Sport

Doborowy kwartet

Zestaw wszystkich finalistów na pewno w dużej mierze może być zaskoczeniem, bo chyba mało kto liczył na parę amerykańską.

Amerykanin Frances Tiafoe awansował do finału prestiżowego turnieju. Fot. PAP/EPA

TENIS

Turniej WTA 1000 na twardych kortach w Cincinnati był generalną próbą przed ostatnim Wielkim Szlemem - US Open w Nowym Jorku. Szczególne powody do zadowolenia ma finałowy kwartet tej imprezy. Aryna Sabalenka wyeliminowała Igę Świątek 6:3, 6:3 i było to jej czwarte zwycięstwo w 12. potyczce obu pań. Jej rywalką w rozstrzygającym spotkaniu była Amerykanka Jessica Pegula, która w półfinale pokonała Hiszpankę Paulę Badosę 6:2, 3:6, 6:3. Frances Tiafoe, ulubieniec miejscowej publiczności, został pierwszym od 11 lat amerykańskim finalistą tej imprezy, pokonując Duńczyka Holgera Rune 4:6, 6:1, 7:6(4). Jego rywalem został Włoch, Jannik Sinner, pokonując Niemca Alexandra Zwieriewa 7:6(9), 5:7, 7:6(4).

Szczęśliwy czas

Dla Peguli oraz Badosy nastał dobry okres, bo nim przybyły do Cincinnati, zaliczyły zwycięstwa w poprzedzających te imprezę. Pegula triumfowała w WTA 1000 w Toronto, zaś Hiszpanka (36. w rankingu) była najlepsza w WTA 500 w Waszyngtonie. Ich półfinałowa potyczka znów toczyła się z przerwami z powodu kapryśnej aury. Amerykanka rozpoczęła od mocnego uderzenia, bowiem od 4:0. Jednak Badosa zdołała się pozbierać i odrobiła breaka, ale seta musiała zapisać na straty. A po nim obie tenisistki znów musiały się schronić w szatni przed deszczem i przerwa trwała godzinę. A po niej Pegula znów zdobyła dwa punkty z rzędu, ale 26-lenia Hiszpanka nie poddała się, zaczęła grać niemal bezbłędnie i  wyszła na 3:2. Grała cierpliwie i w ósmym gemie znów przełamała rywalkę i wygrała 6:3. W decydującej odsłonie obie pilnowały swoich podań, a o wszystkim zadecydował znów ósmy gem. Amerykanka postarała się o breaka i zakończyła spotkanie przy własnym serwisie. Dlatego w finale nie doszło do spotkania dwóch przyjaciółek, Sabalenki i Badosy. Finał Białorusinki z Amerykanką rozpoczął się po zakończeniu tego wydania naszej gazety.

Historyczny wyczyn

Tiafoe w dość szczęśliwych okolicznościach wyeliminował w ćwierćfinale Huberta Hurkacza (6:3 i krecz) i mało kto oczekiwał, że poradzi sobie z wyżej notowanym Duńczykiem Rune. I pierwszy, przegrany 4:6, set zdawał się to tylko potwierdzać. Jednak w drugim Tiafoe, ku radości kibiców, zwyciężył 6:1! Horror czekał nas w decydującej odsłonie, bowiem Rune prowadził już 5:3, ale Amerykanin zdołał przełamać rywala i w kolejnym gemie, broniąc dwie piłki meczowe, doprowadził do 5:5. O losach tej emocjonującej potyczki rozstrzygnął tie-break, a nim Amerykanin grał odważnie i wygrał. W tym meczu miał 13 asów, trzy przełamania i 26 uderzeń wygrywających. Tym samym wpisał się w historię zawodów, bowiem skopiował wyczyn rodaka, Johna Isnera z 2013 r. Wówczas Isner przegrał z Rafaelem Nadalem 6:7(8), 6:7(3).

Spotkanie Sinnera ze Zwieriewem trwało trzy godziny i 7 minut i również zakończyło się tie-breakiem 7:6(9), 5:7, 7:6(4). To było jedno z najlepszych spotkań w tym sezonie – wedle tenisowych ekspertów. W 1. secie Niemiec nie wykorzystał wielu szans, bo miał przełamanie, ale nie wytrzymał nerwowo i stąd też tie-break. A w nim miał trzy setbole. Przy remisie 9-9 popełnił kolejne dwa błędy i Sinner mógł się cieszyć ze zwycięstwa. Drugi set miał podobny przebieg, ale tym razem tenisista z Hamburga w 12. gemie wywalczył piłkę setową i Sinner posłał smecza w siatkę. A w trzecim znów rozgorzał twardy bój i znów rozstrzygnął tie-break. W nim 23-letni Włoch prowadził 6-3 i takiej sytuacji nie zmarnował. Tym samym awansował do 19. finału i w nocy polskiego czasu stanął przed szansą zdobycia 15. tytułu w karierze. 

(sow)