Sport

Debiutant... liderujący

Rozmowa z Bradym Kurtzem, prowadzącym w klasyfikacji generalnej Grand Prix

Tak wygląda nowy lider IMŚ. Fot. Marcin Karczewski/PressFocus

W dwóch pierwszych GP w sezonie znalazł się pan w finałach. W Landshut zajął pan czwarte miejsce, w Warszawie drugie. Tym samym znalazł się pan na czele „generalki" cyklu.

- Każdy z 16 zawodników w Grand Prix chce znaleźć się na czele klasyfikacji, więc oczywiście czuję się świetnie. Dopiero odbyły się jednak dwie rundy mistrzostw, więc pozostało jeszcze mnóstwo turniejów. Nie jestem nawet blisko tego, żeby zakończyć sezon na pierwszym miejscu. Trzeba jednak pozostać w pełni skupionym. Nie ma na razie czasu na myślenie o tym, czy zdobędę medal na koniec sezonu.

Dla pana jest to debiutancki sezon w GP. Czy spodziewał się pan, że zaliczy tak dobry początek?

- Mój zespół ciężko na to pracował. Od lat rozwijamy się, z roku na rok stajemy się lepsi i w końcu jesteśmy na poziomie, na którym powinniśmy być.

Po raz pierwszy miał pan okazję pojawić się na Grand Prix w Warszawie. Jakie uczucia towarzyszyły panu podczas zmagań?

- Bardzo podobała mi się jazda w Warszawie. Nie byłem pewien, czego się mogę spodziewać, ponieważ nigdy wcześniej nie byłem na zadaszonym torze. To kompletnie inne doświadczenie, porównując do torów, na których ścigamy się na co dzień. Mimo tego dobrze się bawiłem. Podobała mi się charakterystyka toru. Został przygotowany dobrze i potrafiłem na nim odnaleźć niezłą prędkość.

Jakie są największe różnice pomiędzy torami ligowymi w Polsce, a tym w Warszawie?

- Geometria toru i jego kształt są całkowicie inne. Tor jest krótki. Także materiał, z którego powstał, jest całkiem inny niż na standardowych torach. Przez to inaczej czuje się też motocykl. Sporo z zespołem nauczyliśmy się dzień przed zawodami podczas kwalifikacji. Dzięki temu w sobotę mogłem zająć drugie miejsce.

Z trybun wydawało się, że z trudnością przychodziło zawodnikom wyprzedzanie na dystansie. Tor nie sprzyjał mijankom?

- Tak, to prawda. Moim zdaniem wynikało to właśnie ze specyfiki materiału, który został użyty do jego powstania. Z biegiem czasu pojawiały się dziury, więc trudno było ścigać się, będąc blisko przeciwników. Trudno było mieć pewność, że nie uderzy się w innego zawodnika z powodu wjechania w dziurę. Nie narzekam jednak, bo warunki na torze nie były złe – widywałem tory, które były znacznie gorzej przygotowane.

Czy po zajęciu drugiego miejsca na Stadionie Narodowym jest w panu więcej zadowolenia, czy rozczarowania, że pierwsza lokata była tak blisko?

- Po turnieju w Warszawie jestem szczęśliwy. Niezadowolony byłem po zmaganiach w Landshut, gdy w finale zająłem czwarte miejsce, choć w fazie zasadniczej byłem jednym z najszybszych zawodników. W sobotę nie czułem niezadowolenia. Dotarcie do dwóch finałów Grand Prix na starcie sezonu było moim marzeniem.

Rozmawiał Kacper Janoszka