Czy Iga Świątek nas wszystkich oszukała?
Tomasz Mucha
Sprawa zażycia niedozwolonej substancji przez Igę Świątek każe stawiać pytania, na które nie ma łatwych odpowiedzi, choć dla wielu autorytet Polki jako etycznie krystalicznego sportowca został podważony. Ale uczy zarazem, że każdy przypadek należy rozpatrywać osobno, bo świat nie jest czarno-biały.
Na początek przypomnijmy najważniejsze fakty. W czwartek otoczenie Igi Świątek potwierdziło, że w sierpniu miała pozytywny wynik testu na niedozwoloną substancję – trimetazydynę. Międzynarodowa Agencja ds. Uczciwości Tenisa (ITIA) - niezależny organ odpowiedzialny za zarządzanie i administrację systemu antydopingowego w tej dyscyplinie sportu - ustaliła, że było to spowodowane zanieczyszczeniem leku - melatoniny - który była liderka światowego rankingu przyjmowała na jet lag i problemy ze snem, a naruszenie przepisów nie było celowe. Nałożyła na Polkę symboliczną, bo miesięczną, karę zawieszenia, która - odbywana w dwóch etapach - zakończy się w środę, 4 grudnia. Dyrektor Polskiej Agencji Dopingowej (POLADA) Michał Rynkowski ocenił to jako „praktycznie najmniejszy możliwy wymiar kary”.
Doping to doping
Od kilku dni sam jestem co rusz zaczepiany przez znajomych i kibiców: I co ta nasza Iga? Taka niby świetna, ale naszprycowana? Co zdaje się wpisywać w znaną narrację, że w zawodowym sporcie wszyscy biorą, tylko nieliczni wpadają.
Dla przeciętnego kibica, który nie zadaje sobie trudu i nie ma czasu na wniknięcie w temat, sprawa jest oczywista. Polska tenisistka została przyłapana na dopingu i powinna ponieść surowe konsekwencje, włącznie z kilkuletnią dyskwalifikacją. Znaczenia nie mają stopień winy i okoliczności – doping to doping, wszystkich wrzucamy do jednego worka: czy bierze dwie torby twardego testosteronu, czy wpada na śladowej dawce środka poprawiającego przepływ krwi. Na pytanie, czy „kara miesięcznego zawieszenia dla Igi Świątek jest sprawiedliwa” wczoraj w południe na portalu gazeta.pl prawie 58 procent odpowiedzi było na NIE (około 20 tysięcy głosów), 27 procent uznało, że TAK (ponad 9 tys. głosów), reszta nie miała zdania.
Trzeba zdać sobie sprawę, że autorytet Igi jako etycznie krystalicznego sportowca został podważony nie tylko w świecie, ale także w Polsce. Jak wyznała sama Iga: „ta sytuacja boli mnie bardzo mocno, ponieważ całe życie chciałam mieć karierę, która da przykład kolejnemu pokoleniu, która (...) pokaże, że zawsze byłam fair i pokaże wszystkie wartości, które powinien mieć topowy sportowiec. I mam wrażenie, że ta sytuacja może naruszyć ten obraz, który budowałam przez lata"...
Podobnie myślą również niektórzy sportowcy, w tym tenisiści, jak choćby Nick Kyrgios. Australijski bad boy kortów (kiedyś 13. w rankingu) jest tutaj bezkompromisowy - gdy okazało się, że niedozwolony środek również w minimalnej ilości znalazł się w organizmie Jannika Sinnera uznał, że Włoch powinien zostać zawieszony na dwa lata.
Sinner, Halep, Majchrzak – każdy przypadek inny
Sinner był niby w podobnej sytuacji jak Polka, ale nie do końca. W organizmie aktualnego lidera światowego rankingu w marcu dwukrotnie wykryto śladowe ilości poprawiającego wydolność sterydu anabolicznego - klostebolu. ITIA o sprawie poinformowała jednak dopiero w sierpniu. Włoch był zawieszony ledwie na kilka dni, do czasu złożenia wyjaśnień, a potem uniewinniony gdyż nie stwierdzono jego umyślnego działania. Zakazana substancja miała dostać się do jego organizmu z winy fizjoterapeuty, który użył produktu zwierającego klostebol – z wyraźnym oznaczeniem DOPING - by opatrzyć ranę na palcu, a następnie masował zawodnika bez rękawiczek…
W sprawie Świątek Kyrgios zareagował na słowa niejakiego Benjamina Locka z Zimbabwe, tenisisty z czwartej setki rankingu: „1 miesiąc zawieszenia (uśmiech). To nawet nie jest prima aprilis. Nie grajcie z nami w ten sposób. Dwa numery 1 na świecie, które nie przeszły testów medycznych w tym samym roku, to szaleństwo”. Kyrgios skomentował: „Nasz sport jest zrujnowany. Wymówką, której wszyscy możemy użyć, jest to, że nie wiedzieliśmy. Profesjonaliści na najwyższym poziomie sportu mogą teraz po prostu powiedzieć: „nie wiedzieliśmy”.
