Sport

Dujszebajew potrafi czarować

Rozmowa z Piotrem Chrapkowskim, byłym rozgrywającym siódemki z Magdeburga i reprezentacji Polski

Piotr Chrapkowski największe sukcesy świętował jako zawodnik Magdeburga. Fot. Paweł Andrachiewicz/PressFocus

Czym pan się teraz zajmuje na sportowej emeryturze?

- Na razie tylko zasłużonym wypoczynkiem, ale piłkę ręczną cały czas śledzę i to n żywo. Ostatnio byłem w Zabrzu na meczu Górnika ze Śląskiem. Mam przyjaciół w Zabrzu, mam przyjaciół we Wrocławiu. Miło się było spotkać.

Gdyby tylko powiedział pan „OK”, to chyba każdy polski zespół - no może poza tymi z Kielc i Płocka - „przytuliłby” pana na sezon lub dwa...

- Nie, nie, nie. Odnośnie kariery zawodniczej powiedziałem już „dziękuję”. 26 czy 27 lat grania w piłkę ręczną...

z sukcesami

- Z sukcesami, ale już wystarczy. Teraz trzeba pisać nowe rozdziały. Więcej czasu poświecić rodzinie, bo go zawsze brakowało. Gdy dochodziły europejskie puchary, mecze wyjazdowe, to nie było go praktycznie w ogóle.

Wraca pan na stałe do Polski?

- Jeszcze nie wiem. Możliwe, że zostanę w Magdeburgu, możliwe, że wrócę na Pomorze. To wszystko jest otwarte i fazie planowania.

Mecze Magdeburga pan obserwuje?

- Regularnie. Piszę, dzwonię do chłopaków, czasami ich odwiedzam w klubie. W szatni zawsze witają mnie uśmiechami. Spotykamy się na kawie. Staram się regularnie utrzymywać kontakt. To dla mnie bardzo ważne, by dbać o przyjaźnie, które zawiązały się na boisku czy przy boisku. Czuję się czasami, jakbym jeszcze grał. Ale powiedziałem - basta, stop i cieszę się teraz inną perspektywą, choć wiadomo, że serce mocniej zabije, zwłaszcza podczas meczów Ligi Mistrzów.

Polskie zespoły niespecjalnie w niej wystartowały. Jaka jest tego przyczyna?

- W Kielcach jest sporo kontuzji, dlatego taki początek - jedno zwycięstwo w trzech meczach. Płock nic jeszcze nie ugrał, ale on początki zawsze ma ciężkie. Potem gra lepiej i wierzę, że i tym razem tak będzie. Dotąd grał z trudnymi przeciwnikami. Teraz przyjdą mecze z teoretycznie łatwiejszymi i może pozbierać punkty. Jestem przekonany, że obie polskie ekipy dokonają jeszcze wiele dobrego i dostarczą kibicom wspaniałych emocji.

Naprawdę pan myśli, że Industria jest w stanie coś ugrać w Magdeburgu?

- Tak. Obrona Magdeburga funkcjonuje już lepiej niż na początku sezonu. Umiejętności każdego zawodnika w ataku jeden na jeden są na bardzo wysokim poziomie. Grają prostą piłkę, ale skuteczną. Ale Kielce z ich ofensywną, agresywną obroną są niewygodnym przeciwnikiem dla „Gladiatorów”. Owszem, kielczanie przyjeżdżają mocno przetrzebieni, ale wszyscy wiedzą, że trener Tałant Dujszebajew potrafi czarować, jeśli chodzi o taktyczne przygotowanie zespołu. Będzie ciekawe widowisko. Na pewno hala wypełni się ponad sześcioma tysiącami entuzjastycznie reagujących kibiców. Będzie doping, straszny rumor, walka na noże. Typuję, że spotkanie rozstrzygnie się w drugiej połowie.

Jak wygląda dzień meczowy Magdeburga w Lidze Mistrzów?

- O 10.00 rozruch; takie 40 minut, żeby się pobudzić, trochę poruszać, porozciągać, oddać po cztery rzuty z różnych pozycji, wyprowadzić dwie kontry, przypomnieć taktykę. Potem powrót do domu lub hotelu, gdy gramy na wyjeździe. Przed meczem kawa, lekkie ciastko. Jak ktoś potrzebuje, to idzie do fizjoterapeuty, żeby się „zatejpować” lub wetrzeć maści; co kto potrzebuje dla głowy, dla ciała. Z reguły każdy z czymś innym się zmaga, więc „fizjo” działają w pocie czoła. Na godzinę, półtorej przed meczem jest jeszcze krótkie wideo, by przypomnieć sobie mocne strony przeciwników, na przykład kto jak gra w sytuacji 7 na 6.

Sławomir Szmal na pobudzenie wypijał 5 kaw i Red Bulla, zanim wyszedł na prezentację...

- Nie piłem Red Bulli. Kawę owszem, do tego brałem żele w tubkach, pobudzające i wzmacniające; jeden przed meczem, jeden w przerwie. Gdy graliśmy wcześniej, to spotykaliśmy się w klubie z rodzinami po meczu. Gdy tak jak gra Liga Mistrzów, czyli późnym wieczorem o 18.45 lub 20.45, to dzieciaki zostawały w domach. Wtedy już indywidualnie, ale najczęściej zostawaliśmy w klubie dłużej, bo najpierw trzeba było pogadać z kolegami w szatni, z kolegami z drużyn przeciwnych, bo wielu z nich się znało.

A propos Szmala, który startuje w wyborach na prezesa ZPRP. Popiera pan jego kandydaturę?

- Oczywiście, Sławka zawsze wspieram. To niesamowity człowiek, jeden z największych profesjonalistów, a nawet największy, jakiego w życiu spotkałem. Człowiek pracy, człowiek, który ma twarde zasady. Wiem, że jeżeli wygra, to zostawi wszystko i poświęci się dla dobra polskiej piłki ręcznej.

Rozmawiał Zbigniew Cieńciała