Sport

Dwie trzecie to za mało

Puchar Polski i udana kampania w Lidze Konferencji nie przykryją tego, co w Warszawie liczy się najbardziej – braku mistrzostwa Polski.

Jeden z najbardziej pamiętnych obrazków minionego sezonu w Legii – trener Goncalo Feio i przekaz w stronę fanów Brondby. Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus

LEGIA WARSZAWA

Legii znowu nie udało się stanąć na najwyższym stopniu podium. Pamiętając dominację Wojskowych z lat 2013-21, gdy zdobyli 7 tytułów (praktycznie połowę wszystkich swoich „majstrów”) i 2 wicemistrzowskie, spodziewano się kontynuacji polskiego projektu a la Bayern Monachium czy Paris Saint-Germain. Lokata nr 5, na jakiej skończyła Legia, jest jednak drugą najgorszą od ponad 30 lat. Gorzej warszawiakom poszło tylko w sezonie 2021/22, gdy przez wiele kolejek walczyli o utrzymanie, finalnie kończąc na 10. miejscu.

Odetchnęli z ulgą

– Oprócz celów pobocznych, takich jak młodzieżowcy, rozwój piłkarzy itp., mieliśmy trzy cele sportowe. Jeden z nich osiągnęliśmy, czyli zdobyliśmy Puchar Polski. W drugim zrobiliśmy więcej, niż się po nas spodziewano, czyli dotarliśmy do ćwierćfinału Ligi Konferencji. Nie zrealizowaliśmy trzeciego, a mam na myśli mistrzostwo Polski – mówił w maju trener Goncalo Feio, który później opuścił klub w – standardowo – głośnych okolicznościach. Rozmowy dotyczące jego przyszłości trwały długo, a wszystko zależało od perspektywy, z jakiej patrzyło się na wyniki Legii. Czy dwa zrealizowane cele wystarczyły, by przysłonić brak trzeciego – tego najważniejszego? Oprócz tego dochodziły do sprawy detale, jak fakt, że gdyby Wojskowi ulegli w finale Pucharu Polski Pogoni Szczecin, nie załapaliby się na europejskie puchary. Dodatkowo – jak wiemy – Feio jest człowiekiem o... ognistej naturze. Czarne chmury wisiały nad jego głową jakiś czas, ale ten sprawnie umiał znaleźć promienie słońca. Jak zwolnić trenera, który pokonał na Stamford Bridge Chelsea (abstrahując od okoliczności i podejścia samego przeciwnika)? Koniec końców, po długich rozmowach, przedstawiono Portugalczykowi ofertę przedłużenia umowy, za czym optował dyrektor sportowy Michał Żewłakow. O jej odrzuceniu postanowił jednak sam szkoleniowiec i między Bogiem a prawdą nie brak w Warszawie osób, które odetchnęły wówczas z ulgą.

Sezony życia

Feio wypowiedział się także o innych aspektach minionego sezonu. – Rozwój zawodników widać po liczbach. Ryoya Morishita prawdopodobnie wróci do reprezentacji Japonii (jeszcze nie wrócił – przyp. red.), Steve Kapuadi został pierwszy raz powołany do DR Konga. Bartosz Kapustka wrócił do reprezentacji Polski po ośmiu latach, a jej zawodnikiem stał się Maxi Oyedele. Zobaczymy, gdzie wyląduje Jan Ziółkowski, ale mam wrażenie, że wyżej niż w kadrze U-20. To cele poboczne, które zostały wykonane wraz ze sztabem i drużyną. Sądzę, że rozwój piłkarzy jest ewidentny. Nie wiem, czy Legia będzie chciała, czy nie, ale jest do zarobienia kilkanaście milionów złotych na tych zawodnikach, którzy wypromowali się w tym sezonie. Podejrzewam, że 10 lub więcej naszych graczy miało najlepsze sezony w życiu – w swoim stylu zwracał uwagę na pozytywy Feio, choć co do tych „sezonów życia” można mieć pewne wątpliwości.

Bez napastnika

Nie można jednak oceniać Legii tylko przez pryzmat szkoleniowca. W końcu ktoś mu tę kadrę musiał przyszykować (rzecz jasna z jego częściowym udziałem), a ciężar zeszłorocznych transferów przedsezonowych spadł na barki ówczesnego dyrektora sportowego Jacka Zielińskiego, który zimą przestał pełnić dyrektorskie obowiązki, stając się... doradcą zarządu ds. sportowych. Teraz nowym-starym dyrektorem jest wspomniany Żewłakow. Natomiast transfery wykonane przez Zielińskiego w wielu przypadkach okazały się większymi lub mniejszymi fiaskami – wystarczy wymienić Migouela Alfarelę, Sergio Barcię, Claude'a Goncalvesa czy Jeana-Pierre'a Nsame. Z tej czwórki wszyscy poza Goncalvesem zimą... odeszli na wypożyczenia. Mimo że latem dokonano wielu ruchów na pozycji napastnika, to napastnika z prawdziwego zdarzenia w Legii nie było. W ekstraklasie najwięcej bramek zdobyli pomocnik Bartosz Kapustka oraz krytykowany snajper Marc Gual – ledwie 9. Dla porównania król strzelców z Pogoni Efthymis Koulouris zdobył 28 bramek, a w dokładnie połowie klubów ekstraklasy był co najmniej jeden zawodnik, którzy strzelił „dwucyfrówkę”. Wojskowym miał pomóc ściągnięty zimą z Mielca Ilja Szkurin, lecz jego ekstraklasowy dorobek z „elką” na piersi zatrzymał się na dwóch trafieniach. Aczkolwiek medal ma też drugą stronę – mimo takich kłopotów na pierwszej linii frontu Legia miała drugą najlepszą ofensywę ekstraklasy.

Klub bez DNA

Kilka ciekawych słów na temat obecnej Legii powiedział jej wychowanek Michał Żyro, który w wieku 32 lat z powodu przewlekłych kontuzji przed rokiem zakończył karierę. W stołecznej ekipie zagrał ponad 150 razy, zdobywając 3 mistrzostwa i 5 PP. W rozmowie z legia.net podsumował: – Moim zdaniem w Legii brakuje tożsamości. To nie jest już ta Legia. Zniknęła więź między piłkarzami a klubem, między zespołem a kibicami. Nie ma DNA, nie ma charakteru. Zbyt wielu zawodników jest przy Łazienkowskiej z przypadku. Mentalność często jest ważniejsza niż umiejętności – tak, to brzmi twardo, ale tak jest. Brakuje ludzi, którzy biorą odpowiedzialność. Za naszych czasów Polacy dawali radę w Europie. Teraz ściągamy zagranicznych zawodników, których nikt nie jest pewien. Mówimy o Lidze Konferencji. To turniej, który powstał po to, żeby takie drużyny jak Legia mogły grać w Europie. Gdyby nie ta nowa formuła, nie byłoby nas w Europie– rzucił twardą prawdą Żyro.

Piotr Tubacki

4 SEZONY z rzędu bez mistrzostwa Polski ma za sobą Legia Warszawa. Kilka lat temu nikt nie wymyśliłby takiej serii.