Czyj Stadion Śląski?
Powrót do korzeni, cotygodniowy felieton Michała Listkiewicza
Dożyliśmy czasów, gdy nawet mały sukces bez znaczenia cieszy, zachowujemy się jak dzieci udające radość, gdy pod Bożonarodzeniową choinką znalazły skarpetki zamiast wymarzonej zabawki. „Widocznie byłeś niegrzeczny i Mikołaj postanowił cię ukarać” - tłumaczyli rodzice, dodając, że mogło być gorzej, czyli rózga w prezencie.
Wymęczony remis Lecha w Belgradzie po przypadkowym strzale Ishaka poprzedzonym katastrofalnym błędem serbskiego obrońcy uruchomił propagandę sukcesu. Zaczęło się roztrząsanie, ile ten nie mający na nic wpływu remis przyniesie nam korzyści w rankingu UEFA i pewnie przesądzi o przyszłości polskiego futbolu klubowego. Na tle niegdysiejszych sukcesów Legii, Widzewa, Górnika i Wisły Kraków, a nawet Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski brzmi to humorystycznie. Mało kto dostrzegł, że Crvena Zvezda grała „chodzonego”, by bez ryzyka kartek i kontuzji dowieźć wywalczoną w Poznaniu pokaźną zaliczkę. Bardzo dawno temu, jeszcze przed epoką Gierka w Polsce, mało znany trener Tadeusz Caliński uczył mnie w trampkarzach warszawskiego Marymontu, że we własnym polu karnym nigdy nie wybija się piłki przez środek, zawsze do boku. Defensor z Belgradu najwyraźniej nie trenował w Marymoncie.
Drugi etap pucharowych eliminacji nie był w sumie zły, gramy dalej, choć już nie o miejsce w najważniejszym towarzystwie, czyli Lidze Mistrzów. Marzącym o doścignięciu Czechów w rankingu dedykuję piękną piosenkę Grażyny Łobaszewskiej i Piotra Schulza „Może za jakiś czas”.
Sto złotych polskich to dziś niewiele, wiem to z doświadczenia emeryta robiącego zakupy na osiedlowych bazarkach. Tym bardziej dziwi komentarz młodego adepta dziennikarstwa na znanym portalu. Jego zdaniem ceny biletów na mecz piłkarskiej reprezentacji Polski w Chorzowie są zbyt wygórowane. Stówka za obejrzenie Lewandowskiego z kolegami na pięknym stadionie Superauto.pl, czyli po prostu w Śląskim Kotle Czarownic to za wiele? Autora zapraszam na byle film do multikina, wyda prawie tyle samo, a z popcornem i napojem dużo więcej.
Mecz z Finlandią będzie z gatunku pojedynków o życie. Oby nie bój nasz ostatni jak w Międzynarodówce, która z pieśni robotników stała się hymnem komunistów. Musimy wygrać z Suomi, najlepiej pokaźną różnicą bramek, by zająć dobrą pozycję wyjściową przed finiszem eliminacji. Drugie miejsce w grupie to - realnie oceniając - szczyt naszych możliwości na dzisiaj. Jan Urban potrzebuje czasu, by poskładać reprezentacyjne klocki, a tylko awans do wiosennych baraży mu to zapewni.
Co do chorzowskiego giganta, to aż się prosi,by nadano mu imię wielkiej postaci z historii śląskiego sportu. Dyskusja na ten temat trwa od kilku lat, zawiadujący obiektem Śląski Urząd Marszałkowski ma twardy orzech do zgryzienia. Najwięcej zwolenników ma oczywiście Gerard Cieślik. Jego bramka w historycznym meczu z ZSRR i mit o złamanej poprzeczce wystarcza, a do tego był wielkim piłkarzem i patriotą, wspaniałym człowiekiem. Podobno przeszkodą jest „niebieskość” Pana Gerarda, sympatycy innych śląskich klubów z zabrzanami na czele woleliby kogoś innego.
Może zatem Ernest Wilimowski? Przy obecnym klimacie politycznym to marzenie ściętej głowy, wszak nawet premier Donald wielu się nie podoba z uwagi na rzekomą proniemieckość. Tusk jest Kaszubem, a ta dzielna mniejszość etniczna tyle ma wspólnego z Niemcami, co ja z Sophią Loren. A może Jadwiga Jędrzejowska, która przetarła tenisowy szlak Agnieszce Radwańskiej i Idze Świątek? Albo jeden z dwójki wielkich polskich żużlowców, którzy wypełniali trybuny Śląskiego - Jerzy Szczakiel i Zenon Plech?
