Michel Platini (z lewej) - wielka gwiazda ME 1984. Fot. uefa.com    


 Z lamusa

Czterej muszkieterowie

Turniej na francuskich stadionach w 1984 roku stał pod znakiem znakomitej gry Michela Platiniego i jego kolegów.

 

Mistrzostwa Europy w 1984 roku chciały zorganizować Francja i RFN. Ostatecznie w grudniu 1981 UEFA zdecydowała, że turniej odbędzie się nad Sekwaną, na aż 7 stadionach. W eliminacjach, w których wystartowały 32 reprezentacje, a ich najskuteczniejszym strzelcem z 7 bramkami był Niemiec Karl-Heinz Rummenigge, doszło do niespodzianek.


Złamana noga Simonsena

Po raz pierwszy awans do finałowego turnieju wywalczyła Portugalia, piszemy o tym obok przy biało-czerwonych, a także Rumunia. Ta w grupie 5 zdystansowała Szwecję, medalistę dwóch poprzednich ME Czechosłowaków, słabiutkich wtedy mistrzów świata Włochów (zaledwie 5 pkt w 8 meczach) i Cypr. Zapowiadało to lepsze czasy rumuńskiej piłki; w 1986 Steaua Bukareszt została klubowym mistrzem kontynentu.

Gospodarze turnieju mieli wielkie oczekiwania. Na ławce mieli znakomitego szkoleniowca Michela Hidalgo, który „Trójkolorowych” prowadził od 1976 roku, a zapowiadał, że po ME pożegna się z reprezentacyjną piłką. Drużyna była sprawdzona i silna. Po 4. miejscu na MŚ w Hiszpanii dwa lata wcześniej pozostał wielki niedosyt. Półfinał z RFN przegrano w serii rzutów karnych, w dramatycznych okolicznościach. W kapitalnej formie był gwiazdor Juventusu Turyn, gdzie występował ze Zbigniewem Bońkiem, Michel Platini. Byli też inni, przede wszystkim gracze z formacji środkowej, jak Alain Giresse, urodzony w Bamako Jean Tigana, czy harujący za dwóch i mający „żelazne płuca”, Luis Fernandez.

Mecz otwarcia Francja - Dania, na wyprzedanym (prawie 50 tysięcy) Parc des Princes - zakończył się fatalnie dla Allana Simonsena. Najlepszy piłkarz Europy z 1977 roku złamał nogę w starciu z  Yvonem Le Rouxem. Wydawało się, że to koniec nadziei Skandynawów, ale gdzie tam! „Duński Dynamit”, prowadzony przez Niemca Seppa Piontka, eksplodował w kolejnych grach na świetnych mistrzostwach, gdzie padało wiele bramek, a średnia 2,73 jest do dziś jedną z najwyższych.



Turniej jednego aktora

To był pokaz jednego aktora, czyli wielkiego wtedy Platiniego. Miał 28 lat, był u szczytu formy. W pięciu meczach zdobył aż 9 bramek! To rekord niepobity do dzisiaj, a przecież teraz spotkań w finałach Euro jest niepomiernie więcej. W wygranym meczu z Danią zdobył jednego gola po uderzeniu prawą nogą z linii pola karnego. W drugim meczu grupy A z Belgią (5:0) ustrzelił hat trick. Pierwsza bramka z linii „16” po uderzeniu lewą nogą, kolejna z karnego, a po raz trzeci zaskoczył wielkiego Jean-Marie Pfaffa uderzeniem głową. W kolejnym meczu trzy razy kapitulował Zoran Simović. „Plavi” postawili się gospodarzom, prowadzili do przerwy, ale od czego był Platini? Trafiał kolejno w 59, 62 i 77 minucie; klasyczny hat trick w niewiele ponad kwadrans w wygranym 3:2 pojedynku! Pierwszy gol to uderzenie wewnętrzną częścią lewej stopy, drugi to bezpośredni rzut wolny, a trzeci - najpiękniejszy - po klasycznym „szczupaku”. Półfinał z Portugalią to rozstrzygający gol w 119 minucie na 3:2, kiedy wykończył wspaniałą akcję Tigany (lewa noga, proste podbicie z 5 metrów). No i trafienie w finale z wolnego, po którym piłka przeszła pod brzuchem Luisa Arconady i przekroczyła linię bramkową. To były kapitalne trafienia, po świetnych zagraniach kolegów. Na szczególną uwagę zasługiwała wspaniała postawa pomocników. Doświadczonego Giresse'a, Tigany - obaj grali wtedy w Bordeaux - oraz najmłodszego w tym gronie, 24-letniego Fernandeza i oczywiście króla Michela.



Dramatyczne półfinały

W półfinałach - oprócz Francji i Danii z grupy A - znaleźli się przedstawiciele Półwyspu Iberyjskiego, rewelacyjna Portugalia i Hiszpania. Ta do 90 minuty ostatniego spotkania grupy B z RFN była poza ME, ale wtedy środkowy obrońca Antonio Maceda zaskoczył Haralda Schumachera uderzeniem głową i dał awans do czwórki. Niemy Zachodnie odpadły, a ich selekcjoner Jupp Derwall, po mistrzostwie Europy w 1980 i wicemistrzostwie świata dwa lata później pożegnał się z pracą po 6 latach. Zastąpił go sam Franz Beckenbauer.

