Dwumecz zamknięty

Nawet nietrafiony rzut karny Blaża Kramera nie zaszkodził Legii. Fot. PAP/Leszek Szymański

Dwumecz zamknięty

Legia Warszawa była bezlitosna dla przybyszów z Wielkiej Brytanii.

LIGA KONFERENCJI EUROPY

Jak można było przypuszczać, Caernarfon Town nie był zespołem, który zagroził Legii Warszawa. Walijczycy prezentowali amatorski poziom, podczas gdy Legia po prostu bawiła się na boisku. Pewne zwycięstwo 6:0 nie może dziwić, podobnie jak hat -trick Marca Guala. Hiszpański napastnik pozazdrościł swojemu rodakowi Jesusowi Imazowi, który dwa dni wcześniej strzelił trzy gole w starciu z FK Paneveżys w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów. Gual miał okazje, defensorzy zostawiali mu sporo miejsca, więc korzystał na nieudolności przeciwnika. Mimo tego nie wszystko 28-latkowi się podobało w czwartkowych poczynaniach Legii. Zaznaczył, że początek meczu mógł być zdecydowanie lepszy. W pierwszej połowie warszawianie zdobyli dwie bramki (jedną strzelił Gual, druga to trafienie samobójcze bramkarza Stephana McMullana). – Przeciwnik miał swój plan i wiedział, jak chce grać. Nie było łatwo. Musimy lepiej zaczynać mecze. Ważne jest jednak to, że przeszliśmy płynnie z niezbyt dobrej gry do bardzo dobrego futbolu i skończyliśmy spotkanie w niezły sposób – zaznaczył hiszpański snajper.

 Ofensywne możliwości

Podobne spostrzeżenie miał też trener legionistów Goncalo Feio. Portugalczyk podzielił się nieco bardziej specjalistycznymi przemyśleniami na temat tego, dlaczego pierwsza połowa była słabsza od drugiej. – Przeciwnik zmienił strukturę specjalnie na ten mecz. W pierwszej połowie nie byliśmy w stanie dobrze zidentyfikować przestrzeni za linią obrony, którą mogliśmy lepiej wykorzystać – zaznaczył szkoleniowiec. – Cieszy mnie to, że otwarliśmy wynik po stałym fragmencie – dodał trener z Półwyspu Iberyjskiego.

Niezależnie od tego, jak ekipa ze stolicy grała przed przerwą, pokazała się z bardzo dobrej strony, ogrywając znacznie słabszego rywala. Caernarfon nie miał najmniejszych szans i to nie tylko dzięki strzeleckiemu instynktowi Guala. Hiszpan oczywiście odegrał kluczową rolę, ale równie dobrze radzili sobie inni zawodnicy ofensywni. Na tle amatorów Blaż Kramer wyglądał jak kandydat do zdobycia Złotej Piłki (poza tym, że nie trafił z karnego). Debitanckiego gola dla Legii zdobył Claude Goncalves, który w drugim spotkaniu z rzędu znalazł się w wyjściowej 11. Mimo znaczącej dominacji portugalski szkoleniowiec z szacunkiem wypowiadał się o przeciwniku. Tak było przed meczem, ale także po ostatnim gwizdku. – Dla gości był to najważniejszy mecz w historii klubu i w karierze tych piłkarzy. Postawili się najlepiej, jak mogli – stwierdził Goncalo Feio. Same chęci meczu nie wygrają, o czym Walijczycy boleśnie się przekonali.

Teraz Dania

Jednym z charakterystycznych elementów spotkania były puste trybuny przy Łazienkowskiej. Kibice Legii pokutują za wybryki w poprzedniej edycji Ligi Konferencji, więc na stadionie (poza osobami, które były niezbędne) było pusto. Oglądając spotkanie, można było powrócić wspomnieniami do meczu sprzed ośmiu lat, gdy Legia w fazie grupowej Ligi Mistrzów przy pustych trybunach podejmowała Real Madryt. Różnica w tych spotkaniach była jednak znacząca, szczególnie jeśli zwróci się uwagę na jakość rywali warszawskiego zespołu. – Trudno się gra bez wsparcia kibiców. Normalnie jest pełen stadion i fani nam pomagają – zaznaczył Marc Gual. – Cieszę się, że to prawdopodobnie ostatni mecz przy pustych trybunach. Kibice są nam potrzebni, a futbol jest dla ludzi. Gramy dla naszej społeczności – mówił po spotkaniu Goncalo Feio.

Podobnie jak Legia poradziło sobie w czwartek Broendby. Duński zespół mierzył się z KF Llapi (wyeliminowane z Ligi Europy przez Wisłę Kraków) i też wygrał 6:0. Wynik ten jest o tyle ważny, że to właśnie ze zwycięzcą tego dwumeczu zmierzy się zespół trenera Feio. Sztab szkoleniowy warszawskiej drużyny może się już powoli przygotowywać do dwumeczu z ekipą, której siedziba znajduje się pod Kopenhagą.

Kacper Janoszka