. Karola Miarki 66. Całymi dniami kopie piłkę w podwórkowych drużynach z młodszym o dwa lata bratem (Otto mieszka dziś w Niemczech). Przepada za strzelaniembramek, wyróżnia się. Starsi koledzy z podwórka zawsze biorą go do składu. - Uwielbiałem chodzić do parku i grać z kumplami - wspomina dziś z uśmiechem. Jego talent dostrzegają w sąsiedniej Polonii.Wówczas „Wielkiej Polonii” – pamiętajmy, że w latach 60. istnieje tam przecież niezwykły team z Janem Liberdą na czele, który nie boi się nikogo i niczego. Talent Apostela dostrzega Józef Słonecki – lwowiak, przedwojenny piłkarz Pogoni i reprezentacji Polski, który - jak tysiące innych - po wojnieprzeprowadza się do Bytomia. Słonecki, już emeryt po sześćdziesiątce, wówczas trener młodzieży w Polonii, kocha futbol i jeździ na mecze pobliskich drużyn. - Widzę, że nadajesz się do Polonii - zaznacza. Działacze tego klubu idą więc do Pawła Apostela, ojca Henryka, na co dzień górnika KWK„Rozbark”. Namawiają go, żeby puścił syna do Polonii. Cóż, takiemu klubowi się nie odmawia, prawie każdy chłopak w Bytomiu, który kopie piłkę, marzy, żeby tam grać. Heniek jest szczęśliwy; zaczyna chodzić na Olimpijską na treningi (chodzić, o samochodzie nikt wówczas przecież nawet nie marzy).Ojcu zawdzięcza jeszcze jedno: umiejętność gry w szachy. Nauczył się przyglądając jak fater gra w nie z kolegami. Szachy towarzyszą mu zresztą do dziś: uwielbia je i codziennie poświęca im trochę czasu.

W Polonii chłopak zostaje zaakceptowany, starsi widzą, że może pomóc, może się przydać. Tak się dzieje. Debiutuje w lidze jako 19-latek. Zdobywa z Polonią jej ostatnie, jak dotąd mistrzostwo Polski – dla niego pierwsze.

Ogólny ligowy bilans Apostela w Polonii: 44 mecze, 13 bramek.


Legia

Nie dość, że jest dobry, to jeszcze w wieku poborowym wiadomo więc co stać się musi. Do domu przychodzi wezwanie do wojska. - Chcieli mnie i już. Nie miałem nic do gadania - wspomina. Polonia próbuje zadziałać, żeby go zatrzymać, ale nie ma o tym mowy. Legia to klub z wielkimi ambicjami, wojskowi marzą o sukcesach. Potrzebni im są tacy piłkarze jak młodziutki Apostel. Trafia więc do drużyny, z której wyjdzie potem aż… trzech selekcjonerów! Antoni Piechniczek i Jacek Gmoch grają na obronie, on - w ataku.

Inni piłkarze z renomą, jak młodszy o trzy lata Joachim Marx, wspominają go z uznaniem. - Rywalizowaliśmy ze sobą jeszcze w derbach Warszawy, w latach 60., on w Legii, ja jeszcze w Gwardii - wspomina z uśmiechem Marx, potem gwiazda Ruchu i mistrz olimpijski z 1972 roku.

W Legii na początku nikt nie ma łatwo. Heniek trafia do zwykłej jednostki, dostaje mundur rekruta, musztra. Na treningi zawozi i odwozi go jeden z żołnierzy. Nie ma taryfy ulgowej. Do szatni wchodzi w mundurze, przebiera się. Potem jest już łatwiej.W Legii wszystko kręci się wokół Lucjana Brychczego. - Był fenomenalnym piłkarzem. Można było go podpatrywać, uczyć się - wspomina Henryk Apostel. W warszawskim klubie styka się też, że znakomitym szkoleniowcem, Jaroslavem Vejvodą. Przekonuje się, ile znaczy trenerska osobowość.Sam też zapisuje w Legii chwalebną kartę. Szczególnie pamięta finał Pucharu Polski Legia - Polonia Bytom z 1 maja 1964 roku. Mecz ten rozegrano w stolicy na Stadionie Dziesięciolecia. Wygrali legioniści 2:1 po dwóch golach Henryka Apostela. Bytomscy kibice długo mu to pamiętają…Z kolei rywalizacja z Galatasarayem Stambuł o ćwierćfinał Pucharu Zdobywców Pucharów w 1964 roku jest tak zacięta, że potrzeba trzeciego meczu. W Bukareszcie wygrywa Legia 1-0 po złotym golu właśnie Apostela. Jako piłkarz Legii gra również jedyny raz gra w reprezentacji: w 1962 rokuwybiega w wyjściowym składzie podczas towarzyskiego meczu z Marokiem na stadionie Wojska Polskiego w Warszawie (1-1). Był to pierwszy mecz reprezentacji rozegrany w Polsce przy świetle elektrycznym.Ogólny bilans Apostela w Legii: 136 meczów i 23 gole.


