Sport

Dobrobytem można się udławić

BEZ ROZGRZEWKI - Andrzej Grygierczyk

Ambicje były wielkie – miały być znaczone kolejnymi awansami, aż do ekstraklasy. Któż by nie chciał grać na tym poziomie, zwłaszcza jeśli ma się ku temu potencjał finansowy?! A ma się, tylko co z tego?

Mowa o Wieczystej Kraków, o jej dobrodzieju, Wojciechu Kwietniu, potentacie na rynku aptekarskim, i o tym, że dotychczas nie wyszło z awansem do I ligi – choć w obecnym sezonie tak definitywnie wykluczyć się tego jeszcze nie da – nie mówiąc o najwyższej klasie rozgrywkowej.

Rozczarowanie i jeszcze większe zdziwienie, dlaczego tak się dzieje, jest powszechne, a i uzasadnione. Wielkie nazwiska – z byłymi reprezentantami kraju na czele – duża kasa, ptasiego mleczka pod dostatkiem, wszelkie inne przejawy dobrobytu. No i? No i – patrząc tylko na kilka mijających tygodni – porażki, utrata pozycji dającej bezpośredni awans klasę wyżej, zmiana (zmiany) trenerów i nasilające się plotki, że to może być koniec projektu Wieczysta, przynajmniej w założonym wcześniej kształcie.

Nigdy nie jest łatwo w prosty sposób zdefiniować przyczyny sportowych sukcesów, nigdy też nie jest łatwo zdefiniować przyczyny sportowych klęsk – zwłaszcza wtedy, kiedy nie ma ku nim logicznych podstaw. Duży potencjał sportowy poszczególnych graczy, bogate zaplecze finansowe, szeroko rozumiana dobra organizacja, przytomny trener – to (teoretycznie) powinna być gwarancja, że jest dobrze i że będzie tylko lepiej. Ale – jak widać – tak to nie działa; a przynajmniej nie działa w ten sposób, że dobre impulsy przekładają się na zakładane efekty.

W tym miejscu z pewnym prawdopodobieństwem można założyć, że na przeszkodzie sportowym awansom Wieczystej staje... nadmiar dobrobytu. Tego typu przypadków było w przeszłości pod dostatkiem, jak i takich, że klub w kryzysie organizacyjno-finansowym niekoniecznie sportowo nie dołował – za sprawą ambicji zawodników, trenerów i (zapewne) nielicznych działaczy.

Znawcy przedmiotu, a konkretnie ci, którzy zawodową obyczajowość piłkarską poznali od środka, również na najwyższym poziomie, powiadają, że regułą jest, iż część zawodników – tych z mniejszym potencjałem – przestaje się starać, zdając sobie sprawę z tego, że awans na kolejny szczebel wykluczy ich z drużyny, a zatem pozbawi ciepłego i dobrze opłacanego miejsca (posadki). Bo w ich miejsce trzeba będzie lepszych i młodszych, i trzeba będzie pójść gdzie indziej; tam, gdzie gorzej. Taki to sportowy i życiowy banał.

Oczywiście nie wiadomo, czy właśnie to stanowi problem i obciążenie Wieczystej; aczkolwiek docierają z wielu miejsc sygnały, że w szatni klubu buzuje, że zawodnicy niespecjalnie się dogadują, że w pewnym momencie „władza” trenera nad zespołem uległa erozji; choć tenże trener cieszy(ł) się mocnym nazwiskiem – zwie się Sławomir Peszko. Widać nie chroniło ono dostatecznie.

W związku z tym po Krakowie niesie się wieść, że niebawem nastąpi zmiana strategii. Polegać ma ona na tym, że Wojciech Kwiecień stanie się dobrodziejem Wisły, której notabene od dzieciństwa kibicuje, i że Wieczysta miałaby stać się filią Wisły z celem ogrywania zawodników: młodziaków, kandydatów do pierwszej drużyny, kończących leczenie kontuzji itd. W sumie – to byłby koniec wielkomocarstwowych planów, tym trudniejszych do realizacji, że nikt w Krakowie nie wyłoży kasy na kolejny stadion, tak by Wieczysta wypełniała warunki licencyjne.

Nie przesądzając jeszcze niczego definitywnie – rozgrywki w końcu jeszcze trwają – nie sposób nie odwołać się do refleksji, że nie pierwszy to przerwany sen o potędze, pewnie i nie ostatni. Choćby nie wiadomo, jak bogaty był właściciel-sponsor. Sama Wisła Kraków przez to przechodziła za czasów Bogusława Cupiała, przechodził Groclin Dyskobolia Grodzisk Wielkopolski za czasów Zbigniewa Drzymały, a i Polonia Warszawa za czasów Józefa Wojciechowskiego, by odwołać się do najgłośniejszych i najbardziej spektakularnych przypadków.

W najbliższą niedzielę Wieczysta pojawi się w Bytomiu, by zmierzyć się z Polonią, która ma nad krakowskim zespołem sześć punktów przewagi, a zatem znacznie bliższą drogę ku bezpośredniemu awansowi do I ligi. Można przyjąć, że będzie to starcie niebogatego entuzjazmu z dobrobytem nuworysza; dobrobytem rozleniwiającym i psującym. Kto wie, może właśnie w Bytomiu nastąpi definitywny koniec (wieczystego) snu o potędze?