Czuję się jak w domu
Rozmowa z Danielem Bielicą, byłym bramkarzem m.in. Górnika Zabrze, obecnie NAC Breda
- Oczywiście. Dla mieszkańców Bredy to był mecz, który upamiętniał i czcił bohaterów, czyli polskich żołnierzy, którzy lata temu wyzwolili Bredę. Dla nas piłkarzy była podwójna radość, że udało się wygrać właśnie w tak ważnym momencie.
Czy w związku z tym, co się działo w mieście, czuliście większą presję?
- W skrócie powiem, że tak. Złapaliśmy teraz fajną passę, bo za nami trzy wygrane z rzędu, trzeba to kontynuować.
Kiedy 101-letni weteran Eugeniusz Niedzielski wszedł na murawę i symbolicznym kopnięciem rozpoczął spotkanie, potem stumetrowa sektorówka wywieszona przez kibiców i wreszcie 19 minuta i 44 sekunda, kiedy mecz został przerwany i wszyscy zaczęli klaskać, to robiło wrażenie...
- Pewnie! Jesteśmy w Holandii, a przez chwilę czułem się, jakbym był w domu w Polsce i jakbyśmy obchodzili jakieś święto. A przecież to działo się tutaj. To było coś chwytającego za serce, bo takie rzeczy nie dzieją się na co dzień. Cieszę się, że mogłem być częścią tego wydarzenia.
W wygranym 4:1 meczu z Waalwijk zagraliście efektownie, a pan za dużo pracy nie miał.
- To prawda, można powiedzieć, że byłem nawet bezrobotny. Bramkę straciliśmy po samobójczym strzale, a co do zdobywanych przez nas goli, to cieszymy się, że było ich sporo, bo wcześniej za dużo bramek nie strzelaliśmy. Oby ten worek rozwiązał się na dobre i obyśmy tak jak w ostatnim czasie dalej punktowali.
Jak po kilku miesiącach czuje się pan w Bredzie, chyba najbardziej polskim mieście w Holandii?
- Faktycznie można powiedzieć, że jestem w najbardziej polskim klubie w Holandii. Na razie wszystko jest fantastycznie, bo i atmosfera jest w szatni, i na boisku. Nie mogę na nic narzekać.
Po kilku tygodniach pobytu w Holandii mówił pan w wywiadzie dla „Sportu”, że gra się tutaj inaczej niż w ekstraklasie. Podtrzymuje pan to zdanie?
- Zamykający tabelę RKC Waalwijk był tego dobrym przykładem. Ma bardzo mało punktów, ale widać, jak starał się grać w piłkę. Mieliśmy większą jakość indywidualną, to my dominowaliśmy, ale rywale też mają atuty i paru dobrych zawodników.
O decyzji o przenosinach do klubu z Eredivisie na razie mogę mówić tylko w samych superlatywach. Dotknąłem zupełnie innej rzeczywistości, ale mogę powiedzieć, że odnalazłem się w niej. Wyszedłem ze swojej strefy komfortu i dalej się rozwijam, z każdym kolejnym tygodniem jest lepiej. Cieszę się z tego, co do tej pory tutaj zrobiłem, ale mam apetyt na dużo, dużo więcej.
Trenerem bramkarzy jest Węgier Gabor Babos. Jak się z nim pracuje?
- Świetny fachowiec. Wie z czym to się je, ale nie może być inaczej, bo sam zagrał ok. 600 spotkań na poziomie seniorskim. To niesamowity kapitał, który stara się nam, bramkarzom, przekazać i mamy z czego korzystać. Rywalizacja w bramce? Jestem zbudowany relacjami, jakie są między nami. Chłopaki mnie wspierają jak mogą (o miejsce w składzie walczy z Holendrami, 32-letnim Royem Korsmitem i 22-letnim Teinem Troostem – przyp. red.). Najlepszy tego przykład był w Zwolle tydzień temu, kiedy trener bramkarzy za czerwoną kartkę nie mógł być w sztabie, a całą rozgrzewkę zrobiliśmy razem z chłopakami. Mogę mówić o nich tylko w samych superlatywach.
Co z językiem holenderskim? Uczy się pan?
- W obronie mam Niemca, Belga, Holendra, na „6” gra Australijczyk. Porozumiewamy się w języku angielskim i jest to dla nas dużo bardziej komfortowe. W szatni jest podobnie, bo przecież szkoleniowcem jest Belg - tak jest łatwiej dla wszystkich. Angielski to tutaj podstawowy język. A holenderskiego na razie się nie uczę, natomiast dalej podszkalam swój angielski, który już jest na dobrym poziomie, ale chcę mówić jeszcze lepiej.
W Holandii i Belgii w przypadku zawodowych piłkarzy część zarobków z kontraktów idzie na specjalny fundusz emerytalny. Jak jest w pana przypadku?
