Fani „Pasów” nielegalnie przedostali się na trybunę. Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus
Do sporego zamieszania doszło przed spotkaniem Cracovii z Pogonią. Pierwszy gwizdek miał zabrzmieć o 17.30. Z uwagi na obfite opady deszczu organizacja wydarzenia stanęła jednak pod znakiem zapytania. Po 12.30 poinformowano, że o 15.00 na stadionie pojawi się delegat PZPN z sędziami i to oni podejmą decyzję, czy warunki sprzyjają grze. Pojawiały się informacje, że Pogoń chce rozegrać spotkanie, a jeżeli rzeczywiście mecz się odbędzie, to z pewnością bez udziału publiczności. „Szkody, które są na stadionie, nie pozwalają na swobodne przyjęcie kibiców na trybunach” - napisano w komunikacie. O 16.45 podjęto oficjalną decyzję o tym, że drużyny wyjdą na murawę i zagrają, ale kibiców na trybunach nie będzie. Służby bezpieczeństwa opuściły już obiekt, ale fani nie mogli pogodzić się z tym, że nie będą mogli obejrzeć rywalizacji. Sympatycy Cracovii chwilę przed pierwszym gwizdkiem... sami otwarli sobie bramy stadionu i bezproblemowo weszli na trybuny. Około 2000 widzów znalazło się na stadionie i wspierało swój zespół. Problem jednak polegał na tym, że wydarzenie w żaden sposób nie zostało zabezpieczone. Nikt nie sprawdzał, czy kibice wnoszą na stadion nielegalne przedmioty. Nikt nie pilnował tego czy czasem jeden z kibiców nie postanowi wbiec na murawę. Nie było odpowiednich ludzi do pomocy, gdyby ktoś niespodziewanie potrzebował medycznej opieki. Doszło do nieprawdopodobnego skandalu, który szczęśliwie nie zakończył się tragedią. Z uwagi na to, że nie było dramatycznych skutków tej niezrozumiałej sytuacji, wydaje się, że można przymknąć oko na dezorganizację. Co jednak byłoby, gdyby komuś stała się krzywda?
Oficjalnie mecz odbył się bez udziału publiczności. W taki sposób opisane zostanie to w statystykach. Być może przez to szybko zapomni się o tym, że na stadionie w Krakowie obecnych było 2000nieuprawnionych kibiców. Szkoda, bo powinien być to przykład tego, jak nie dbać o bezpieczeństwo na stadionach i powinien zostać zapamiętany na długo.
Kacper Janoszka