Dla Lukasa przyjadę nawet z Sydney

Rozmowa z Joachimem Loewem, selekcjonerem reprezentacji Niemiec w latach 2006-21, mistrzem świata z 2014 roku

Joachim Loew Fot. PAP

Był pan obecny na pożegnaniu Lukasa Podolskiego w Kolonii. Jak oceni pan „Poldiego”?

- To jeden z najlepszych zawodników, jakich Niemcy miały w historii. To wielka osobowość, nie tylko jako piłkarz, ale również człowiek. To dlatego jest tak kochany. Mówi językiem ludzi, dlatego tak jest postrzegany, tak lubiany, choćby tutaj w Koeln, w klubie gdzie startował do swojej kariery. Podobnie jest w całych Niemczech, ale też w Anglii, Turcji, Japonii, w Polsce czy innych krajach. Ludzie go kochają, bo daje radość. To pożegnanie Lukasa w Kolonii było nieprawdopodobne.

Ten charakter pomógł mu w tym, że przez tak długi czas był w prowadzonym przez pana zespole, gdzie sięgaliście po medale mistrzostw świata czy mistrzostw Europy?

- To był niesamowity snajper - od 2004, gdy zadebiutował w narodowym zespole, do 2017 roku, kiedy skończył. Grał w każdym dużym turnieju, w reprezentacji wystąpił w 130 spotkaniach, zdobył 49 bramek, do tego dołożył 50 czy 60 asyst. To był topowy napastnik, do tego w takim samym stopniu wielka osobowość, top charakter. Miałem z nim świetną relację, bardzo dobrze się z nim rozumiałem i dogadywałem. Zawsze pełen energii, czy to podczas treningów, czy podczas ważnych spotkań. Zawsze uśmiechnięty, nie tylko na treningu, ale poza boiskiem również. Był kimś takim, kto motywował kolegów, cały zespół do jeszcze lepszej gry. Miał i zdobył wszystko w swojej karierze, a przez swój charakter i podejście jest tak uwielbiany przez fanów w wielu miejscach na świecie. Jeszcze raz podkreślę, jest jedną z naszych największych futbolowych legend w Niemczech. Byliśmy tego świadkiem podczas czwartkowego pożegnania.

Nie miał pan z nim nigdy żadnych problemów?

- Nigdy się to nie zdarzyło, ani razu nie było takiego przypadku. Tak, ma swoją opinię, potrafi ją wyrazić, wyartykułować i nie zawsze zgadzał się z tym, jakie decyzje podejmowałem. Ale absolutnie żadnego problemu z nim nie było. To był, czy jest, typ zawodnika grającego dla drużyny. Kiedy pod koniec swojej reprezentacyjnej kariery siedział na ławce rezerwowych, akceptował to, bo zawsze myślał o zespole, o tym, co będzie dobre dla drużyny, a nie dla niego. To pokazuje jakim jest człowiekiem.

W meczu 1. FC Koeln z Górnikiem siedział pan na ławce rezerwowych zabrzan. Czy któryś z graczy zwrócił pana uwagę?

- Oczywiście! Nie śledzę polskiej ligi, co się dzieje tydzień w tydzień, ale w tym meczu podobali mi się młodzi piłkarze Górnika grający w pomocy, czy na skrzydłach. Szybcy, dobrze wyszkoleni technicznie.

A jak widziałby pan rolę Lukasa Podolskiego po zakończeniu kariery? Bardziej w Niemczech czy w Polsce, gdzie teraz gra?

- Trudno mi odpowiedzieć, jaki jest jego plan. Przed tym pożegnalnym spotkaniem z kibicami w Koeln powiedział mi, że być może zdecyduje się na granie jeszcze przez kolejny rok. Mówił, że ma z grania wiele radości, przyjemności. Widać w nim tą energię. Cokolwiek się wydarzy i cokolwiek Lukas zdecyduje, bardzo bym chciał, żeby został przy piłce. Może swoją osobą pomóc nie tylko młodym zawodnikom, ale klubom w rozwoju. Jestem pewny, że tak będzie i że Lukas dalej będzie blisko związany z futbolem!

Na koniec pytanie, jak ważne dla pana było to, żeby być na pożegnaniu Lukasa Podolskiego w 1. FC Koeln?

- Jeśli Lukas zadzwoni do mnie, że czegoś potrzebuje, to będę na jego prośbę. I nie ma znaczenia, czy będę wtedy we Freiburgu, czy w Sydney. Dla Lukasa zawsze się spakuję i przyjadę.

Rozmawiał w Koeln Michał Zichlarz

Lukas Podolski i trener Joachim Low. Dwie wielkie persony światowego futbolu. Fot. gornikzabrze.pl