- Tak, ten fundusz obejmuje i mnie. Wiem, że są prowadzone jakieś czynności, że być może pieniądze wpłacane byłyby na moje konto, ale obecnie całkiem spora część jest wpłacana na piłkarski fundusz emerytalny. Jeśli chodzi o holenderskich zawodników, to każdy z nich w stu procentach ma odprowadzone sumy na fundusz, natomiast w stosunku do obcokrajowców trudno mi coś więcej powiedzieć. Wiem, że w niektórych wypadkach są ulgi podatkowe, ale nie orientuję się jak to wygląda, bo to już prawo podatkowe.
Jeśli porówna się kluby ekstraklasy, w których pan grał, a Eredivisie, to jest duża różnica?
- Nie powiedziałbym, że jest drastyczny przeskok. Można powiedzieć, że jest porównywalnie. Górnik Zabrze też jest wielkim klubem. Jeśli chodzi o aspekt sportowy to nie mogę narzekać. Organizacyjnie też jesteśmy na podobnym poziomie. W Bredzie trenujemy poza miastem, w klubowym centrum piłkarskim, ale osobiście pod tym względem lepiej czułem się na Górniku, bo codziennie na trening przechodziło się obok płyty i czuło się tę magię Roosevelta. Tutaj trenujemy w Zundert, to miejscowość położona 20 minut jazdy samochodem od Bredy. Na warunki tam nie można narzekać, trzy świetne boiska, jedzenie, wysoki poziom.
Śledzi pan wyniki Górnika?
- Jeśli moje mecze się nie nakładają, to oczywiście oglądam każde spotkanie. Kibicuję chłopakom, śledzę i mam nadzieję, że dalej będą punktowali tak jak ostatnio. Utrzymuję zresztą kontakt z chłopakami. Ostatnio z Damianem Rasakiem wymieniłem parę wiadomości, że też nie znałem tego jego woleja i jak wielu byłem w szoku. W stałym kontakcie jestem z Rafałem Janickim. Ze Stalą ostatnio zabrzanie zapunktowali i mówiłem mu, ze chyba jego brakowało (uśmiech).
Z kim Daniel Bielica trzyma się w Bredzie?
- Przede wszystkim jest Kacper Kostorz. Świetnie dogaduję się ze Słowakiem Martinem Koscielnikiem i Czechem Dominikiem Janoskiem. Ale szczerze, jesteśmy świetnie zżyci jako drużyna. Nie ma podziałów. Wiadomo, są przyjaźnie większe czy mniejsze, ale nie ma podziału, a do tego trener świetnie zarządza szatnią i razem idziemy w tym samym kierunku.
Z Kacprem Kostorzem byliście razem w juniorach Górnika?
- Nie, idealnie się rozminęliśmy. On odchodził między gimnazjum a liceum, a ja akurat przychodziłem z MKS Zaborze.
Pierwszym trenerem NAC jest były reprezentant Belgii i gracz wielu klubów Carl Hoefkens. Zacna postać w świecie futbolu, znane nazwisko. Jak się z nim pracuje?
- Powiem tak: jeden z lepszych trenerów z jakim pracowałem. Jestem pod wielkim wrażeniem, jak zarządza szatnią. Pod prądem utrzymuje 20 ludzi, którzy wchodzą i dają ogromną jakość na boisku. Szczególnie w tym aspekcie jego pracy i podejścia do zawodników jest niesamowity.
Atmosfera na Rat Verlegh Stadium, gdzie na każdym meczu jest komplet 19 tys. kibiców, jest niesamowita. Fani mocno wam pomagają.
- W końcu ktoś to mógł zobaczyć i poczuć sam jak to wygląda, bo wcześniej tylko o tym opowiadałem w wywiadach. Czuć wsparcie od pierwszej minuty. Tutaj nie ma zorganizowanego dopingu, wszystko idzie przez emocje, przez to co dzieje się na boisku. Jak potrzebujemy dopaminy, to fani dochodzą do głosu i świetnie nas niosą, bo u siebie na pięć spotkań odnieśliśmy cztery zwycięstwa, w tym na początku z Ajaksem.
Na mecz z RKC Waalwijk była pana rodzina?
- Tak. Był tata, bo mama niestety nie mogła, było też dwóch wujków.
Rozmawiał w Bredzie Michał Zichlarz
DANIEL BIELICA
- Data urodzenia: 30 kwietnia 1999
- Miejsce urodzenia: Zabrze
- Wzrost/waga: 189 cm/76 kg
- Kluby: MKS Zaborze, Górnik Zabrze (juniorzy), Sandecja Nowy Sącz, Warta Poznań, Górnik Zabrze, NAC Breda .
- Ekstraklasa: 78 meczy (Warta, Górnik)
- Eredivisie: 10 meczy