Diament najwyższej próby
Fantastyczne widowisko stworzone przez mistrza i wicemistrza Polski w kieleckiej Hali Legionów jakością, poziomem emocji, liczbą światowych gwiazd śmiało można byłoby wystawić do Final Four EHF Champions League.
Arkadiusz Moryto wyjaśnił zamieszanie komunikacyjne związane z jego występami w reprezentacji. Fot. Tomasz Fąfara/PressFocus
ORLEN SUPERLIGA
Niedzielna „święta wojna” Kielc z Płockiem po raz kolejny potwierdziła, że nie tylko polski handball, ale w ogóle polski sport posiada najwyższej próby eksportowy diament, zachwycający kibiców nie tylko w Polsce, ale też w Europie. To był mecz, w którym było praktycznie wszystko: efektowne zagrania, piękne bramki, niesamowite zwroty akcji, kilka wideoweryfikacji, trzy czerwone, a nawet niebieska kartka.
Zasłużyli na punkty
Po wyrównanym kwadransie inicjatywę przejęli Nafciarze. Do przerwy prowadzili 18:14, a kilka minut po wznowieniu gry nawet 21:15. Kielczanie nie zrezygnowali i w 52 minucie przegrywali tylko 25:26. Końcówka należała jednak do obrońców tytułu, którzy wygrali 32:27. - Gratuluję zwycięstwa drużynie w tym bardzo trudnym meczu. Oba zespoły mierzą się z absencją ważnych zawodników. W przeciągu 60 minut graliśmy lepiej i zasłużyliśmy na 3 punkty - ocenił trener Orlenu Wisły, Xavier Sabate.
Szkoda walki i serca
W diametralnie innym nastroju był szkoleniowiec Industrii, który - choć rozczarowany wynikiem - chwalił zespół za walkę przez całe 60 minut. Jego zdaniem kluczowym elementem był brak odpowiedzialności w decydujących momentach, niewykorzystane sytuacje, w tym błędy w rzutach jeden na jeden, a także dobre interwencje bramkarza przeciwników. - Sekundę przez końcem pierwszej połowy zamiast zdobyć bramkę i dojść rywala na dwa trafienia, sami ją tracimy - analizował Tałant Dujszebajew. - W drugiej części gry goniliśmy wynik, ale nie wykorzystaliśmy kilku sytuacji sam na sam lub nasz kołowy nie złapał piłki. Torbjorn Bergerud też zaliczył kilka dobrych interwencji i zespół z Płocka znów nam odskoczył. Szkoda tej walki, bo chłopcy zostawili serce na parkiecie – mówił Kirgiz, zwracając uwagę na bardzo istotny „szczegół”. - W ostatnich czterech meczach Ligi Mistrzów i tym z Wisłą zaliczyliśmy pięć połów, w których straciliśmy łącznie 101 bramek. To dało średnią 20,2, a to za dużo. Musimy się poprawić w tym aspekcie, m.in. współpracę z bramkarzem.
Brakuje Wolfa
Bramka któryś raz w tym sezonie Kielcom nie pomogła; w tak prestiżowym meczu mogła, a nawet powinna zrobić zdecydowanie więcej. Industrii brakuje dziś gwiazdy pokroju Andreasa Wolfa, który strzegł jej bramki w latach 2019-24, a teraz jest zawodnikiem THW Kiel. Liczby są bezlitosne: Bekir Cordalija 0 obron/7 rzutów, Adam Morawski 2/11, Klemen Ferlin 3/12. Średnia bramkarzy słabiutka, ledwie 16% skuteczności. - Statystyka jest jaka jest, ale my wierzymy w tych chłopaków - zapewniał Arkadiusz Moryto. - Wiele razy pokazywali, że potrafią bronić. Ferlin, nasza jedynka, wrócił dopiero po nieszczęśliwej kontuzji i bez treningu wystąpił w tym spotkaniu. Na pewno nadejdą lepsze czasy dla naszych bramkarzy. Oni mają poziom i umiejętności, żeby bardzo dobrze bronić - przekonywał prawoskrzydłowy Industrii, który kilka dni temu - razem z Szymonem Sićką - zdecydowali o zawieszeniu gry w reprezentacji.
Moryto nie oszukuje
Sićko wrócił po rocznej przerwie spowodowanej kontuzją kolana, ale znów doznał urazu i nie gra. Zmagający się od dłuższego czasu z urazem barku Moryto tuż przed klasykiem z Płockiem wyjaśniał niepotrzebne reprezentacyjne zamieszanie. - To jedno, wielkie nieporozumienie komunikacyjne. Wystawiono nas na lincz. Trenerzy wiedzą, że będę dostępny do gry już na następne zgrupowanie, o ile pozwoli mi na to zdrowie. A na to odpowiedź dadzą badania, które przejdę pod koniec miesiąca - mówił 28-letni zawodnik, który w niedzielę grał bardzo dobrze, ambitnie i nie oszczędzał się, a po syrenie raz jeszcze powrócił do sprawy. - Wiem, jaka jest prawda. Wiem, że nikogo nie oszukuję, bo gdyby tak było, to pewnie bym się denerwował. Niczego się nie boję, choć byłem w szoku po odbiorze tego, co napisałem w oświadczeniu - zakończył temat Moryto i jeszcze raz zabrał głos na temat własnego zdrowia. - Nie jest tak źle, że nie mogę grać. Po kontuzji podwichnięcia barku z każdym tygodniem, z każdym meczem jest coraz lepiej. W pierwszym tygodniu bolało, w drugim trochę mniej, w trzecim jeszcze mniej... Przy jednym rzucie, chyba przy ostatnim w meczu. w krótki róg, bark tylko lekko „zakołotał”, więc nie jest najgorzej. Czekam, by jak najdłużej wytrzymywał, by wszystko tam się w nim zalepiło i wtedy będzie już całkiem OK.
Zbigniew Cieńciała
