Sport

Dobry wybór

Rozmowa z Lukasem Ambrosem, czeskim pomocnikiem Górnika Zabrze

Lukas Ambros (nr 18) walczy o miejsce w składzie Górnika. 20-latek to piłkarz o dużym potencjale. Fot. Artur Kraszewski/PressFocus

Jest pan zadowolony z wyboru Górnika?

– Tak. Cieszę się, że tutaj trafiłem, bo to klub z wielkimi tradycjami i sukcesami, znany nie tylko w Polsce, ale też za granicą. Jeżeli chodzi o wyniki, to też nie jest źle. Ekstraklasa? Ma swoją jakość, jest tutaj wiele indywidualności, dobrych piłkarzy. Wiele się dzieje, padają piękne bramki. Co do nas, to mamy młody zespół z dużym potencjałem z wieloma dobrymi graczami. Latem pojawiło się w drużynie kilkunastu nowych zawodników, więc trzeba czasu, żeby wszystko zgrać. Stać nas na dobre rezultaty. Te ostatnie mecze i wygrane ze Stalą i szczególnie z Widzewem mocno pomogły. Stać nas na taką dobrą grę także w kolejnych ligowych spotkaniach.   

Wychował się pan w Czechach, ostatnie cztery lata spędził pan w Niemczech, teraz gra pan w Polsce. Duże różnice między tymi krajami?

– Życie w Polsce podobne jest do tego w Czechach, więc nie ma dla mnie różnicy. Czuję się tutaj praktycznie jak w domu. Język też podobny, wiele rozumiem, choć gorzej z mówieniem, stąd teraz łatwiej mi się porozumieć po angielsku.

W Zabrzu jest pan razem z Patrikiem Hellebrandem. O ile to ułatwia życie?

– Będąc poza granicami kraju od 16 roku życia, to jest pierwszy raz, kiedy w drużynie mam rodaka. Wcześniej w Wolfsburgu był piłkarz z Czech, Vaclav Czerny, tyle że tylko przez miesiąc. Fajnie, że jesteśmy razem z Patrikiem, bo to daje takie poczucie, jakbyśmy byli u siebie w domu.

Walczy pan o miejsce w wyjściowym składzie. Jak to wygląda z pana perspektywy?

– W każdym zespole jest tak, że musisz się starać o miejsce w podstawowej jedenastce. Na koniec o wszystkim decyduje szkoleniowiec. Staram się pokazywać z jak najlepszej strony na treningach i w meczach, kiedy dostaję szansę. Moją ambicją jest granie oczywiście jak najwięcej i pomaganie drużynie w realizacji celów.

O miejsce w zespole musi pan walczyć choćby z Lukasem Podolskim. Jak to jest być w jednej drużynie z taką postacią?

– Można się od niego wiele nauczyć, za nim przecież wielka piłkarska kariera. To niesamowite, że w tym wieku dalej gra. Podglądam go i korzystam z jego rad. Tym bardziej jest łatwiej, że mogę z nim rozmawiać po niemiecku. Dużo zresztą ze sobą rozmawiamy.

Bardzo wcześnie wyjechał pan z domu, bo już jako 16-latek. Trenował pan w mającej bardzo dobrą reputację Akademii Slavii Praga, potem był słynący z dobrej pracy z młodzieżą Wolfsburg i równie dobry Freiburg SC, tyle że tam był pan w rezerwach. To chyba było świetne doświadczenie, prawda?

– Wiele mi dało przebywanie poza rodzinnym domem, wielu rzeczy się nauczyłem, jak choćby niemieckiego. Inaczej jest, kiedy jesteś w kraju, a inaczej za granicą. Inne podejście, trening. Na początku było ciężko, ale szybko się przystosowałem, także ze względu na zawodników, którzy bardzo dobrze mnie przyjęli i pomagali. Mieszkałem w Wolfsburgu w Akademii. Razem spędzaliśmy ze sobą sporo czasu. Łatwiej było się w ten sposób przystosować i nie tęsknić tak za domem.

Wielu młodych polskich piłkarzy staje przed takim samym wyborem jak pan, kiedy miał 16 lat. Co w takiej sytuacji zrobić – decydować się na wyjazd do innego kraju czy jednak lepiej zostać na miejscu? Co by pan doradził?

– Trudno odpowiedzieć na to pytanie, bo jest wiele uwarunkowań. Nigdy nie wiesz, jak to się wszystko ułoży, potoczy. Powiedziałbym, że trzeba iść za tym, jak czujesz, czy jesteś gotowy. Po tych kilku latach mogę powiedzieć, że jestem zadowolony z wyboru, jakiego dokonałem jako nastolatek.

Rodzice?

– Byli za mną w stu procentach, jakąkolwiek decyzję bym podjął. Jasne, mama była raczej za tym, żebym nie wyjeżdżał i został, ale i tak wybór zostawiła mnie. To była moja decyzja.

Już pan wszedł do historii czeskiej piłki. Uśmiecha się pan, ale tak przecież jest. W wieku 18 lat został pan najmłodszym czeskim futbolistą, który zadebiutował w Bundeslidze. Było to w meczu VfL Wolfsburg z RB Lipsk 18 lutego 2023 roku, kiedy wszedł pan na boisko w drugiej połowie.

– To była znacząca dla mnie chwila. Dołączyłem do pierwszego zespołu zimą, kilka razy byłem w meczowej kadrze, a raz dostałem swoją szansę. Trenerem był wtedy słynny Niko Kovać. Zagrałem z Lipskiem, to było jakieś 25 minut i wszystko tak szybko przeleciało. Świetne doświadczenie.

W Wolfsburgu zetknął się pan z Polakami. Piłkarzem VfL jest przecież Jakub Kamiński, notabene pochodzący z Rudy Śląskiej i kibicujący Górnikowi. Był też Bartosz Białek. Jak ich pan wspomina?

– Z Białkiem nie miałem za bardzo kontaktu, bo poszedł na wypożyczenie, natomiast z Kubą Kamińskim oczywiście rozmawiałem, miałem dobry kontakt. Fajny kolega, sporo czasu spędziliśmy razem, zresztą kontakt utrzymuje z nim do dzisiaj. Przed startem sezonu życzył mi wszystkiego dobrego, mówił, że trzyma za mnie kciuki. Naprawdę dobry kolega. Jak rozmawialiśmy? Kiedy mówił po polsku, to go rozumiałem, ale on miał problemy ze zrozumieniem, kiedy mówiłem po czesku (uśmiech). Komunikowaliśmy się głównie po angielsku, tak było najłatwiej.

Rozmawiał Michał Zichlarz