Ameryka

Kibicem Legii jest w tym czasie m.in. Stanisław Dygat, słynny powieściopisarz i dramaturg, autor m.in. Jeziora Bodeńskiego, mąż Kaliny Jędrusik. Właśnie on rekomenduje piłkarza amerykańskiej Polonii.Henryk Apostel wyjeżdża do Ameryki, piłkarzem Eagles Chicago będzie trzykrotnie.Zyskuje tam taką renomę i uznanie, że polonusi ściągną go do tego klubu w przyszłości jeszcze jako trenera, Łapie Pana Boga za nogi, w czasach PRL-u zobaczyć amerykańskie wieżowce to niespełnione marzenie wielu. Z tamtejszą drużyną zdobywa amatorski i zawodowy puchar w tamtejszych rozgrywkach. Tęskni jednak za Polską.


Młodzieżówka

Kiedy reprezentacja Polski Kazimierza Górskiego zdobywa trzecie miejsce na świecie, Henryk Apostel rozpoczyna pracę trenerską. Dzieje się to w Siedlcach, to tam Apostel uczy się futbolu od drugiej strony, choć sam na zakończenie własnej kariery futbolowej biega jeszcze po boiskach jako zawodnikPolonii warszawskiej. Klub staje się sztandarową wizytówką piłkarską nowoutworzonego województwa siedleckiego, jego drużyna zajmuje pierwsze miejsce w klasie okręgowej i uczestniczy w barażach o wejście do II ligi. Od następnego sezonu występuje ona w nowoutworzonej lidze międzywojewódzkiej.Jako 36-latek dostaje szansę pracy w PZPN z drużynami młodzieżowymi i jest to… prawdziwa bomba!W 1980 i 1981 roku prowadzona przez niego reprezentacja Polski do lat 18 dochodzi aż do finału mistrzostw Europy. Za pierwszym razem przegrywa w nim z Anglią, za drugim - z RFN, ale to i tak niezwykły sukces. Zaistnieli w niej m.in. Dariuszowie - Dziekanowski, Wdowczyk czy Kubicki.Apostel: - To byli bardzo utalentowani chłopcy. Cieszyłem się, gdy widziałem jak się rozwijają.Reprezentacją pod jego wodzą był również o krok od medalu na mistrzostwach świata drużyn do lat 20, które w 1979 roku odbyły się w Japonii. Zajęła wówczas czwarte miejsce na świecie, eliminując w ćwierćfinale Hiszpanię.W rozgrywkach grupowych Polacy trafili na późniejszego mistrza - Argentynę, której gra kręciła się wokół młodziutkiego geniusza - Diego Maradony. Przegrali 1-4. - Maradona rzeczywiście był niesamowity, jakby piłkarz z innej planety - wspomina Henryk Apostel. Tymczasem trzynastu zawodników z tamtej kadry gra później w dorosłej reprezentacji, a czterech z nich - Andrzej Buncol, Andrzej Pałasz, Piotr Skrobowski i Jacek Kazimierski pojadą na mistrzostwa świata Espana’82. Apostel pokazuje, że doskonale potrafi rozeznać, kto ma talent.


