Domowe rozczarowanie
Raków Częstochowa poległ na swoim stadionie z Cracovią.
Pojedynki Rakowa z Cracovią nigdy nie należą do nudnych. Zaskoczenie to hasło przewodnie tych pojedynków. Zapowiedzi obu stron przed sezonem były górnolotne, jedni zapowiadali walkę o tytuł, drudzy chcieli bić się o podium. Czy na boisku było to widać? Niekoniecznie. W pierwszej połowie Cracovia oddała jeden i niecelny strzał. Częstochowianie pięć, jednak też strzelali panu Bogu w okno.
Po przerwie szybko i intensywnie rozpoczęła rywalizację Cracovia. Podanie Amira Al-Ammariego wykorzystał Mikkel Maigaard. 28-letni Duńczyk chciał dośrodkować piłkę z prawej strony boiska. Dogranie zamieniło się w centrostrzał. Kacper Trelowski do końca czekał aż jeden z przeciwników przetnie piłkę, ale młody bramkarz się jednak zdecydowanie przeliczył. Zrobił krok w jedną stronę i nie był w stanie przenieść ciężaru ciała w drugą. Bezradnie patrzył jak piłka wpada do jego siatki.
Marek Papszun mógł być wściekły na postawę swoich podopiecznych w pierwszych 45 minutach, jak i tuż po przerwie. Już między połowami dokonał zmiany wprowadzając do gry Lazarosa Lamprou w miejsce bezbarwnego Adriano Amorima. To był zresztą jeden z kilku problemów gospodarzy w spotkaniu z Cracovią. Boisko musiał opuścić z powodu kontuzji Władysław Koczergin (podobnie było z Arttu Hoskonenem po drugiej stronie). Częstochowianie po straconym golu prezentowali się znacznie lepiej, jednak nic z tego nie wynikało. Ich uderzenia na bramkę Henricha Ravasa były jednak łatwe do obrony.
Gospodarze napierali, a goście skutecznie się bronili. Była to dla nich doskonała okazja, by pokazać, że mecz z Piastem był wypadkiem przy pracy, a Częstochowa przestaje być dla nich miejscem zaczarowanym. Dotychczas „Pasy” nie wygrały spotkania na stadionie rywala. Raków w pewnym momencie stracił animusz, i ograniczył się do centr z obu stron pola karnego. W końcówce gospodarze mogli doprowadzić do wyrównania. W świetnej sytuacji znalazł się Bogdan Racovitan. Stoper Rakowa uderzył jednak prosto w Ravasa.
Częstochowianie nie więc dali rady i ponieśli porażkę. Raków w poprzednim sezonie na swoim stadionie w zasadzie nie przegrywał, a teraz zaliczył falstart. I marna to pociecha, że z przebiegu gry podopieczni Marka Papszuna zasługiwali przynajmniej napunkt.
(ptom)