Przed Jarosławem Królewskim wiele trudnych, ale koniecznych zmian. Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus


Duża porażka

Rozmowa z Jarosławem Królewskim, większościowym udziałowcem i prezesem Wisły Kraków


5 sierpnia, przed pierwszym domowym meczem ze Stalą Rzeszów, stanął pan na środku boiska. Przeprosił kibiców za poprzedni nieudany sezon i powiedział, że Wisła ma wszystko, by awansować w kolejnym. Co poszło nie tak, że skończyliście na 10. miejscu?

- Lubimy posługiwać się nośnymi hasłami: „Wisła osiągnęła najgorszy rezultat w historii”, „Wisła zajęła 10., czy inne miejsce”, natomiast Pogoń czy Raków skończyły z podobną liczbą punktów w ekstraklasie. To pokazuje, że piłka nożna się zmieniła, mecze są bardziej wyrównane, różnice między zespołami są inne. Można popełnić jeden błąd przy budowaniu kadry i nie dać rady tego nadrobić, mimo większego budżetu. Przygotowywaliśmy się na najgorszy scenariusz i pracujemy nad planem na kolejną rundę, w czerwcu zaprezentujemy plan na najbliższe trzy lata. Musimy tę żabę przełknąć, choć nie jest to miłe i satysfakcjonujące, ale nie mamy czasu, by popadać w jakiś hurradefetyzm.


Jaka przyszłość czeka trenera Alberta Rude? Wcześniej deklarował pan, że będzie mógł zostać nawet w przypadki braku awansu, jeżeli będzie miał ochotę.


- Nie jesteśmy zadowoleni z tego, jak skończyliśmy sezon. Jest to duża porażka i każdy, a w szczególności ja, czuje to bardzo mocno. Jestem odpowiedzialny za wszystkie wybory. Następnym razem będziemy się starali zrobić to lepiej. Musimy skompletować kadrę na europejskie puchary. Przed nami dużo wyzwań. Muszę porozmawiać z trenerem, decyzje będziemy podejmować w tym tygodniu.


Szykujecie się do rewolucji kadrowej?


- Przez ostatnie pół roku pracowaliśmy nad tym, aby mieć listę piłkarzy, którzy będą bardziej odpowiedni do I ligi i do osiągnięcia naszych celów. Na pewno wyciągniemy wnioski z doboru zawodników, może nawet nie pod kątem umiejętności, a aspektów dotyczących charakteru. Wszystkim zabroniłem jednego: szukania indywidualnych winnych tej porażki, ostracyzmu. Wygrywaliśmy Puchar Polski jako drużyna i przegraliśmy w lidze jako drużyna. Wiemy, którzy zawodnicy powinni zostać, a którzy z własnej woli albo z naszej perspektywy powinni poszukać pracy w innym miejscu. To nie jest jeszcze moment, aby podejmować finalne decyzje. Na spokojnie przygotowywaliśmy się do zbliżającego się okienka transferowego. Wiemy, jakich zawodników chcemy mieć w I lidze i na jakich możemy liczyć.


To koniec projektu z zatrudnianiem wielu hiszpańskich graczy?


- Jeśli dalej będę w klubie, to nie będzie miał znaczenia eksperyment hiszpański czy inny. To był plan przejściowy. Mój plan jest taki, żeby korzystać z danych i będziemy szli w tę stronę.


Mówi pan: „Jeśli dalej będę w klubie”. Co to znaczy?


- Wszystkie scenariusze są możliwe. Jesteśmy przygotowani na takie rzeczy jak nowy właściciel.


Na przykład Bogusław Cupiał?


- Nie sądzę, ale na wszystko trzeba być przygotowanym. Obiecałem sobie, że nie będę tego zdradzał, ale być może po ostatnim meczu wyjdą tacy, którzy będą w stanie wziąć na siebie zarządzanie Wisłą Kraków i robić to lepiej niż ja.


W kolejnym sezonie do gry w I lidze będziecie musieli dołożyć eliminacje europejskich pucharów. Przez to będzie trudniej?


- Przede wszystkim będziemy przygotowywać się do tego, by awansować do ekstraklasy, bo to jest nasz główny cel. Będziemy się też starali jak najdalej dojść w europejskich pucharach, bo występy w tych rozgrywkach przyniosą ogromny zastrzyk gotówki. Z naszych analiz wynika, że nawet przegrane we wszystkich meczach pozwolą nam osiągnąć przychody finansowe z praw telewizyjnych na poziomie podobnym jak w ekstraklasie.

Notował Michał Knura