Dzień powrotu
Dwa sety, trzy punkty, dwa wybloki i obrona - Mateusz Bieniek rozpoczął powrót do wielkiej formy.
Nie tylko kibice „Jurajskich Rycerzy” czekali na ten dzień. We wtorkowy wieczór Mateusz Bieniek wyszedł w pierwszej szóstce zawiercian na mecz z Cuprum Stilon Gorzów. Dla 30-laka był to pierwszy występ w sezonie. Nie potrzebował zbyt wiele czasu, by wywalczyć pierwszy punkt. Uczynił to w piątej akcji, punktując mocnym atakiem i dając prowadzenie swojej drużynie 4:1. W sumie na parkiecie przebywał dwa sety i wywalczył trzy punkty, wszystkie atakiem. Popisał się też obroną i przyjęciem. Przede wszystkim jednak jego powrót na parkiet mocno zmotywował kolegów. Zagrali imponująco, nie dając szans gorzowiankom. Rozprawili się z nimi w trzech setach w 73 minuty.
Reprezentacyjny środkowy pauzował blisko trzy miesiące. Po raz ostatni wystąpił 5 sierpnia w ćwierćfinale igrzysk olimpijskich w Paryżu, w zwycięskim spotkaniu ze Słowenią. Wówczas nabawił się kontuzji. Okazało się, że doznał urazu rozcięgna podeszwowego, czyli to samo z czym zmagał się przed rokiem, ale w drugiej stopie. Kontuzja nie była też tak groźna jak wtedy. Bieniek leczył się m.in. w Sevilli, a potem powoli dochodził do siebie. Klub nie naciskał na zbyt szybki powrót, bo akurat na pozycji środkowego trener Michał Winiarski miał spory wybór. Oprócz Bieńka w kadrze jest jeszcze czterech środkowych: Jurij Gładyr, Adrian Markiewicz, Wiktor Rajsner i Miłosz Zniszczoł. - Mateusz powiedział mi, że jedną z jego pierwszych myśli, kiedy zrozumiał, że to nie jest delikatne skręcenie, a normalna kontuzja, było to, że całe szczęście w klubie będzie komu grać, więc spokojnie może dochodzić do zdrowia. Chcieliśmy dać mu komfort. W trzech ostatnich sezonach naszym środkowym zawsze coś się przydarzało na początku zmagań. Kiedy więc ktoś teraz się dziwił, po co nam pięciu zawodników na tej pozycji, wskazywałem, że mogą się przydać – mówił jeszcze przed sezonem Kryspin Baran, prezes Aluronu CMC Warty.
Okazało się, że pięciu środkowych to też mało. Szeroki wybór okazał się złudny. W ostatnim czasie z powodu kontuzji ze składu na miesiąc wypadł Zniszczoł. Rajsner z kolei zmaga się z urazem palca, na którym ma specjalny opatrunek. Nie przeszkodził mu zmienić Bieńka w trzeciej odsłonie. - Wychodzi na to, że chyba zaprzyjaźnię się z opatrunkiem na trochę dłużej. Niestety jest on konieczny, bo ból cały czas mi dokucza. Jestem jednak zdolny do gry i jeśli tylko będę mógł pomogę drużynie – powiedział Wiktor Rajsner, który spotkanie zakończył z trzema punktowymi blokami i dwoma skończonymi atakami. - Chyba nie najgorzej mi wyszło to wejście - cieszył się siatkarz. - A co do meczu, topo prostu zagraliśmy dobrze. Nawet lekki przestój oraz poprawa gry rywali w trzecim secie nie przeszkodziły naszej drużynie – ocenił.
(mic)