Jest zasadnicza różnica między słowem efektywnie, a efektownie. To pierwsze oznacza bycie skutecznym, to drugie z kolei bardziej określa aspekt emocjonalny danego działania. Jeśli więc mielibyśmy w jakikolwiek sposób określić grę Ruchu w pierwszych dwóch meczach po zimowej przerwie, to można napisać, że piłkarze są na boisku czasami efektowni, bo fragmentami potrafią grać naprawdę ładną piłkę na tle Legii czy Warty, ale zdecydowanie nie można nazwać „Niebieskich” drużyną efektywną bo tylko punkt, 0 strzelonych bramek i raptem kilka strzałów na bramkę to zdecydowanie mniej niż wymagali kibice.

Tak jak w rundzie jesiennej głównie szwankowała obrona, tak obecnie poniżej oczekiwanego poziomu spisuje się atak. Już przed wznowieniem rozgrywek wydawało się, że tę linię wzmocniono najsłabiej. Daniel Szczepan doczekał się tylko jednego konkurenta w osobie Mike’a Hurasa, który mimo bycia zdolnym juniorem nie dorósł jeszcze do seniorskiej piłki. Najpierw kontuzja „Szczepka”, a potem słabsza forma zweryfikowały więc praktycznie całą ofensywną grę Ruchu.

Klub postanowił działać i w środę zakontraktował kolejnego napastnika, Somę Novothny'ego, pochodzącego z Węgier. Z jednej strony to piłkarz z ciekawym CV, bo ma występy w Bundeslidze, a fachu uczył się w Napoli, a z drugiej dość zagadkowy. Kluby zmieniał jak rękawiczki, a ostatnie odejście z węgierskiego II-ligowca raczej nie należało do spokojnych. W ciągu kilku meczów z roli kapitana i lidera spadł do roli piłkarza niepotrzebnego.

Nawet jeśli Novothny okaże się piłkarzem jakościowym na warunki chorzowian, to trudno nie ulec wrażeniu, że był to ruch dalece spóźniony. O ile sytuacja „Niebieskich” przed rundą była bardzo słaba, tak teraz jest fatalna. Pytanie, czy Ruch powoli nie powinien obierać taktyki na I ligę, by w kolejne okienko nie wejść z falstartem...

 

Iwo Raczek