Śląsk

Pierwszy raz do Wrocławia trafia na krótko jeszcze jako piłkarz, po pierwszym powrocie z Ameryki. W II lidze w 57 meczach zdobywa dwie bramki. Miasto okazuje się ważne w jego życiu, także z przyczyn prywatnych. To tam poznaje aktorkę Elżbietę Panas, która zostaje jego żoną. Tworzą piękną parę - ona olśniewa urodą, on zresztą też jest przystojnym facetem - jeszcze w stolicy dorabia się pseudonimu „Milani”. Nazwano go tak ze względu na włoski typ urody. To udany związek: są kochająca się parą do dziś.Apostel wraca do tego miasta w 1984 roku, już po zakończeniu pracy z młodzieżówką. Śląsk to pierwsza ekstraklasowa drużyna, którą prowadzi jako trener i we Wrocławiu wspominają ją do dziś.Jej siłą jej druga linia, kwartet pomocników: Tarasiewicz - Prusik - Rudy - Mandziejewicz robi wrażenie na wszystkich.Początki są trudne: wiosną 1985 roku Apostel w dramatycznych okolicznościach ratuje dla Wrocławia ekstraklasę, a walka o utrzymanie trwa do ostatniej kolejki. W 1987 roku zdobywa z tą drużyną Puchar Polski, w finale tych rozgrywek Śląsk pokonuje w Opolu po rzutach karnych GKS Katowice. Do klubowej gabloty trafia też Superpuchar - w 1987 w Białymstoku Śląsk Henryka Apostela pokonuje ówczesnego ligowego hegemona Górnika Zabrze i po raz pierwszy zdobywa to trofeum.Henryk Apostel ma w składzie prawdziwą perełkę, napastnika Dariusza Marciniaka, któremu życie marnuje alkohol. - To był wyjątkowo utalentowany chłopak. Ale co z tego, że świetnie umiał grać w piłkę, skoro zaglądał do kieliszka w wieku zaledwie osiemnastu lat? - żałuje do dziś.Joachim Marx: - Mało kto to już pamięta, ale rywalizowaliśmy z Heńkiem Apostelem jako trenerzy. Kiedy prowadził Śląsk, przyjechał na towarzyski turniej do Francji. Ja prowadziłem wtedy Lens i spotkaliśmy się podczas turnieju. Padł remis, jego drużyna wygrała w karnych.

Kiedy odchodzi, w Śląsku kibice doceniają jego dorobek. Zostaje po ostatnim meczu gorąco pożegnany z trybun.


Lech

Jego kolejną drużyną jest poznański Lech, z którym zdobywa mistrzostwo Polski w 1992 roku. Do legendy przejdzie jednak pod jego wodzą rywalizacja „Kolejorza” ze słynną Barceloną w Pucharze Zdobywców Pucharów. Nigdy polski zespół nie był tak blisko wyeliminowania tego klubu. - Zainteresowanie było ogromne. Ceny biletów wśród koników osiągały zawrotne sumy, sprzedawali je nawet za dolary - wspomina z uśmiechem Elżbieta Panas. Każdy chciał zobaczyć gwiazdy Barcelony z Garym Linekerem na czele.W pierwszy meczu na Camp Nou Lech remisuje 1-1. Wcześniej Henryk Apostel zdumiał barcelońskich dziennikarzy, twierdząc na przedmeczowej konferencji, że przyjeżdża po remis. Tak się stało! Jego zespół u siebie mógł bronić tego wyniku. Johan Cruyff w pewnym momencie poszedł w stronę szatni,nie mógł wytrzymać emocji. Ostatecznie o wszystkim zdecydował karne, pechowe dla Lecha.Skończyło się 4-5. - Prowadziliśmy w karnych 3-2 i nagle zmarnowaliśmy trzy z czterech kolejnych strzałów... Szkoda, że zawodnicy, którzy zwykle je wykorzystywali, tym razem nie dali rady - żałuje do dziś Henryk Apostel. Ale pamięta, że słynny holenderski trener gratulował mu szczerze postawyzespołu. Pół roku później Katalończycy w wielkim finale pokonują Sampdorię Genua 2:0.A Hiszpanie? Byli Apostelem tak zachwyceni, że w renomowanym „Asie” ukazuje się artykuł o możliwym zatrudnieniu polskiego trenera w lidze hiszpańskiej! Ostatecznie nie udało się, zostały wspomnienia o realnym zainteresowaniu z Półwyspu Iberyjskiego.Tymczasem w Polsce jest szansa obronić tytuł, zespół zajmuje pierwsze miejsce w tabeli i… przychodzi choroba. Pojawiają się kłopoty z sercem, trener trafia do szpitala i dalsza praca okazuje się niemożliwa.