Mecze o grę w wielkim finale na Parc des Princes okazały się znakomitymi widowiskami, a pierwsze z dwóch strać na Stade Veldrome w Marsylii pomiędzy „Trójkolorowymi” a Portugalczykami do dziś uchodzi za jedno z najlepszych w ponad 60-letniej historii ME! Po dwóch świetnych dośrodkowaniach Fernando Chalany i dwóch golach czarnoskórego Rui Jordao, w dogrywce dramatycznego i pięknego meczu Portugalia prowadziła 2:1. W 114 minucie wyrównał jednak obrońca Domergue (dwa gole w półfinale). Wtedy Jean Tigana zaczął krzyczeć do kolegów. - Nie możemy dopuścić do karnych, bo w nich Francja zawsze przegrywa! - instruował. To właśnie po jego akcji w 119 minucie decydujący cios zadał niezawodny Platini.

W drugim meczu w Lyonie Hiszpanów znowu uratował środkowy obrońca Sportingu Gijon Antonio Maceda, który w drugiej połowie doprowadził do remisu 1:1. W serii karnych pomylił się jeden z najlepszych graczy mistrzostw we Francji, napastnik Preben Elkjaer Larsen i Hiszpania po 20 latach grała o złoto.


Francja skutecznie zatańczyła hiszpańskie tango w finale w Paryżu w czerwcu 1984. To był wielki triumf trenera Michela Hidalgo!    


Lepiej niż w Hiszpanii

Finał? Sięgamy do relacji ze „Sportu” z czwartku 28 czerwca 1984, a więc dzień po finale. „Publiczność, trochę zdegustowana grą w pierwszej połowie, w drugiej wybaczyła swoim ulubieńcom wszystko: zapomniała o potknięciach, o gwizdach, dosadnej krytyce. Liczył się wspaniały końcowy akord, który uwieńczył dzieło trenera Hidalgo i jego chłopców” - relacjonowała nasza gazeta. W 57 minucie i po błędzie bramkarza Arconady trafił z wolnego Platini. W ostatniej minucie wynik na 2:0 ustalił napastnik Bruno Bellone (asysta Tigana).

„W 80-lecie Francuskiej Federacji Piłkarskiej, osiem lat po objęciu szkoleniowego steru nad teamem trójkolorowych przez Michela Hidalgo, w 75. spotkaniu prowadzonym przez niego, w ostatnim, pożegnalnym, „Koguty” sięgnęły po prymat na Starym Kontynencie. Byli Francuzi wielkimi faworytami, zebrali najwięcej pochwał, spotkania z ich udziałem sprawiły, że finały uznano za bardziej atrakcyjne, emocjonujące i dramatyczne od tych, które zaserwował nam hiszpański mundial” - pisał „Sport”.

Michał Zichlarz

 

BIAŁO-CZERWONI W GRZE

W drugiej grupie eliminacyjnej los skojarzył nas z ZSRR, Portugalią i Finlandią. Do rozgrywek przystępowaliśmy jako faworyt, trzecia drużyna świata, a wszystko skończyliśmy z kretesem, jak mistrzowie świata, Italia. 4 punkty w sześciu grach to bilans mówiący sam za siebie…

Zaczęliśmy od planowej wygranej w Kuopio 3:2, żeby potem przegrać w Lizbonie. Portugalia miała już w tym czasie 4 „oczka”. Potem był rozczarowujący remis z Finami 1:1 na Stadionie Dziesięciolecia po samobójczym trafieniu Pawła Janasa, no i długo oczekiwane stracie z ZSRR, 22 maja 1983, przed 80-tysięczną publiką na Stadionie Śląskim. Dla mnie był to pierwszy mecz na tymlegendarnym obiekcie. Atmosfera gęsta, mnóstwo milicji i ZOMO. Trwał jeszcze stan wojenny (zniesiony dwa miesiące później). Na mecz nie można było wnieść drzewca, na którym osadzona była biało-czerwona flaga. „Dziś Orzeł wygra z Miszą” - transparenty o takiej treści zapamiętałem. Prowadziliśmy do przerwy po trafieniu Zbigniewa Bońka, ale znowu - jak z Finami - zaliczyliśmy trafienie samobójcze. Tym razem nieszczęśliwym wślizgiem swoimi długimi nogami interweniował Roman Wójcicki. 1:1. Dla nas to był koniec, tym bardziej że w Moskwie kilka miesięcy później przegraliśmy 0:2.

Przed dwoma ostatnimi meczami liczył się tylko nasz „wschodni brat” i niespodzianka eliminacji, Portugalia. Ta dwa swoje ostatnie mecze z Polską na wyjeździe i z ZSRR u siebie musiała wygrać. Pod koniec października drużyna prowadzona przez Fernando Cabritę gościła we Wrocławiu, który w tamtym czasie był jednym z głównych punktów oporu przeciwko komunistycznej władzy. Kiedy po dwóch kwadransach do siatki Józefa Młynarczyka trafił Carlos Manuel, 15 tysięcy widzów na Stadionie Olimpijskim skandowało… „Jeszcze jeden, jeszcze jeden!”. Nasi piłkarze za bardzo się nie starali i przegrali 0:1, co utorowało drogę Portugalczykom do awansu na francuskie boiska, gdzie dotarli do 1/2 finału.

 

MISTRZOSTWA EUROPY 1984 (12-27 czerwca, Francja)

Grupa 1: 1. Francja, 2. Dania, 3. Belgia, 4. Jugosławia

Grupa 2: 1. Hiszpania, 2. Portugalia, 3. RFN, 4. Rumunia

Półfinały: Francja - Portugalia 3:2 (1:0, 1:1) po dogrywce, Dania - Hiszpania 1:1 (1:0, 1:1) po dogrywce; karne 4-5

Finał: Francja - Hiszpania 2:0 (0:0)

Jedenastka mistrzostw: Schumacher (RFN) - M. Olsen (Dania), J. Pinto (Portugalia), Brehme, K. Foerster (Niemcy) - Arnesen (Dania), Giresse, Platini, Tigana (wszyscy Francja), Chalana (Portugalia) -Voeller (RFN).