Sport

Drapieżne Lwy rozszarpały tępe Scyzoryki

Niepowodzeniem zakończyła się podróż wicemistrzów Polski do Lizbony. Nie można jednak wygrać meczu w Lidze Mistrzów, jeśli traci się ponad 40 bramek.

Strata 41 bramek w stolicy Portugalii długo będzie się śniła Łukaszowi Rogulskiemu i jego kolegom. Fot. Paweł Andrachiewicz/PressFocus

O tym, że żółto-biało-niebieskim w Portugalii  zawsze grało się trudno, wiedzieliśmy już przed czwartkowym spotkaniem 2. kolejki fazy grupowej EHF Ligi Mistrzów ze Sportingiem Lizbona. Choć z „Verde e Branco” (zielono-biali) kielecki zespół mierzył się po raz pierwszy, wcześniej kilkukrotnie grał z FC Porto i ani razu nie wygrał, remisując ledwie raz. Kielczanie liczyli jednak na przełamanie złej passy i powtórzenie wyczynu mistrzów Polski, którzy dzień wcześniej w Orlen Arenie odnieśli drugie zwycięstwo w sezonie - z RK Zagrzeb 30:27. Nadzieje „Bandy Dujszebajewa” zdawał się wspierać fakt błyskotliwego zwycięstwa (37:28) nad norweskim Kolstad w zeszłym tygodniu w Hali Legionów.

Krótki pokaz siły

Portugalscy kibice zaśpiewali a capella hymn klubu, Słoweńcy Bojan Lah i David Sok dali sygnał do walki i pewne siebie Scyzoryki początkowo dominowały na parkiecie żywiołowo reagującej Pavilhao Joao Rocha. Niestety, pokaz siły Industrii trwał tylko przez kwadrans - po raz ostatni prowadzili w 14 minucie po trafieniu reprezentacyjnego rozgrywającego Piotra Jędraszczyka. No powiedzmy do wyniku 11:11 w 17 minucie. W ciągu kolejnych 9 minut Sporting wypracował przewagę 7:1, wspierany skutecznym występem rozgrywającego Salvadora Salvadora, który przed przerwą zdobył 5 z 9 goli. Pięciobramkowa przewaga gospodarzy po 30 minutach była w pełni zasłużona, głównie dzięki lepszej obronie i wyższej efektywności w ataku.

To się będzie śniło

Po przerwie nic się nie zmieniło. Kielczanie nie znaleźli recepty na dobrze dysponowanych Salvadora i Francisco Costę, którzy zdobyli łącznie 18 goli (9+9), a bramkarze Industrii przepuszczali praktycznie każdą piłkę - w całym spotkaniu odbili tylko 5 piłek. Ostatecznie w meczu niemal bez obrony fani w Lizbonie zobaczyli niesamowitą liczbę 78 goli, a Lwy wygrały 41:37. Po raz ostatni kielecki zespół stracił 40 bramek 2 czerwca 2019 roku w spotkaniu o 3. miejsce Final Four z Barceloną (35:40). - Musimy obejrzeć ten mecz na spokojnie, bo popełniliśmy za dużo błędów w obronie. 37 rzuconych to superwynik jak na Ligę Mistrzów, ale te 41 straconych? To będzie nam się śniło po nocach - nie dowierzał obrotowy Łukasz Rogulski, a trener Tałant Dujszebajew podkreślał, że rywale wygrali zasłużenie. - Dominowali praktycznie od 15 minuty. Wykorzystywali sytuacje i byli dużo lepsi. Nie wyciągajmy wniosków po jednym meczu, ale naszym problemem nie był atak czy kontry, tylko gra w obronie. Nad nią musimy solidnie popracować - zaznaczył szkoleniowiec Industrii.

Bez(o)bronni

W Lizbonie kielczanie zagrali bez Aleksa Vlaha, Hassana Haddaha i Piotra Jarosiewicza. Wszyscy trzej powinni być jednak gotowi na czwartkowy (18.45) mecz z Fuechse Berlin. - Nigdy porażek nie będę tłumaczył kontuzjami w zespole. Miałem dzisiaj 14 zawodników do gry. Tych trzech nie gra w obronie, a właśnie postawa w defensywie była przyczyną porażki w Lizbonie. Musimy z tego wyciągnąć wnioski i w kolejnym meczu zagrać zdecydowanie lepiej - zakończył kirgiski trener.

Uwaga, talent!

W drugiej połowie 8 bramek zdobył Szymon Sićko, wracający do wysokiej formy po ciężkiej kontuzji i rocznej przerwie na rehabilitację. To także wspaniała wiadomość dla selekcjonera Joty Gonzaleza. Wielkie brawa należą się także debiutującemu w Lidze Mistrzów Marcelowi Latosińskiemu, który z powodu absencji Jarosiewicza pojechał do Lizbony. 19-letni lewoskrzydłowy jest wychowankiem kieleckiego klubu, absolwentem tamtejszej SMS, gdzie zbierał doświadczenie w Lidze Centralnej. W ostatnim sezonie Latosiński sięgnął po wicemistrzostwo Polski juniorów z KSS Iskra Kielce, regularnie gra również w młodzieżowych reprezentacjach; występował zarówno na ubiegłorocznych mistrzostwach Europy U-18, jak i tegorocznych U-19. W ciemno można już dziś obstawiać, że z takim charakterem i talentem nastolatek wkrótce pojawi się w seniorskiej kadrze.

Zbigniew Cieńciała

Wiederer prezydentem EHF

Michael Wiederer został ponownie wybrany na prezydenta Europejskiej Federacji w Piłce Ręcznej (EHF) podczas 17. Zwyczajnego Kongresu EHF w austriackim Andau. To trzecia kadencja 69-letniego Austriaka, który pierwszy raz został wybrany w 2016 roku w St. Wolfgang, a potem w 2021 roku w Wiedniu. Kadencja prezydenta elekta potrwa do 2029 roku. W nowych strukturach EHF znaleźli się przedstawiciele ZPRP: wiceprezes ds. międzynarodowych Radosław Wasiak oraz mecenas Robert Czaplicki.