Sport

Dwumetrowiec zaskoczył

Druga połowa inauguracyjnego meczu w ekstraklasie może napawać społeczność GieKSy optymizmem przed kolejnymi spotkaniami.

Defensorzy GieKSy mieli problem z powstrzymaniem Leonardo Rochy (z lewej). Fot. PressFocus

GKS Katowice miał w piękny sposób przywitać się z ekstraklasą. Widowiskowa oprawa kibiców z hasłem „Houston, macie problem” robiła wrażenie i miała być wstępem do nowego, fantastycznego rozdziału w historii klubu. Mecz z Radomiakiem był świętem dla każdego kibica z Katowic, którzy 19 lat czekali na to, aż jego ukochany zespół wróci do ekstraklasy. Dlatego nie mógł dziwić komplet publiczności na Bukowej. Piłkarze - co było widać na boisku -poczuli atmosferę niosącą się z trybun i od razu po pierwszym gwizdku wzięli się do roboty. Przez pierwszy kwadrans zepchnęli przyjezdnych do defensywy i kilkukrotnie sprawdzali czujność Macieja Kikolskiego. Strzelać próbowali Borja Galan, Grzegorz Rogala i Oskar Repka, ale ich próby nie przyniosły bramki.

Po naporze gospodarzy do głosu zaczęli dochodzić przyjezdni. Pierwszy sygnał ostrzegawczy dla defensywy GKS-u wysłał Rafał Wolski, który w 15 minucie trafił w poprzeczkę. Chwilę później genialnej sytuacji nie wykorzystał Leonardo Rocha, który strzałem głową nie trafił do praktycznie pustej bramki. Rosły (mierzący 2 metry) napastnik nie pomylił się jednak w 24 minucie. Po dośrodkowaniu z prawej strony Joao Peglowa uprzedził obrońców i pokonał Dawida Kudłę.

Radomianie nie mieli zamiaru się zatrzymywać. Starali się strzelić drugiego gola do końca pierwszej połowy, a centralną postacią ich ataków był Rocha. Powodował duże zamieszanie w polu karnym GKS-u i korzystał na tym, że defensorzy nie zawsze interweniowali pewnie. Tak też było w 37 minucie, gdy Portugalczyk przejął piłkę po podaniu Jana Grzesika, zmylił Aleksandra Komora i umieścił piłkę w siatce.

Z dwubramkową stratą katowiczanie rozpoczęli drugą połowę, mając nadzieję na remis. Trener Rafał Górak od razu po przerwie zdecydował się na zmianę w środku pola – za Bartosza Baranowicza na boisku pojawił się Sebastian Milewski. Jego obecność na murawie zdecydowanie uspokoiła i polepszyła grę katowiczan. Po zmianie stron GieKSa dominowała i robiła wszystko, żeby w końcu pokonać Kikolskiego. Szczególnie groźna była po stałych fragmentach, ale gola kontaktowego zdobyła dopiero w 83 minucie. Po rzucie wolnym piłka trafiła przed pole karne do Mateusza Marca. Ten nie zastanawiał się długo i oddał mocny strzał z woleja, który znalazł drogę do bramki. Na doprowadzenie do wyrównania było jednak już za późno.

Kacper Janoszka



GŁOS TRENERÓW

Bruno BALTAZAR: - Wiedzieliśmy, że to będzie bardzo trudny mecz. Byliśmy gotowi na to, że GKS bardzo mocno zacznie spotkanie przed swoimi kibicami i po powrocie do ekstraklasy. Tak jak przypuszczaliśmy, gospodarze mieli silne pierwsze 15-20 minut. Potem przejęliśmy pełną kontrolę i strzeliliśmy dwa gole. W drugiej połowie znowu oczekiwaliśmy mocnego startu rywali. Ostatnie 15 minut było dla nas trudne. Katowiczanie dominowali, tworzyli sytuacje, zdobyli gola i mieliśmy problemy.

Rafał GÓRAK: - Spotkanie ustawiła strata dwóch goli w krótkim odstępie czasu. To zawsze powoduje trudność. Trochę pogubiliśmy się w elemencie dojrzałości piłkarskiej. Bardzo pozytywna była w naszym wykonaniu druga połowa, która dała dużo optymizmu. Przebiegła pod nasze dyktando, wydawało się, że jesteśmy blisko odwrócenia losów spotkania.