Dwa oblicza Biało-czerwonych
Przygotowująca się do mistrzostw Europy reprezentacja Polski poniosła dwie porażki z silną reprezentacją „Trzech koron”.
Surowa lekcja
Selekcjoner biało-czerwonych Arne Senstad do Skandynawii zabrał wszystkie 18 zawodniczek, które powołał na mistrzostwa Europy. Pierwszy z dwóch sprawdzianów w Ystad okazał się jednak surową lekcją dla polskich reprezentantek. Rywalki w zasadzie od pierwszych minut przejęły pełną inicjatywę i zaczęły dyktować warunki gry. Szwedki szybko osiągnęły kilkubramkową przewagę, którą w następnych minutach wyłącznie powiększały. Do przerwy prowadziły 18:11.
Norweski selekcjoner - zgodnie z zapowiedziami - konsekwentnie rotował składem i próbował sprawdzić dyspozycję drużyny w różnych ustawieniach taktycznych oraz personalnych. Bardziej doświadczony zespół „Trzech Koron” wykorzystywał niemal każdy błąd i w drugiej połowie systematycznie powiększał przewagę. Na 11 minut przed końcową syreną Szwedki prowadziły 14 bramkami.
Z lepszej strony
W niedzielnym meczu Polki zaprezentowały się ze zdecydowanie lepszej strony. Walczyły już na równi z wyżej notowanymi Skandynawkami, do remisu zabrakło niewiele, a konkretnie dobrego ostatniego rzutu. Do składu Szwedek wróciła jedna z najbardziej doświadczonych kadrowiczek Jamina Roberts (245 meczów, 641 bramek). Opuściła ona sobotni mecz z powodu kontuzji stopy, jakiej nabawiła się w ostatnim spotkaniu drużyny klubowej. Szwedkom, podobnie jak w przypadku pierwszego meczu, początkowo udawało się dość łatwo mijać polską obronę. Linia rozegrania z Roberts, Jenny Carlson i Emmą Lindqvist zagrała inspirująco i imponująco, zdobywając 7 bramek już w pierwszych 7 minutach. Dużo problemów stwarzała gospodyniom wysunięta obrona Polek 5-1. Na swojej połowie Szwedki nie zachwycały. Pozwoliło to drużynie trenera Arne Senstada zdobywać bardzo łatwe gole. W efekcie pierwsza połowa zakończyła się remisem 14:14.
Gdyby nie Ryde
Po zmianie stron Szwedki wróciły do najsilniejszego ustawienia. Dość szybko wyszły na prowadzenie 20:17. Później gra się wyrównała, a w 50 minucie tablica wyników ponownie wskazała remis (24:24). Na minutę przed końcem spotkania Biało-czerwone - za sprawą kapitan Moniki Kobylińskiej - doprowadziły do remisu 27:27. W kolejnym ataku gospodynie odzyskały prowadzenie dzięki trafieniu Emmie Lindqvist. Na sekundę przed ostatnim gwizdkiem Jessica Ryde obroniła rzut Polek i zapewniła swej drużynie drugie z rzędu zwycięstwo. Biało-czerwone rozegrały tym razem bardzo dobre spotkanie, do ostatnich sekund prowadząc wyrównaną walkę z czwartą drużyną świata. Ten występ dał podstawy do optymizmu przed Euro 2024.
ZC, PAP
◾ Szwecja - Polska 38:22 (18:11) i 28:27 (14:14)POLSKA: Płaczek, Wdowiak, Zima - Kobylińska 3 i 6, Drażyk 2 i 6, Rosiak 4 i 4, Kochaniak-Sala 6 i 3, Balsam 0 i 2, Nosek 0 i 1, Michalak 0 i 1, Uścinowicz 0 i 1, Matuszczyk 5 i 1, Nocuń 0 i 1, Górna 2 i 1, Olek. Kary: 2 i 8 min. Trener Arne SENSTAD.
POWIEDZIAŁY
Karolina KOCHANIAK-SALA: - Cieszę się, że podniosłyśmy się po sobotnim meczu. W sobotę popełniłyśmy za dużo niewymuszonych błędów, w niedzielę je ograniczyłyśmy. Zdecydowanie bardziej uwierzyłyśmy w siebie i grałyśmy z zacięciem. Dobrze wyglądała nasza obrona i to nas napędziło do lepszej gry w ataku. Niedzielne spotkanie to dobry prognostyk przed mistrzostwami Europy. Mam nadzieję, że w sobotę wyczerpałyśmy limit błędów na długi czas i na mistrzostwach Europy będzie jeszcze lepiej. Dla mnie mecze w Szwecji stanowiły powrót do reprezentacji po długiej kontuzji. W sobotę było dużo emocji. Cieszyłam się, że znów mogę grać w koszulce z orzełkiem.
Sylwia MATUSZCZYK: - Szkoda przegranej, bo w samej końcówce miałyśmy szansę na remis. Jestem jednak dumna z dziewczyn, bo po sobotniej,dotkliwej porażce potrafiłyśmy się podnieść i jak równy z równym walczyłyśmy ze Szwedkami. Cieszę się, że pokazałyśmy, że potrafimy grać w piłkę ręczną.