Wiślacy mieli spore problemy ze stałymi fragmentami wykonywanymi przez Antoniego Kozubala (z prawej). Fot. Norbert Barczyk/PressFocus


Demolka przy Bukowej

Wisła Kraków została w sobotę pozbawiona szans na punkty w starciu z GKS-em Katowice.


Waga sobotniego spotkania w Katowicach była ogromna. Świadczyła o tym przede wszystkim liczba widzów, którzy pojawili się na stadionie przy ulicy Bukowej. Komplet publiczności oglądał zmagania GieKSy z Wisłą Kraków. Kibice z Górnego Śląska chcieli zobaczyć, jak ich zespół przedłuża swoje szanse na bezpośredni awans do ekstraklasy. Żeby mieć jeszcze na to nadzieje, drużyna Rafała Góraka musiała zdobyć 3 punkty i liczyć na niedzielną porażkę Arki z Lechią. Z pierwszego założenia katowiczanie wywiązali się bez zarzutu.


Szybka kartka

Problemy „Białej Gwiazdy” pojawiły się już przed spotkaniem. Podczas rozgrzewki z powodu kontuzji murawę opuścił Dawid Szot, który był wyznaczony do gry w wyjściowej "11", zastąpił go Jakub Krzyżanowski. Lepsze wieści z obozu gości nie napłynęły także w trakcie spotkania. Już w 5 minucie Sebastian Bergier wykorzystał błąd w obronie Alana Urygi i rozpoczął rajd w stronę bramkarza Wisły. Został zatrzymany przez Eneko Satrusteguiego, który sfaulował napastnika gospodarzy. Z uwagi na to, że Bergier wychodził na czystą pozycję, sędzia Paweł Raczkowski nie wahał się i pokazał Hiszpanowi czerwoną kartkę.


Strata i odpowiedź

Mimo tego drużyna Alberta Rude pokazała, że ma zamiar walczyć. Grając w osłabieniu, w 19 minucie wyszła na prowadzenie. Angel Rodado zdecydował się na uderzenie z okolic 15 metra. Jego strzał próbował zablokować Marten Kuusk. Futbolówka odbiła się od Estończyka i zmyliła Dawida Kudłę, który nie był w stanie skutecznie interweniować. Utrata gola podziałała na GieKSę jak płachta na byka. Gospodarze od tego momentu przejęli pełną kontrolę nad spotkaniem i zaczęli odrabiać straty.

Impuls do walki dał Arkadiusz Jędrych. Jak na kapitana przystało, wziął odpowiedzialność na swoje barki. Po raz kolejny w tym sezonie udowodnił, że w polu karnym przeciwnika jest niezwykle groźny. W 22 minucie wykorzystał podanie z rzutu wolnego Antoniego Kozubala i strzałem głową pokonał Antona Cziczkana, zdobywając 12. gola w bieżących rozgrywkach. Na kolejne trafienie GKS-u fani czekali nieco ponad 10 minut. Z lewego skrzydła w pole karne zagrał Grzegorz Rogala. W polu karnym niepilnowany był Adrian Błąd. Miał czas, żeby przymierzyć i spokojnym uderzeniem wpisał się na listę strzelców. Dzięki temu katowicki zespół zakończył pierwszą połowę z wynikiem 2:1, choć okazji do strzelenia kolejnych bramek nie brakowało.


Mecz zamknięty

Przebieg spotkania przed zmianą stron zapowiadał, że GKS będzie miał kolejne okazje na podwyższenie prowadzenia. Obserwacje te potwierdziły się w 47 minucie, gdy fenomenalnym uderzeniem popisał się Rogala. Po rzucie rożnym piłka znalazła się przed polem karnym i trafiła do wahadłowego. Ten długo się nie zastanawiał i oddał atomowe uderzenie, które znalazło drogę do bramki. W ten sposób mecz został w praktyce zamknięty, choć widzowie zobaczyli kolejne 3 bramki. Najpierw gola na 4:1 zdobył… Marc Carbo, który wpakował piłkę do własnej bramki. W ostatnich minutach w szeregach GKS-u doszło do małego rozluźnienia, przez co po raz drugi Kudłę pokonał Rodado. Mimo wszystko ostatnie słowo należało do gospodarzy, a konkretnie do rezerwowego Mateusza Marca. 29-latek wykorzystał świetne dogranie Marcina Wasielewskiego i ustalił wynik meczu na 5:2.

Kacper Janoszka



GŁOS TRENERÓW

Albert RUDE: – Gdy nie gramy w pełnym składzie w tak ważnych meczach, jest trudno. Graliśmy z przeciwnikiem, który wykorzystał nasze osłabienie.

Rafał GÓRAK: – Kiedy jesteśmy w takiej dyspozycji, przewaga jednego zawodnika daje nam wiele. Zdaję sobie sprawę z tego, że czerwona kartka wyreżyserowała spotkanie. Jednak Wisła jest na tyle dobrym zespołem w działaniach ofensywnych, że musieliśmy się mieć na baczności.