Sport

Deklasacja

Śląsk kolejną ofiarą Białej Gwiazdy. Rywale znów odbili się jak od ściany.

Wisła narzuciła zawrotne tempo i ucieka rywalom. Fot. Mateusz Porzucek/PressFocus

Mecz pierwszej z trzecią drużyną często jest wymianą ciosów, ale wczoraj w Krakowie oglądaliśmy kolejny koncert Białej Gwiazdy, który w tydzień strzeliła 12 goli nie tracąc żadnego. Spadkowicz z ekstraklasy wyszedł z tego starcia jak mrówka nadepnięta przez słonia. 

Jak dobra baletnica

Wiślacy zaczęli z jedną wymuszoną zmianą w składzie. Mariusza Kutwę, który doznał drobnego urazu w Pruszkowie, zastąpił Austriak Darijo Grujcić. Zawodnik o podobnej charakterystyce, lubiący budować grę od tyłu, lewonożny. Dobrze wkomponował się do składu, który prezentuje się tak dobrze. Jedyny minus? Żółta kartka. Był to jego drugi występ i debiut od początku. Trener wrcolawian wymienił dwa ogniwa w porównaniu ze zwycięskim spotkaniem w Głogowie. Na ławce usiedli Jakub Jezierski i Arnau Ortiz, a w ich miejsce mogli się pokazać Besar Halimi i Jehor Szarabura. Mogli, ale tego nie zrobili. Byli bezradni jak reszta zespołu i zostali zdjęci w przerwie.

Ani czarne stroje, w których wystąpili po raz pierwszy w historii, ani przegrane losowanie i atakowanie do przerwy na inną bramkę niż zazwyczaj u siebie, nic nie przeszkadza na razie Białej Gwieździe w seryjnym zwyciężaniu. Tylko złej baletnicy przeszkadza rąbek u spódnicy, a na Wisłę patrzy się z przyjemnością. Rywale tańczą tak, jak im zagra, czyli słaniają się na nogach. Wisła po raz ostatni zaczęła sezon od sześciu wygranych w 2009 roku. Wówczas świetna passa w ekstraklasie skończyła się na dziesięciu triumfach z rzędu. Nie o bicie rekordów, ale regularne punktowanie chodziło krakowianom po trzech sezonach, w których początek był rozczarowujący. Na razie budowanie kapitału punktowego już  jesienią idzie im wyjątkowo dobrze.

Śląsk nie istniał

Hat trick ustrzelił Angel Rodado, który do przerwy pokonał Michała Szromnika dwukrotnie. Wpierw wykorzystał zagranie Jakuba Krzyżanowskiego spod linii, który ośmieszył rywala w bocznym sektorze, i uderzył z woleja. Po kilku minutach po przejęciu piłki w środku pola Hiszpana obsłużył Kacper Duda. Śląskowi na początku udało się pograć w okolicach pola karnego Kamila Brody, ale wraz z upływem minut pressing Wiślaków działał jak należy. Mieli też oni jeszcze jedną szansę, ale po zagraniu Macieja Kuziemki i rykoszecie piłka trafiła w słupek.

Zmiennicy w zespole Wojskowych nawet nie zdążyli kopnąć piłki, a w meczu było „pozamiatane”. Z rożnego dośrodkował Julius Ertlthaler, głową po raz drugi w sezonie trafił Wiktor Biedrzycki. Po kwadransie bez gola wypełniony kibicami stadion mógł fetować bramkę numer cztery. Odbiór Marka Carbo, przerzut Juliana Lelievelda i za chwilę piłka znów wylądowała w dużym prostokącie. To już była deklasacja, jednak Wisła nie poprzestała na 4:0. Drugą asystę zanotował Krzyżanowski, zagrywając miękko na piąty metr. Najbliżej piłki był Ardit Nikaj i z wyczuciem skierował ją do bramki, strzelając debiutanckiego gola.

Michał Knura

OCENA MECZU ⭐

◼  Wisła Kraków – Śląsk Wrocław 5:0 (2:0)

1:0 – Rodado, 12 min, 2:0 – Rodado, 16 min, 3:0 – Biedrzycki, 47 min (głową), 4:0 – Rodado, 63 min, 5:0 – Nikaj, 84 min

WISŁA: Broda – Lelieveld, Biedrzycki, Grujcić, Krzyżanowski – Carbo (78. Nikaj), Duda (78. Staszak) – Kuziemka, Ertlthaler (68. Igbekeme), Duarte (68. Sukiennicki) – Rodado (78. Kawała). Trener Mariusz JOP

ŚLĄSK: Szromnik – Guercio (80. Kurowski), Szota, Malec, Llinares – Yriarte (29. Jezierski), Samiec-Talar (69. Dziuba) – Kozak, Halimi (46. Sokołowski), Szarabura (46. Marjanac) – Warchoł. Trener Ante SIMUNDZA.

Sędziował Paweł Malec (Łódź). Widzów 32710. Żółte kartki: Grujcić – Guercio.


GŁOS TRENERÓW

Ante SIMUNDZA: - Wisła była lepsza w każdym elemencie. Musimy przepracować wiele rzeczy, aby dalej rywalizować w 1. lidze. Być może to jeden z najgorszych meczów, odkąd jestem w Śląsku. Mieliśmy duży problem w środku pola. Mamy też problem fizyczny, bo Yriarte i Sokołowski późno dołączyli do drużyny, dlatego chciałem dokonać rotacji w trzech meczach na wyjeździe. Nie było to udane, ale to nie był nasz największy problem. Nie graliśmy tak, jak trenowaliśmy i przygotowaliśmy się do spotkania. Wisła była na innym poziomie. Rywal zmuszał nas do popełniania błędów. Trzeba mieć duże jaja, aby grać w takim meczu, przy takiej publice, na takim stadionie.

Mariusz JOP: - Jak się patrzy na nas z boku, to wszystko wygląda ładnie i prosto, ale ja wiem, że za tym się kryje bardzo ciężka praca całego zespołu. Nie tylko fizyczna, ale też przygotowanie mentalne, bo utrzymanie koncentracji nie jest łatwe. Cieszę się, że dajemy radość sobie i ludziom, którzy przychodzą tak licznie na stadion. Śląsk będzie się liczył w walce o awans, ale my jesteśmy w dobrej formie i nie pozwoliliśmy im na dużo, w zasadzie nie stworzyli sytuacji pod naszą bramką. Jeżeli dalej będziemy w takiej formie, to będziemy w stanie wygrywać z każdym wysoko. Patrzymy przede wszystkim na to, co my robimy.