Defensywna zmiana, korzyści w ataku
Dwa gole strzelone na trudnym terenie zagwarantowały wiślakom awans do kolejnej rundy eliminacji Ligi Europy.
Wisła Kraków zrobiła to, co do niej należało. „Biała gwiazda” wyruszyła do Kosowa na rewanż z KF Llapi, żeby awansować do kolejnej rundy eliminacji Ligi Europy. Drużyna Kazimierza Moskala miała dwubramkową przewagę, uzyskaną w pierwszym meczu u siebie, więc nie musiała się szczególnie stresować. Mimo wszystko delikatne napięcie było wyczuwalne, szczególnie przez warunki atmosferyczne w Kosowie, o czym na wstępie komentarza do meczu wspomniał szkoleniowiec Wisły. - Trudno było oczekiwać wysokiego poziomu, biorąc pod uwagę, jaka była temperatura, jakie było powietrze. Oczywiście ono było dwa razy lepsze niż w środę na treningu, bo przynajmniej nie było słońca. Było jednak bardzo duszno i trudno się biegało po tym grząskim i wyrywającym się boisku - zaznaczył 57-letni szkoleniowiec. Mimo tego Wisła - nieprzyzwyczajona do letnich warunków na Bałkanach - poradziła sobie nieźle z kosowskim zespołem. Co prawda do przerwy nie potrafiła zdobyć bramki, ale w drugiej połowie - dzięki trafieniu Angela Rodado - szybko wyszła na prowadzenie i zagwarantowała sobie spokój.
Llapi stać było na odpowiedź. Gospodarze doprowadzili do wyrównania, ale nie mieli pomysłu, jak zdobyć kolejne dwie bramki, żeby doprowadzić do dogrywki. Niezdecydowany zespół z Kosowa został ukarany w 90 minucie, gdy po pięknej indywidualnej akcji na listę strzelców wpisał się Giannis Kiakos. - Nie tylko awans do kolejnej rundy jest ważny, ale przede wszystkim to, że udało nam się wygrać w końcówce. Przyjechaliśmy tutaj po to, aby walczyć o zwycięstwo, aby łapać punkty w rankingu i to nam się udało - powiedział trener Moskal po spotkaniu, które zakończyło się zwycięstwem krakowian 2:1.
Wygrana mogła być bardziej okazała, gdyby większą skutecznością (i odrobiną szczęścia) wykazał się Olivier Sukiennicki. 21-latek, który dołączył do Wisły latem, zagrał od pierwszej minuty i miał dwie okazje, żeby w pierwszej połowie zdobyć gola. Przy pierwszej zbyt pochopnie podjął decyzję o strzale i trafił wprost w bramkarza. Przy drugiej sytuacji trafił piłką między do siatki, ale analiza VAR wykazała, że wcześniej był spalony. Były to jednak sygnały dla piłkarzy KF Llapi - gospodarze mieli przestraszyć się ofensywnej Wisły. - Mówiliśmy na odprawie, że nie patrzymy, jaki był wynik pierwszego meczu i chcemy grać tak, jakby to było pierwsze spotkanie. Mówiliśmy sobie, że jest 0:0, chcemy szybko strzelić gola, bo to ułatwiłoby nam kontrolę nad dalszym przebiegiem meczu. Myślę, że w takich meczach takie sytuacje trzeba wykorzystać, bo później może się zrobić nerwowo - stwierdził Kazimierz Moskal. Ostatecznie brak goli w pierwszej połowie nie miał znaczenia.
Kropkę nad „i” postawił Kiakos, który jednym zwodem zmylił dwóch przeciwników, przedostał się w pole karne, a na koniec oddał precyzyjny strzał. Warto przypomnieć, że Grek pojawił się na boisku dopiero w drugiej połowie, zmieniając Mateusza Młyńskiego. - To była zmiana taktyczna, żeby trochę wzmocnić lewą stronę, jeśli chodzi o defensywę, bo faktycznie Giannis był sprowadzany jako lewy obrońca i docelowo myślę, że będzie rywalizował z Rafałem Mikulcem o tę pozycję - opowiadał opiekun krakowskiego zespołu. Jak się okazało, zmiana defensywna przyniosła korzyści ofensywne, ale z tego powodu trener Moskal raczej nie będzie narzekał. Teraz będzie musiał się skupić na przygotowaniu zespołu do meczu z Rapidem Wiedeń, który odbędzie się jużw najbliższy czwartek.
Kacper Janoszka