Sport

Defensywna zmiana, korzyści w ataku

Dwa gole strzelone na trudnym terenie zagwarantowały wiślakom awans do kolejnej rundy eliminacji Ligi Europy.

Olivier Sukiennicki przy odrobinie szczęścia mógł zdobyć w czwartek dwie bramki. Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus

Wisła Kraków zrobiła to, co do niej należało. „Biała gwiazda” wyruszyła do Kosowa na rewanż z KF Llapi, żeby awansować do kolejnej rundy eliminacji Ligi Europy. Drużyna Kazimierza Moskala miała dwubramkową przewagę, uzyskaną w pierwszym meczu u siebie, więc nie musiała się szczególnie stresować. Mimo wszystko delikatne napięcie było wyczuwalne, szczególnie przez warunki atmosferyczne w Kosowie, o czym na wstępie komentarza do meczu wspomniał szkoleniowiec Wisły. - Trudno było oczekiwać wysokiego poziomu, biorąc pod uwagę, jaka była temperatura, jakie było powietrze. Oczywiście ono było dwa razy lepsze niż w środę na treningu, bo przynajmniej nie było słońca. Było jednak bardzo duszno i trudno się biegało po tym grząskim i wyrywającym się boisku - zaznaczył 57-letni szkoleniowiec. Mimo tego Wisła - nieprzyzwyczajona do letnich warunków na Bałkanach - poradziła sobie nieźle z kosowskim zespołem. Co prawda do przerwy nie potrafiła zdobyć bramki, ale w drugiej połowie - dzięki trafieniu Angela Rodado - szybko wyszła na prowadzenie i zagwarantowała sobie spokój.

Llapi stać było na odpowiedź. Gospodarze doprowadzili do wyrównania, ale nie mieli pomysłu, jak zdobyć kolejne dwie bramki, żeby doprowadzić do dogrywki. Niezdecydowany zespół z Kosowa został ukarany w 90 minucie, gdy po pięknej indywidualnej akcji na listę strzelców wpisał się Giannis Kiakos. - Nie tylko awans do kolejnej rundy jest ważny, ale przede wszystkim to, że udało nam się wygrać w końcówce. Przyjechaliśmy tutaj po to, aby walczyć o zwycięstwo, aby łapać punkty w rankingu i to nam się udało - powiedział trener Moskal po spotkaniu, które zakończyło się zwycięstwem krakowian 2:1.

Wygrana mogła być bardziej okazała, gdyby większą skutecznością (i odrobiną szczęścia) wykazał się Olivier Sukiennicki. 21-latek, który dołączył do Wisły latem, zagrał od pierwszej minuty i miał dwie okazje, żeby w pierwszej połowie zdobyć gola. Przy pierwszej zbyt pochopnie podjął decyzję o strzale i trafił wprost w bramkarza. Przy drugiej sytuacji trafił piłką między do siatki, ale analiza VAR wykazała, że wcześniej był spalony. Były to jednak sygnały dla piłkarzy KF Llapi - gospodarze mieli przestraszyć się ofensywnej Wisły. - Mówiliśmy na odprawie, że nie patrzymy, jaki był wynik pierwszego meczu i chcemy grać tak, jakby to było pierwsze spotkanie. Mówiliśmy sobie, że jest 0:0, chcemy szybko strzelić gola, bo to ułatwiłoby nam kontrolę nad dalszym przebiegiem meczu. Myślę, że w takich meczach takie sytuacje trzeba wykorzystać, bo później może się zrobić nerwowo - stwierdził Kazimierz Moskal. Ostatecznie brak goli w pierwszej połowie nie miał znaczenia.

Kropkę nad „i” postawił Kiakos, który jednym zwodem zmylił dwóch przeciwników, przedostał się w pole karne, a na koniec oddał precyzyjny strzał. Warto przypomnieć, że Grek pojawił się na boisku dopiero w drugiej połowie, zmieniając Mateusza Młyńskiego. - To była zmiana taktyczna, żeby trochę wzmocnić lewą stronę, jeśli chodzi o defensywę, bo faktycznie Giannis był sprowadzany jako lewy obrońca i docelowo myślę, że będzie rywalizował z Rafałem Mikulcem o tę pozycję - opowiadał opiekun krakowskiego zespołu. Jak się okazało, zmiana defensywna przyniosła korzyści ofensywne, ale z tego powodu trener Moskal raczej nie będzie narzekał. Teraz będzie musiał się skupić na przygotowaniu zespołu do meczu z Rapidem Wiedeń, który odbędzie się jużw najbliższy czwartek.

Kacper Janoszka