W meczu drużyn ze strefy spadkowej twardej walki nie mogło zabraknąć! Fot. Piotr Polak/PAP


Debiutant za 3 punkty

 

Walki w tym meczu nie brakowało. Od początku obie drużyny „gryzły trawę” i dążyły do zdobycia 3 punktów, choć oczywiście – co zrozumiałe z racji ich miejsca w tabeli – na murawie dominowały aspekty związane z walecznością. Początek był wyrównany, a piłka gościła raz pod jedną, raz pod drugą bramką, lecz brakowało klarownych okazji. Pierwszy konkret pojawił się po stronie ŁKS-u, ale uderzenie Daniego Ramireza z rzutu wolnego nie było problemem dla Konrada Forenca.

 

Akcenty bramkarskie

Potem jednak inicjatywę przejęli gospodarze. Sygnał ostrzegawczy dał po rzucie rożnym Bartosz Kwiecień, a chwilę po nim zza pola karnego groźnie strzelił Dominick Zator. Gol padł jednak z powodu... błędu bramkarza ŁKS-u, Dawida Arndta. 22-latek pomylił się przy wyjściu do górnej piłki, co wykorzystał Yoan Hofmeister. Im bliżej końca połowy, tym więcej było szarpanej gry. Jak się okazało, sprzyjało to przyjezdnym. Futbolówkę przejął Kay Tejan, ruszył przed siebie i wykorzystując lekkie zagubienie kieleckiej defensywy podał do Huseina Balicia. Sprowadzony zimą Austriak uderzył zewnętrznym podbiciem, piłka odbiła się jeszcze od obrońcy, co nie pomogło w interwencji Konradowi Forencowi. Było 1:1.

 

Wolej po amerykańsku

Druga połowa zaczęła się mocno, bo Tejan strzelił gola dla ŁKS-u – lecz był na spalonym. Następnie mecz zamknął się na długie minuty. Kibice oglądali mnóstwo walki, ale mało konkretów. Obie drużyny neutralizowały się i dobrze organizowały. Dopiero w 71 minucie po podaniu Tejana „setkę” zmarnował Ramirez. Korona czekała na swoją szansę do 87 min, gdy... przewrotką Arndta do wysiłku zmusił Jewgienij Szykawka. Wydawało się, że ŁKS zdobędzie swój pierwszy wyjazdowy punkt, ale w doliczonym czasie kielczanie zagrali długą piłkę. Martin Remacle zgrał debiutującemu Amerykaninowi Danny'emu Trejo, a ten w drugim kontakcie uderzył z powietrza i nie dał bramkarzowi żadnych szans. Korona wydostała się ze strefy spadkowej!

 

Piotr Tubacki