Sport

Dymy w Legii!

Choć mamy październik, w Warszawie temperatura iście tropikalna! Trener Edward Iordanescu podał się do dymisji, która jednak została odrzucona.

Były selekcjoner reprezentacji Rumunii chodzi ostatnio z nietęgą miną. Fot. Artur Kraszewski/PressFocus

LEGIA WARSZAWA

Słaba forma Wojskowych, o której pisaliśmy we wczorajszym wydaniu, ma realne przełożenie na stołeczną codzienność. Może nie jak grom z jasnego nieba, ale jednak ze sporą dozą zaskoczenia pojawiła się w poniedziałek informacja, jakoby trener Legii Edward Iordanescu podał się do dymisji! Jako pierwsza podała to TVP Sport, ale do żadnego zwolnienia nie doszło.

To kaczka dziennikarska!

Okazało się bowiem, że szefostwo klubu nie przyjęło dymisji Rumuna. Media z jego ojczyzny, chętnie śledzące i informujące o poczynaniach rodaka w Polsce, dodały, że za szkoleniowcem wstawili się piłkarze. Doszło rzecz jasna do spotkania zarządu klubu z samym Iordanescu, co potwierdził szef operacji piłkarskich Legii Fredi Bobić, jednocześnie wyraźnie zaprzeczając... jakoby trener chciał złożyć rezygnację! – To kaczka dziennikarska – powiedział w rozmowie z Canal+. – W piłce zawsze jest dużo dyskusji, pojawiają się plotki, szukanie winnych. To normalne. Wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za obecną sytuację. Trzeba zachować spokój i robić swoje – powiedział Niemiec, dodając też, że razem z trenerem i dyrektorem sportowym Michałem Żewłakowem spotykają się regularnie, mniej więcej raz w tygodniu, by obgadać bieżące sprawy. – Nigdy nie odniosłem wrażenia, że trener chce odejść. Jest w pełni zaangażowany, pracuje ciężko i wszyscy go wspieramy – powiedział Bobić. Ciekawa będzie dzisiejsza konferencja prasowa Iordanescu, przed czwartkowym meczem z Szachtarem Donieck...

Zawiedziony Iordanescu

A ciekawie jest również w Rumunii. Jak wspomnieliśmy wcześniej, w ojczyźnie szkoleniowca Legii wielokrotnie pojawiają się doniesienia z nim związane, czerpiące ze znajomości bliskiego otoczenia Iordanescu (a pewnie i samego trenera). Tym razem dla iAMSport wypowiedział się Daniel Stanciu, znajomy Iordanescu, który w przeszłości przez krótki czas miał okazję współpracować u boku obecnego trenera Wojskowych na stanowiskach kierowniczych. – Poprosił o rozwiązanie kontraktu w sposób polubowny. Jeśli weźmiemy pod uwagę ostatnie trzy spotkania – dwa ligowe i jedno w Lidze Konferencji – to trzy kolejne porażki. Presja jest ogromna. Nie wiem, jak oni zaplanowali letnią strategię, jest wiele rzeczy do omówienia, ale nie mogę zdradzać zbyt wielu szczegółów, bo nie chciałbym postawić go w niezręcznej sytuacji wobec Legii. Faktem jest, że negocjuje odejście z klubu – powiedział Stanciu. Dodał, że w poniedziałek odbyło się spotkanie Iordanescu z Bobiciem i Żewłakowem, na którym ci wyrazili jego wsparcie. – Edi był zawiedziony, że latem sprzedano 8 graczy, przynoszących klubowi 15 mln euro. To byli podstawowi zawodnicy, a ci, którzy zajęli ich miejsce, nie prezentują odpowiedniego poziomu – wskazał Stanciu.

50 na 50

Po raz kolejny w rumuńskich mediach można przeczytać, że Iordanescu jest rozczarowany niespełnieniem obietnic, jakie złożono mu, gdy obejmował Wojskowych. Pierwszy raz takie doniesienia pojawiły się, gdy startowały rozgrywki, a w Legii praktycznie nie przeprowadzono transferów. Te zaczęto robić z dużym opóźnieniem. – Część z nich nie została dotrzymana, inne być może zostaną jeszcze spełnione. Taki już jest futbol – przekonywał Stanciu. Co ciekawe, Rumun ocenił szanse na odejście Iordanescu jako 50 na 50. Żewłakow chciał go ocenić dopiero w trakcie przerwy zimowej, ale z drugiej strony jeśli wyniki i gra Legii nie ulegną poprawie, to ulec może... nastawienie kierownictwa co do dymisji rumuńskiego szkoleniowca.

(PTub)