Nie ma chyba bardziej wyświechtanych przysłów niż te z futbolowego światka, wielokrotnie powtarzane w każdej możliwej sytuacji powodują to, że ich wartość dla odbiorców jest już praktycznie żadna. Jednym z moich ulubionych jest to, że piłka jest jedna, a bramki są dwie, czyli zdanie, które nie ma kompletnie żadnego sensu, ale zdecydowanie prym wiedzie inne przysłowie mówiące o tym, że dopóki piłka w grze wszystko jest możliwe.

 

Dzisiaj właśnie chciałem się zastanowić nad tym czy w przypadku Ruchu jeszcze wszystko jest możliwe, tym wszystkim w przypadku Niebieskich z pewnością jest utrzymanie w Ekstraklasie.

Gdyby właśnie był początek sezonu to po ostatnich korektach transferowych i zmianach w sztabie trenerskim napisałbym, że Ruch bez problemu zajmie miejsce w środku stawki. Solidna kadra (choć jeszcze brakuje kilku wzmocnień), doświadczony trener i dziesiątki tysięcy kibiców na stadionie muszą dać przepis na realizację postawionego celu.

 

Niestety jesteśmy w zupełnie innym miejscu, do końca sezonu zostało tylko 15 kolejek (większość rywali do utrzymania ma do rozgrania 16 meczów) a Ruch ma 6 punktów straty do bezpiecznego miejsca. Jakby tego było mało to Niebiescy jako jedyna drużyna z dołu stawki będzie się mierzyła z wszystkimi zespołami z czołówki ligi.

 

Te wszystkie aspekty składają się na to, że Ruch na utrzymanie ma szanse dalej znikome. Dzisiaj tak naprawdę bardziej niż z rywalami musi ścigać się z bardzo krótkim terminarzem i to on będzie głównym przeciwnikiem Niebieskich. Co więc się musi zdarzyć, żeby Niebiescy w przyszłym sezonie grali w Ekstraklasie? Odpowiedź jest prosta, pokonywanie faworytów oraz liczenie na to, że któryś z kandydatów do spadku zaliczy bardzo słabą rundę. Ten pierwszy krok Ruch musi już zacząć wykonywać od inauguracji z Legią Warszawa. Iwo Raczek