Sport

Czuję spokój w sercu

Rozmowa z Dawidem Szulczkiem, trenerem Ruchu Chorzów

Trener Ruchu podczas sobotniego sparingu z Piastem Gliwice. Fot. Łukasz Laskowski/PressFocus

Czy nie uważa pan, że przegrana 1:4 w sparingu z Piastem Gliwice była mimo wszystko trochę zbyt wysoka, patrząc na to, co działo się na boisku?

Wynik rzeczywiście był za wysoki. W pierwszej połowie częściej byliśmy pod bramką rywali, ale mieliśmy trochę pecha, byliśmy nieskuteczni. Potem, kiedy zrobiliśmy dużo zmian i szansę dostała młodzież, było widać, że gramy z drużyną ekstraklasową, mimo że często byli to również piłkarze rezerwowi. Część naszych chłopaków musi jednak jeszcze dużo pracować, aby osiągnąć taki poziom. Wydaje mi się, że bramki Piasta wpadały bardzo łatwo. Nie stworzył aż tylu sytuacji, żebyśmy stracili cztery gole. Musimy poprawić ten element, bo także w lidze tracimy za łatwo i za dużo bramek. Natomiast wiemy też, że nie wykorzystaliśmy kilku świetnych okazji – mieliśmy choćby okazję z pustą bramką, był słupek czy szansa Denisa Ventury jeszcze z pierwszej połowy. Skuteczność nadal jest naszym problemem i nadal musimy pracować, aby to poprawić. Mimo tego czuję spokój w sercu. Te bramki po prostu przyjdą, bo to jest nieprawdopodobne, że na przestrzeni tylu spotkań było aż tyle sytuacji i że te gole jednak nie padały! Były jakieś słupki, poprzeczki, fenomenalne interwencje bramkarzy, mnóstwo strzałów minimalnie obok... Jestem przekonany, że bramki przyjdą.

W Rzeszowie ze Stalą nie zagrają zawieszeni Daniel Szczepan i Mateusz Szwoch. Czy zestawienie, jakie oglądaliśmy w sparingu z Piastem, było zbliżone do tego, jakie zobaczymy w poniedziałek?

Myślę, że zagra większość zawodników z pierwszej połowy, ale zapewne ktoś z drugiej połowy także wskoczy do składu – choćby dlatego, że sparing rozpoczęliśmy bez młodzieżowca na boisku. Nie ma co ukrywać, że w sobotę dużą uwagę zwracałem na to, jak zawodnicy prezentują się indywidualnie. Za nami dość mocny tydzień, w którym ciężko pracowaliśmy. Mieliśmy ostatnio maraton pięciu spotkań w 19 dni i nie było czasu na regularne trenowanie, tylko na regenerację i przygotowanie stricte pod mecz, jeśli chodzi o stałe fragmenty czy taktykę. Teraz mamy okres 17 dni, kiedy można popracować i uważam, że mocno wykorzystaliśmy ten pierwszy tydzień. Wielka szkoda, że dwa dni wolnego po sparingu przeżyliśmy w niedobrych humorach, bo po pierwszej połowie nie spodziewaliśmy się, że to się tak zakończy.

W sparingu zagraliście w nowej formacji 1-4-3-3, z jednym napastnikiem i jedną „szóstką”, przed którą wystąpiło dwóch wyżej ustawionych pomocników. Czy pod nieobecność Szczepana w Rzeszowie zagracie takim systemem?

Jeszcze zobaczymy. Mamy także opcję gry 1-4-4-2 z Somą Novothnym i ustawionym obok Bartkiem Barańskim, ale jest też możliwość, że zagramy 1-4-3-3. W tym tygodniu ocenimy jeszcze, jak zawodnicy wyglądają i na kogo postawimy. Trzeba brać pod uwagę, że skoro gramy co 3-4 dni, musimy mieć różne opcje. Różnie grają także nasi rywale. Na pewno dobre jest to, że wcześniej Ruch grał trójką z tyłu, a teraz graliśmy 1-4-4-2 i 1-4-4-3. Jesteśmy dość elastyczni i swobodnie możemy poszukiwać tutaj rozwiązań. Trzeba dbać o to, żebyśmy niezależnie od systemu lepiej funkcjonowali w obu polach karnych. Żeby w „szesnastce” przeciwnika strzelać gole, a w naszej „szesnastce”, jeśli przeciwnik ma mało okazji, to żeby nie zdobywał z nich bramek – tak jak było z Kotwicą Kołobrzeg czy GKS-em Tychy (Ruch wygrał oba mecze 1:0 – red.).

W kontekście niestrzelania goli można mówić o pechu, ale niektórzy twierdzą, że czegoś takiego w futbolu nie ma, a wszystko rozbija się o jakość i wyszkolenie. Jaki jest konkretny sposób na to, aby wypracować lepszą skuteczność? Co zrobić, żeby to szybko zaczęło lepiej działać?

Są różne okresy i każda drużyna wpada czasem w lekki dołek. Myślę, że dobrym tego przykładem jest Wisła Kraków. Nie strzelała goli, a w końcu zdobyła pięć i w kolejnym meczu trzy. Moim zdaniem w Ruchu będzie tak samo, że strzelimy w końcu trzy gole, potem dwa, znowu trzy, może cztery. Jestem co do tego przekonany. Nagromadzenie spotkań, w których mamy sytuacje, a piłki nie wpadają do siatki, jest dość duże. Siłą rzeczy przyjdzie mecz, że stworzymy pięć okazji i wykorzystamy większość z nich.

W sparingu pozytywnie wyróżnił się Filip Borowski, do tej pory odgrywający małą rolę w zespole. W pierwszej połowie dobrze pokazał się na lewym skrzydle, w drugiej – na prawej obronie. Zakiełkowała panu w głowie myśl, że to może być zawodnik do wyjściowej jedenastki na Stal?

Zobaczę jeszcze ten mecz na wideo, ale nie ma co ukrywać, że Filip zagrał dobre spotkanie. Miał wiele dobrych momentów, choć pamiętam również jeden rażący błąd w obronie. Szkoda, że nie okrasił tego występu golem, szczególnie w pierwszej połowie, kiedy miał dwie dobre sytuacje. Wyglądał bardzo dobrze i na lewym skrzydle, i na prawej obronie. To taki zawodnik, który czuje się dobrze w obu tych rolach. Miałem już okazję z nim pracować. Miał lekki dołek po dołączeniu do Ruchu i nie pokazywał pełni swoich możliwości. Myślę, że ten występ był już lepszy, a wiem, że stać go na jeszcze więcej.

Spodziewał się pan na sparingu gwizdów z trybun?

Pamiętam, że pojawiły się przy zmarnowanej sytuacji Łukasza Monety (przy stanie 0:4 – red.), ale to tylko pojedyncze jednostki. Każdy ma prawo okazywać swoje odczucia i emocje. Rozumiem frustrację, bo widząc tyle sytuacji, ile mieliśmy i że nadal nie potrafiliśmy strzelić gola, to jeśli ktoś jest nerwowy, szybciej traci cierpliwość i w taki sposób reaguje. Natomiast będziemy dalej pracować, żeby dawać kibicom powody do radości, a nie do narzekania i frustracji.

Rozmawiał Piotr Tubacki