Przemysław Szur (z prawej) przyznał, że w Chorzowie nie wiedzieli, kto w ogóle będzie w stanie zagrać w Mielcu. Fot. Marta Badowska/Press Focus


Dzień prawdy

W Chorzowie rozpoczyna się dzisiaj operacja „Wielkie Derby Śląska”. Najważniejsze pytanie dotyczy jednak stanu zdrowia piłkarzy Ruchu.

Beniaminek wraca dzisiaj do treningów po meczu ze Stalą Mielec. Porażka pewnie będzie jeszcze tematem analiz, ale najważniejszy jest raport od fizjoterapeutów i sztabu medycznego dotyczącego stanu zdrowia zawodników po infekcji jelitowo-żołądkowej, która dopadła zespół. Prognozy lekarzy są optymistyczne – czas jaki pozostał jeszcze do sobotniego spotkania powinien być wystarczający, by wszyscy piłkarze zapomnieli o wirusie.


Było bardzo źle

Pod względem sportowym Ruch w Mielcu wypadł blado. W drugiej połowie co prawda miał sytuacje, ale to gospodarze przez pełne 90 minut mieli spotkanie pod kontrolą. – Ruch miał wiele momentów – mówił trener Stali Kamil Kiereś.

 „Niebiescy” nie ustrzegli się jednak prostych błędów. Szans nie wykorzystali zawodnicy, którzy w tym roku nie grali w ogóle albo grali bardzo mało, jak chociażby Kacper Michalski, Przemysław Szur czy Filip Wilak. Trudno jednak winić chorzowian za porażkę, gdyż... – Nie wiedzieliśmy, kto będzie dostępny, bo w sobotę wieczorem to wyglądało bardzo źle. Niektórzy zawodnicy wstali w niedzielę i czuli się troszkę lepiej, ale wiadomo, jak działa ta choroba. Połowa zespołu przez cały dzień nic nie jadła. Mamy poczucie, że daliśmy maksa – opisywał całą sytuację w klubowych mediach Przemysław Szur. – Każdy dał z siebie tyle, ile mógł. Dwa dni temu zaczęliśmy się gorzej czuć, wymiotowaliśmy, były biegunki, ale trzeba było zagryźć zęby. Kto dał radę, to wyszedł i starał się, ale to na pewno nie była nasza najlepsza wersja – dodawał z kolei Juliusz Letniowski.


Z godziny na godzinę

Pierwsze problemy zdrowotne drużynę dopadły już w środku minionego tygodnia, ale apogeum nastąpiło w sobotę. Kolejni zawodnicy w dniu wyjazdu do Mielca zaczęli zgłaszać problemy. – Sami byliśmy zaskoczeni, bo to wypadło nagle. Przyjechaliśmy na trening i z godziny na godzinę było coraz więcej osób niezdolnych do gry – przyznawał Szur. – To była nagła sytuacja, dynamiczna – tłumaczył trener Janusz Niedźwiedź również fakt, dlaczego klub tak późno zgłosił temat przełożenia spotkania. Może zabrakło w tej sytuacji prośby o mediację ze strony Ekstraklasy, bo przełożenie meczu w takich okolicznościach jest możliwe, ale wyłącznie za zgodą rywala. – To nie było zależne od nas. Powstało takie myślenie, że jesteśmy gorszymi, którzy nie chcą się na coś zgodzić – odnosił się do całej sytuacji po meczu trener Kiereś.

(TD)