Austriak Marco Dijakovic (z prawej) zdobył bramkę w ostatnim meczu 2023 roku oraz w pierwszym 2024 roku! Fot. Łukasz Sobala/Press Focus


Decydujące 107 sekund

Marco Dijakovic otworzył wiosenne konto strzeleckie GKS-u Tychy.


Na inaugurację rundy wiosennej tyszanie mieli kolejną w tym sezonie okazję zameldować się na szczycie I-ligowej tabeli. W przeciwieństwie do jesiennych podejść wykorzystali swoją okazję bezbłędnie – oczywiście dopóki swojego meczu nie wygrała Arka.


Otworzył szczupakiem

O zwycięstwie drużyny Dariusza Banasika zadecydowały wprawdzie dwa gole strzelone w odstępie 107 sekund, ale bezsprzecznie w starciu z Odrą Opole „trójkolorowi” byli zespołem dominującym i dyktującym warunki gry. Pierwszy gol był efektem dopracowanego stałego fragmentu. W 32 minucie bowiem Julius Ertlthaler krótko rozegrał rzut rożny z Wiktorem Żytkiem, a ten dośrodkował. W polu karnym Nemanja Nedić, który przed meczem przedłużył swój kontrakt do końca czerwca 2026 roku, wygrał główkowy pojedynek z Jirzim Pirochem i zagrał do Daniela Rumina. Napastnik gospodarzy w polu bramkowym zgubił krycie Artura Pikka i oddał celny strzał, główkując z 4. metra. Wprawdzie Artur Haluch popisał się znakomitą paradą i obronił to uderzenie, ale przy dobitce „szczupakiem” austriackiego obrońcy był już bezradny. W ten sposób Marco Dijakovic otworzył wiosenne konto strzeleckie GKS-u Tychy.


Opolanie nie wybronili

21-letni wiedeńczyk rozpoczął też po chwili akcję, która przyniosła tyszanom drugą bramkę. Przejął w okolicach swojego pola karnego piłkę, którą Jean Franco Sarmiento zagrywał do wybiegającego na skrzydło Mateusza Spychały. Futbolówka trafiła do Ertlthalera, a ten zagrał „na uwolnienie”. Tak się przynajmniej wydawało w momencie, w którym 26-latek z Wiednia kopał piłkę, bo ta leciała w kierunku Rafała Niziołka. Ten jednak będąc sam w okolicach linii środkowej popełnił błąd w przyjęciu i Rumin rozpoczął swój rajd od połowy boiska. Cofający się Mateusz Kamiński wpuścił snajpera tyszan w swoje pole karne. Niziołek nie zdążył z odsieczą, a Piroch był spóźniony z asekuracją i płaski strzał wychowanka Znicza Kłobuck wylądował w siatce.


Szczery trener

Pomiędzy tymi golami minęło zaledwie 107 sekund i... było „po meczu”. Opolanie zdołali odpowiedzieć tylko strzałem z wolnego w 42 minucie. Borja Galan musiał jednak uznać klasę Macieja Kikolskiego, który popisał się efektowną paradą. Natomiast w polu najbardziej efektowne były akcje Dijakovica. – Do momentu straty dwóch bramek nasza gra nie była taka tragiczna – powiedział trener Odry Adam Nocoń. – Potem jednak tylko przeszkadzaliśmy GKS-owi Tychy, a sami w ogóle nie graliśmy w piłkę. Brakowało utrzymania się przy niej. Brakowało asekuracji i dynamiki. Mój zespół na pewno nie zaprezentował walorów, które świadczyłyby o tym, że jesteśmy drużyną z czołówki. Bezwzględnie GKS był w tym meczu lepszy w każdym calu i mogę jedynie pogratulować zespołowi z Tychów – przyznał szczerze szkoleniowiec.


Mocna dominacja

Zawodnikom z trójkolorowym trójkątem na piersiach gratulował także ich opiekun. – Jesteśmy bardzo zadowoleni – stwierdził Dariusz Banasik. – Byliśmy bardzo dobrze przygotowani pod każdym względem. Zarówno organizacyjnym, jak i motorycznym. Myślę, że to było widać od pierwszej do ostatniej minuty. Bardzo mocno dominowaliśmy. Nawet pokuszę się o stwierdzenie, że to był jeden z najlepszych meczów w tym sezonie. Przeciwnik praktycznie w ogólnie nam nie zagrażał. Byliśmy szybsi, wyprzedzaliśmy sytuacje. Bardzo się cieszę, że wszyscy bardzo dobrze wyglądali i piłkarsko, i motorycznie, i realizowali założenia taktyczne – ocenił trener tyszan.


Jerzy Dusik