Sport

Dryfują na skały

Widzew niebezpiecznie zmierza w stronę rafy, która na futbolowych mapach oznaczona jest jako „ligowa przeciętność”.

Mateusz Żyro (nr 4) może mieć po poniedziałkowym meczu uzasadnione pretensje do sędziów… Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus

WIDZEW ŁÓDŹ 

Nawigatorom nie udaje się ustabilizować kursu: po udanym i zwycięskim meczu z Zagłębiem przyszła przegrana w kiepskim stylu z Puszczą, a wygrać dwa mecze po kolei udało się w tym sezonie Widzewowi tylko raz i to jeszcze w sierpniu…

Ostre uwagi szkoleniowca

Trener Widzewa Daniel Myśliwiec to widzi, ale nie jest w stanie zatrzymać tego niepokojącego dryfu. – Ten mecz nie miał prawa tak się potoczyć – mówił wzburzony po poniedziałkowym meczu w Krakowie z Puszczą (0:2). – Najważniejsza w takich spotkaniach jest kontrola, przede wszystkim swoich emocji oraz zachowań. Mecz kompletnie wymknął się nam spod kontroli i trudno było go oglądać. Nie chciałbym więcej widzieć u swojej drużyny takiej dyspozycji i mam nadzieję, że to ostatni raz, gdy to się stało.

Widzew zaczął elegancko, spokojnie, wręcz statecznie. Trzy szanse bramkowe na początku utwierdziły piłkarzy tej drużyny, że nic złego nie może im się stać. Rywal nie zamierzał się jednak do takiego stylu dostosować – grał z większą dynamiką, zawadiacko. I wtedy właśnie zabrakło tej kontroli, o której po spotkaniu mówił trener. No i liczbowa dokumentacja meczu wykazała, że piłkarze Puszczy przebiegli trzy kilometry więcej niż grający na stojąco widzewiacy.

Mecz numer 50 w ekstraklasie w swojej historii (od spotkania z Widzewem 2:3 w lipcu ubiegłego roku) Puszcza wygrała i choć bilans ogólny ma ujemny (12 zwycięstw, 18 remisów i 20 porażek), to akurat z Widzewem zespół z Niepołomic jest na plusie: dwa zwycięstwa, remis i porażka. To czwarty cenny skalp w tym sezonie w prestiżowych meczach, po pokonaniu Lecha oraz remisach z Legią i Górnikiem.

Auty siały spustoszenie

Puszcza grała z czterema zmianami w składzie (bez Craciuna, Jakuby, Mrozińskiego i Cholewiaka) w porównaniu z poprzednim meczem, Widzew z jedną korektą (Marcel Krajewski za Kastratiego). 20-latek był najpewniejszym punktem łódzkiej defensywy, ale jeszcze bardziej przydał się na boisku obrońca niepołomickiego zespołu Dawid Abramowicz, który wrócił po kartkach. Po jego „dośrodkowaniach” ręką po wrzutach z autu piłka wpadała jak granat w tłok pod bramką, siejąc zamieszanie, a instynktownie wystawiona noga przy innej okazji zaskoczyła Rafała Gikiewicza i pozwoliła Puszczy objąć prowadzenie. W zespole Puszczy była jeszcze jedna zmiana, która wpływu na wynik nie miała, ale trzeba ją odnotować. Po roku i trzech tygodniach leczenia wrócił do gry Rok (nomen omen) Kidricz, napastnik ze Słowenii, który w znacznym stopniu przyczynił się w sezonie 2022/23 do awansu niepołomiczan do ekstraklasy. Teraz zagrał tylko pięć minut, ale na pewno wkrótce przypomni, jak strzelał gole.

Znowu ten VAR…

To oczywiste, że po takich decyzjach sędziego na Widzewie nie lubią chwilowo VAR-u. Tym razem wszystkie były niekorzystne: nieuznany gol i nieprzyznany rzut karny dla Widzewa (VAR nie dostrzegł, czy Mateusz Żyro był faulowany), karny dla Puszczy (po faulu Żyry ze znakiem zapytania) i wreszcie czerwona kartka dla kapitana Widzewa. Opinii na ten temat jak zwykle jest tyle, co oglądających, ale najbardziej prześladowany przez arbitra Żyro, inni zawodnicy, trenerzy i kibice chętnie wysłuchaliby zdania sędziowskich autorytetów na temat piłkarskiej podwójnej moralności i takiej interpretacji przepisów, która za świadome złapanie uciekającego zawodnika wpół i obalenie go rzutem zapaśniczym na ziemię daje tylko żółtą kartkę (Jakub Serafin), nazywając to „faulem taktycznym”, a za faule wynikające z walki o piłkę, których było tym razem  wyjątkowo dużo (po 16 z obu stron), każe wyrzucać z boiska. Żyrze w całym meczu sędzia odgwizdał dwa przewinienia, a na przykład wspomnianemu Serafinowi czy Jakovowi Blagaiciowi z Puszczy po cztery.

Gdyby w piłce nożnej obowiązywały takie zwyczaje, jak w hokeju, sędzia Marcin Szczerbowicz musiałby postawić swoim kolegom z ekipy piwo do kolacji. W pewnym momencie potknął się i upadł na murawę. Nie wypuścił jednak gwizdka, zachował zimną krew, błyskawicznie poderwał się, nie tracąc kontroli nad wydarzeniami. Ewentualne piwo dla Żyry w ramach przeprosin nie załatwiłoby jednak sprawy…

Wojciech Filipiak