Zdają się go popierać inni: finalistka Wimbledonu 2014 Eugenie Bouchard czy Simona Halep. Rumunka, była numer 1 na świecie, między październikiem 2022 a marcem 2024 pauzowała z powodu złamania przepisów dopingowych - zażywała roxadustat, stosowany przy anemii, stymulujący produkcję hemoglobiny i czerwonych krwinek. ITIA pierwotnie zdyskwalifikowała ją na cztery lata, a karę znacząco - do dziewięciu miesięcy - zmniejszył Międzynarodowy Trybunał ds. Sportu (CAS), do którego tenisistka z Konstancy się odwołała, udowadniając, że środek do jej organizmu dostał się przez zanieczyszczony suplement. „Dlaczego jest tak duża różnica w traktowaniu i ocenie? Nie mogę znaleźć powodu i chyba nie ma logicznej odpowiedzi” - pyta dziś Halep, która zarzuciła ITIA złą wolę, przeciąganie wyjaśnienia sprawy i nierówne traktowanie.
Mam wrażenie, że ta sytuacja może naruszyć obraz, który budowałam – przyznała tenisistka. Fot. Anthony Behar/SIPA USA/PressFocus
Tajemnica, czyli lawina absurdów
Teraz pytanie za sto punktów: dlaczego tenisowe ciała nadzorcze tak długo zwlekają z informacjami o rozpatrywanych przypadkach – jak te Sinnera i Świątek - i dotyczącej ich procedury odwoławczej? Zanim na to odpowiemy „ustami” ITIA, zobaczmy do jakich absurdów prowadzą „tajemnice”.
Sinner został zawieszony kilka dni po zwycięstwie w Miami między 4 a 5 kwietnia i na początku turnieju w Madrycie między 17 a 20 kwietnia. W Hiszpanii zgłosił się do losowania i rozmawiał z prasą – choć był zawieszony!; po czym… zakaz został zniesiony w trakcie trwania turnieju, na tyle wcześnie, aby mógł w nim zagrać. Nikt jednak o tym nie wiedział! Włoch – w przeciwieństwie do Świątek - wycofał się później ze startu w igrzyskach w Paryżu na przełomie lipca i sierpnia, a skądinąd wiadomo że olimpijskie testy antydopingowe są najbardziej powszechne i restrykcyjne.
Teraz Świątek. 12 sierpnia, czyli tydzień po paryskim turnieju olimpijskim, w którym wywalczyła brązowy medal, a przed rozpoczęciem turnieju w Cincinnati, w jej organizmie wykryto śladowe, wynoszące 0,05 ng/ml (50 pg/ml), stężenie trimetazydyny (TMZ), substancji zabronionej, bo wspomagającej krążenie krwi. O pozytywnym wyniku badania Polka dowiedziała się 12 września. Do czasu złożenia odwołania, była „z automatu” zawieszona i musiała wycofać się z turniejów w Azji, m.in. w Wuhan i w Pekinie, gdzie nie mogła bronić 1000 punktów za zwycięstwo przed rokiem – w efekcie straciła pozycję numer 1 w rankingu na rzecz Aryny Sabalenki. Jednocześnie opinii publicznej sztab Igi przekazał, że rezygnuje z gry... z „powodów osobistych".
Melatonina powszechna, pytanie czy skażona
Ale ten sam sztab Igi stanął na głowie i badaniami - użytego opakowania leku, całej jego serii oraz próbki włosów Świątek - wykazał, że to zażywany przez Polkę specyfik był zanieczyszczony TMZ, a substancja znalazła się w jej organizmie „nieświadomie”. Lek jest powszechnie zażywany przez sportowców, którzy często zmieniają strefy czasowe i mają kłopoty ze snem (do stosowania go przyznały się inne tenisistki, m.in. Brytyjka Katie Boulter, Ukrainka Anhelina Kalinina czy Julia Putincewa z Kazachstanu). W tym tygodniu mamy poznać wyniki kontroli, jaką u producenta leku zażytego przez tenisistkę przeprowadził Główny Inspektorat Farmaceutyczny. Jak w rozmowie z PAP stwierdził profesor Luis Horta, były prezes Portugalskiego Urzędu Antydopingowego, coraz częściej zdarzają się przypadki umyślnego skażenia substancji przez wytwórcę leku, który celowo zataja obecność niektórych składników w informacji dostępnej na opakowaniu - aby uzyskać lepsze działanie swojego leku, odżywki czy suplementu diety.