Moim poważnym kandydatem jest Antoni Piechniczek, legendarny selekcjoner piłkarskiej reprezentacji Polski, godny kontynuator Kazimierza Górskiego. Jedynym „problemem” jest to, że Antoni żyje, ma się dobrze i z tego co wiem, do innego świata się nie wybiera. Co więcej: nieustannie zaprasza mnie do pięknego domu w Wiśle, skąd roztacza się najpiękniejszy widok, jaki można sobie wyobrazić. „Piechnik” odwiedził mnie ostatnio w Gdyni - niestety na smutną okoliczność pogrzebu Janusza Kupcewicza - a moja daleka od sportowych klimatów małżonka skonstatowała „nie sądziłam, że w tym środowisku są tak czarujący i mądrzy ludzie”.
Gdy już zapadnie decyzja odnośnie patrona chorzowskiego stadionu, zacznie się droga przez mękę, uprzedzam na podstawie własnych doświadczeń wiceprezesa Fundacji Kazimierza Górskiego. Co prawda polski parlament przez aklamację (rzadkość) podjął uchwałę o nadaniu warszawskiemu Stadionowi Narodowemu imienia tego wielkiego trenera, ale batalia o wprowadzenie jej w życie trwała latami. Tytularny sponsor PGE długo się zastanawiał, czy Górski godzien jest być wymieniany razem z nazwą tego państwowego giganta biznesowego. Tłumaczyłem, że to wartość dodana dla nich, w końcu zrozumieli. Pomnik pana Kazimierza zbudowano już za pieniądze wydeptane przez przyjaciół z fundacji, ambasadora Janusza Jesionka i byłego prezesa Legii Pawła Kosmalę, przy wielkim wsparciu prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, który był fanem Orłów Górskiego.
Teraz problemem są... litery składające się na imię i nazwisko patrona. Gdy nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Kilkaset tysięcy złotych to dla energetycznego giganta tyle, co dla przeciętnego Polaka wspomniana na wstępie stówka na mecz lub kino. Napisu wciąż brak.
Sympatia prezydenta Karola Nawrockiego do pięściarstwa jest powszechnie znana. Należę do pokolenia, które pasjonowało się tą dyscypliną nazywaną eufemistycznie szlachetną walką na pięści. Nazwiska wielkich polskich pięściarzy z Leszkiem Drogoszem, Zbigniewem Pietrzykowskim, Marianem Kasprzykiem i Jerzym Kulejem na czele wymieniałem z podziwem. To byli artyści uników, odskoków, zasłon, gard, ringowi tancerze. Karol Nawrocki sportowe wizyty zaczął od meczu piłkarskiego w Gdańsku, zapowiada wizyty na kolejnych stadionach. Zapewne zimą pojawi się też w halach, gdzie rozgrywane będą mecze reaktywowanej ligi pięściarskiej. Uporczywie używam terminu „pięściarstwo” a nie "boks" pomny słów wielkiego mistrza Grzegorza Skrzecza, że bokser to rasa psa, a on jest pięściarzem.
PZPN zlikwidował premie finansowe dla mistrza Polski juniorów młodszych, teraz najlepsi 17-latkowie dostają skarpetki zamiast elektronicznych nowinek, jak kiedyś. To krzywdząca zdolnych, ambitnych trenerów decyzja. Za to przyznano właśnie sute nagrody dla amatorów z piątej ligi, reprezentujących swoje województwo w UEFA Regions Cup. Chwała amatorom z Dolnego Śląska, drugiej drużynie Europy, ale sugeruję, by nagrodził ich marszałek wspólnie z wojewodą, bo to ich region stał się beneficjentem sukcesu. Ogólnopolskie media nawet się na ten temat nie zająknęły, może szkoda. Centralna Liga Juniorów miała być oczkiem w głowie, a stała się kosztowną dla klubów kulą u nogi. Skasowanie premii za sukces tylko ten proces pogłębia. Czy szkolenie nastolatków jest mniej ważne dla przyszłości polskiego futbolu od zabawy starszych panów?
Dodam, że prezes Cezary Kulesza był w tej kwestii po dobrej stronie mocy, ale większość nowo wybranego zarządu już niekoniecznie. Cóż, niezbadane są wyroki demokracji.
Antoni Piechniczek, legendarny selekcjoner piłkarskiej reprezentacji Polski, godny kontynuator Kazimierza Górskiego, to właściwy kandydat na patrona Stadionu Śląskiego. Fot. Marcin Bulanda/PressFocus
