Danajsky Dar, czyli...
„Niebieskie” zainaugurują sezon z Piotrcovią w obecności telewizyjnych kamer. - Nie będzie łatwo, ale wierzę w dobry początek - mówi trener Ruchu Chorzów, Ivo Vavra.
- Pierwsze 10 dni było pod kątem zajęć indywidualnych - o przygotowaniach Ruch opowiada trener Ivo Vavra. - Fajną niespodzianką - i to na duży plus - było to, że dziewczęta od początku były przygotowane do mocniejszego wysiłku. Nie trzeba było robić treningów wyrównawczych. Potem trenowaliśmy już wspólnie. Pracowaliśmy nad siłą, kondycją, wydolnością. Mieliśmy też taki mikro obóz kondycyjny na własnych obiektach. W sumie rozegraliśmy siedem meczów kontrolnych. Zaczynaliśmy od sparingu z Olkuszem. Potem byliśmy m.in. w Czechach, gdzie mierzyliśmy się z ligowcami z Czech, Austrii i Michalovcami ze Słowacji, a na koniec tygodnia zakończyliśmy granie i już nie pracujemy tak mocno. Praca jest już tylko z piłkami, dużo rzucamy. Skupiamy się na szlifowaniu dyspozycji pod kątem techniczno-taktycznym. Dużo oglądamy wideo, głównie pod kątem Piotrcovii. Wszystko ustawiamy pod ten mecz, bo gramy w przyszły wtorek o 20.30, więc pod koniec tygodnia zajęcia też będą o tej porze.
Na full przygotowane
Dwa ostatnie mecze zakończyły się porażkami, ale - jak podkreśla szkoleniowiec - chorzowianki mierzyły się z silnymi przeciwniczkami, więc formę zespołu można ocenić bardzo pozytywnie. - Pierwszego dnia dziewczynom dała się trochę we znaki podróż, ponieważ jechaliśmy 7 godzin busem do Pragi i praktycznie prosto z niego wyszły na boisko - opowiada trener „Niebieskich”. - Mierzyliśmy się z czołowymi siódemkami czesko-słowackiej MOL-Ligi, bo graliśmy z drugim i trzecim zespołem w Czechach, więc te mecze pokazały, w jakiej jesteśmy dyspozycji. Były to bardzo wartościowe sprawdziany. Zagraliśmy fajne mecze. Decydujący był ten drugi, niedzielny ze Slavią Praga, bo dziewczęta wyszły na parkiet o 11.00 już w pełni wypoczęte. Mecz był cały czas na kontakcie, na pełnej dynamice, gospodarze robili wszystko, byśmy nie wygrali, ale jestem zadowolony. To były ostatnie sprawdziany, byśmy mogli powiedzieć sobie, że jesteśmy na full przygotowani do rozgrywek. A jak się będziemy prezentować, to już parkiet pokaże.
Marzeniem lewa ręka
Do dyspozycji szkoleniowca Ruchu są praktycznie wszystkie zawodniczki. Kontuzjowana Monika Ciesiółka w środę powinna wrócić do treningu, lecz gdyby miało jej zaszkodzić zbyt wczesne pojawienie się w bramce, to jej koleżanki zaczekają, aż będzie w 100 procentach gotowa do gry. Podobnie rzecz się ma z Karoliną Jasinowską, która wraca powoli do formy po urlopie macierzyńskim i kontuzji kolana. - Monika to mój największy ból. Brakowało jej nam - przyznaje Ivo Vavra. - Mam nadzieję, że będzie dobrze i wkrótce pojawi się w bramce. Obie z Karoliną potrzebują czasu, więc śpieszyć się nie będziemy. Lepiej pauzować dwa mecze więcej niż potem rok się leczyć. I jeszcze szukamy. Moim marzeniem byłby ktoś rzucający na lewą stronę i na pewno lewa ręka, bo jej nam brakuje, by mieć bardzo równo rozłożone akcenty w zespole. Na ostatnim turnieju bardzo dobrze zaprezentowała się Anastazja Bondarenko. Było widać, że jak ona gra dobrze, to i gra zespołu lepiej funkcjonuje. Mam nadzieję, że utrzyma formę do rozgrywek.
Portier też lubi pożartować
W poniedziałek była regeneracja i sesja zdjęciowa, ale my spotkaliśmy się z trenerem także po to, by zapytać o przedsezonowe oczekiwania. - Wszyscy mnie o to pytają - uśmiecha się Czech. - Chcielibyśmy wejść dobrze w sezon z punktami i jasne, że pierwszym zadaniem jest utrzymanie się w Superlidze. To najważniejsza rzecz, nasz priorytet. Z drugiej strony jestem człowiekiem bardzo ambitnym, dlatego nie chciałbym czekać do końca sezonu, do ostatniej kolejki, czy się utrzymamy, czy nie. Spoglądam trochę wyżej. Myślę, że jak będziemy nadal tak pracować i będzie trochę szczęścia przy nas, to mamy realne szanse nawet na 7. miejsce.
Trener Vavra przyszedł do Chorzowa w połowie sezonu 2022/23, gdy Ruch po 12 kolejkach był bez punktów i przed spadkiem z elity nie zdołał go uratować. - Jestem tu już tak długo, że nawet portier stroi sobie ze mnie żarty i mówi, że będę miał swój plakat na hali - wybucha śmiechem szkoleniowiec i już całkiem serio rozważa. - Ale jak na to patrzę z dystansu czasowego, to gra piętro niżej od Superligi, czyli w Lidze Centralnej, była dla nas wszystkich na plus. Zgraliśmy się, poukładaliśmy mentalność, nauczyliśmy się zwyciężać. Zeszły sezon pomógł zarówno klubowi, jak i zespołowi, bo uważam, że teraz wchodzimy silniejsi do Superligi.
Presja jest duża
Beniaminek z Chorzowa rywalizację rozpocznie w obecności kamer Polsatu, więc trener widzi dobre i mniej ciekawe punkty takiej inauguracji. Promocja miasta i klubu to jedno, ale z drugiej strony... - Dziewczyny mają inny odbiór takiego ciśnienia, presji, że na inaugurację będzie telewizja, że pierwszy mecz gramy we własnej hali, z naszymi kibicami, i - jak na beniaminka - mamy rywala, z którym można powalczyć. Pracujemy więc mocno, żebyśmy we własnych głowach nie przegrali już na starcie. To sport zawodowy, gdzie trzeba być pod każdym względem na 100 procent gotowym do walki. Dlatego uważam, że taki kalendarz, jaki nam los przydzielił, to trochę taki „danajsky dar” (po słowacku i czesku nieszczery dar, ofiarowany w złej intencji, niedźwiedzia przysługa - dop. red.). Piotrków, Kobierzyce, Koszalin – a potem Lubin, Lublin, Gniezno. Nie będzie łatwo, ale wierzę w dobry początek sezonu w Chorzowie! - podkreśla Ivo Vavra.
Zbigniew Cieńciała