Wracając do zawieszenia i odwołania Świątek - po uznaniu jej wyjaśnień za wiarygodne, zgodnie z procedurami 5 października odwieszono Polkę, umożliwiając jej start w październikowym WTA Finals w Rijadzie oraz w listopadowym turnieju Billie Jean King Cup w Maladze, gdzie dzięki Świątek Polki osiągnęły historyczny półfinał. Jednak w czwartek 28 listopada ITIA poinformowała o całej sprawie, i… odwieszeniu z dniem 27 listopada miesięcznej dyskwalifikacji. Brakujący tydzień Iga właśnie „odsiaduje” – do 4 grudnia. Przyznajmy, można się w tym pogubić…
ITIA broni się, że zarówno Sinner, jak i Świątek w regulaminowym terminie 10 dni złożyli stosowne odwołania, co zgodnie z przepisami skutkowało tym, że nie upubliczniono informacji o ich kłopotach dopingowych. Problem tylko w tym, że na odwołanie W CIĄGU 10 DNI - poparte fachowymi i drogimi ekspertyzami renomowanych laboratoriów oraz opiniami słynnych kancelarii prawnych - stać niewielu. Może coś o tym powiedzieć Kamil Majchrzak, który został zawieszony dwa lata temu, choć jego przypadek też jest inny niż Świątek - piotrkowianin wpadł aż trzykrotnie na rzadko wykrywanym środku SARM S-22 stosowanym przy redukcji tkanki tłuszczowej. Natomiast Świątek - jak przekazał jej sztab - miała negatywny wynik wszystkich wcześniejszych próbek pobieranych podczas kontroli antydopingowej, w tym dwukrotnie na igrzyskach w Paryżu oraz późniejszych - w tym na przełomie sierpnia i września podczas US Open. Iga od 2021 roku była testowana ponad 50-krotnie, a ponad 20 razy tylko w tym sezonie.
Co zrobi WADA kierowana przez Polaka
Czy sprawa Igi Świątek jest zakończona? Prawdopodobnie nie. Wkrótce należy się spodziewać decyzji w sprawie Sinnera wydanej przez Sportowy Sąd Arbitrażowy, do którego pod koniec września odwołała się Światowa Agencja Antydopingowa (WADA) - kierowana przez Witolda Bańkę. Według jej opinii postępowanie i decyzja ITIA były niezgodne z obowiązującymi przepisami. Zdaniem WADA zasadna byłaby dyskwalifikacja Włocha w wymiarze od roku do dwóch lat. Idąc tym tokiem postępowania, WADA powinna również odwołać się od decyzji ITIA dotyczącej polskiej tenisistki. Czy tak zrobi?
Nawiązując do pytania postawionego w tytule: czy więc Iga Świątek nas oszukała? Wszystko wskazuje na to, że nie – że padła prawdopodobnie ofiarą nieprofesjonalnych standardów produkcji zalecanego przez lekarzy i sprawdzonego leku, bardzo czułych analiz w laboratoriach oraz mimo wszystko minimalnego zaniedbania ze strony własnego sztabu. Tylko tyle i aż tyle. Jak wiadomo jednak, czasem czyste intencje nie wystarczą. Wszystkie tenisistki podlegają Tennis Anti-Doping Programme (TADP), który zastrzega, że całkowite ryzyko stosowania jakichkolwiek leków i suplementów obciąża zawodnika – zawsze, niezależnie od okoliczności, które tylko wpływają na decyzję ITIA.
Nie wszyscy sportowcy to oszuści
Niejako w obronie organów jurysdykcyjnych, jak i samych zawodników, stanął czwarty w klasyfikacji tenisistów Taylor Fritz. Jak tłumaczył, szanuje wszystkie opinie, ale bez poznania szczegółów konkretnych przypadków trudno jest ferować wyroki, a on nie lubi spekulować. Zaznaczył też, że najbardziej martwi go „szalone uprzedzenie” komentujących wobec rywali swoich ulubieńców. „Jeśli to rywal gracza, którego wspierasz, ma pozytywny wynik testu, to jesteś w drużynie „nazwijmy go ćpunem bądź oszustem czy zhejtujmy go tak bardzo, jak to możliwe”, a jeśli chodzi o twojego ulubieńca, to jest on „niewinny, nie ma po co zadawać pytań” - wskazał Amerykanin.
Spróbujmy zatem nie oceniać pochopnie. Choć niewątpliwie kwestie równości traktowania wszystkich tenisistów budzą wątpliwości, każdy przypadek to zupełnie inna historia i wrzucanie ich do jednego worka grozi uproszczeniem i skrzywdzeniem sportowców – nie wszyscy z nich to oszuści, ale nie żyją w świecie hermetycznym i muszą też polegać na uczciwości innych.