Górnik

Z kłopotów Henryka Apostela wyciąga słynny kardiochirurg Zbigniew Religa, która kocha futbol i Górnika Zabrze. Po gruntownych badaniach wydaje zgodę na dalszą pracę. Trener w 1993 roku pojawia się w… Górniku. Znowu idzie mu świetnie: kiedy zabrzanie pokonują Legię Janusza Wójcika, jego przewaga nad drugim w tabeli GKS-em Katowice wzrasta do czterech punktów, ale w tymmomencie zgłasza się… reprezentacja! Trudno odmówić, co zresztą w przypadku zabrzańskiego klubu nie będzie jedynym tego typu przypadkiem…Apostel: - Żona zwracała mi uwagę, że taką propozycję zwykle dostaje się raz w życiu. Co może być cenniejszego dla trenera niż prowadzenie kadry narodowej? Wahałem się, nie chciałem zostawiać Górnika, szło nam przecież świetnie. Potem jednak uświadomiłem sobie, że jeśli teraz nie zostanęselekcjonerem, to zapewne już nigdy.


Repra

Debiut w reprezentacji Polski Henryk Apostel ma bardzo dobry. W towarzyskim meczu na Teneryfie Polska remisuje z Hiszpanią 1-1. Pierwszy raz w reprezentacji grają w tym meczu bramkarz Andrzej Woźniak i napastnik Henryk Bałuszyński, którego Apostel doskonale zna z Górnika. W eliminacjach doEuro Polska trafia na Izrael, Słowację, Rumunię i Francję. - Źle zaczęliśmy przyznaje Henryk Apostel, wspominając niefortunny start i porażkę w Ramat-Gan z Izraelem.Potem jednak polska drużyna rozegrała kilka świetnych meczów, zwycięstwo 5:0 ze Słowacją i rewanż z Izraelem były efektowne. Te mecze odbywały się w Zabrzu. Okazuje się, że… dzięki Henrykowi Apostelowi. - Mąż chciał w ten sposób docenić Górny Śląsk, który zawsze był mu bliski. Doskonale rozumiał tutejszy etos pracy, ciężką walkę o życie i chciał sprawić tysiącom ludzi pracy przyjemność - mówi Elżbieta Panas.

Także mecz z Francją odbył się w Zabrzu. Rewanż na Parc des Princes był fenomenalnym widowiskiem. Andrzej Woźniak obronił wtedy karnego Djorkaeffa i przeszedł do historii jako „Książę Paryża”. Nikt wtedy nie mógł przypuszczać, że większość z boiskowych rywali z Zinedine Zidanem na czele zostanie za niespełna trzy lata mistrzami świata. - Generalnie w tych eliminacjach graliśmy niby nieźle, ale robiliśmy błędy w decydujących momentach, takie, które miały wpływ na wynik… - uważa selekcjoner. Odchodzi po remisowym wyjazdowym meczu z Azerbejdżanem.

Mało kto wie, że jako selekcjoner toczy z wszechwładnym Marianem Dziurowiczem zażarte dyskusje tete-a-tete… I wcale nie przytakuje.


Finisz

Trenera Apostela ciągle stać na sukcesy. Po rezygnacji z pracy z reprezentacją zostaje szkoleniowcem drugoligowej wtedy Wisły Kraków. Od razu wprowadza ją do ekstraklasy. Wraca potem na krótko do Górnika, ale kiedy dostaje propozycję z egzotycznego Omanu - nie waha się. Ostatnim jegowyzwaniem, akurat na ćwierćwiecze pracy trenerskiej, jest praca w Ostrowcu Świętokrzyskim. Do kolejnego awansu brakuje niewiele. Jego zespół zajmuje na finiszu czwarte miejsce, ale trener ma dosyć.Nie rozstaje się jednak z futbolem. Na kilka lat zostaje został członkiem Prezydium PZPN oraz wiceprezesem ds. szkoleniowych.Futbol jest ważny dla niego do dziś. - Poświęcił mu całe życie. Zawsze będzie się nim interesował. A ja razem z nim - uśmiecha się Elżbieta Panas.

Paweł Czado