Sport

Czkawka po Widzewie

„Kolejorz” fatalnie rozpoczął ostatni mecz w Łodzi, co spowodowało, że wrócił do stolicy Wielkopolski z pustymi rękami.

Pomocnik Lecha Antoni Kozubal (z lewej) jest bardzo rozgoryczony z powodu ostatniej porażki w lidze. Fot. Norbert Barczyk/PressFocus

LECH POZNAŃ

Poprzedni sezon „Kolejorz” zakończył na 5. miejscu, co pozbawiło go występów w europejskich pucharach. Do Jagiellonii Białystok (mistrza) i Śląska Wrocław (wicemistrza) drużyna z Bułgarskiej straciła 10 punktów, do Legii Warszawa 6, a do Pogoni Szczecin 2. Nic zatem dziwnego, że kierownictwo klubu „zluzowało” trenera Mariusza Rumaka i w jego miejsce zatrudniło Duńczyka Nielsa Frederiksena.


Słabsze otwarcie


Nie wiadomo jednak, czy przyniesie to spodziewane efekty, ponieważ „Kolejorz” już na starcie poniósł straty. Otwarcie w poprzednim sezonie było znacznie lepsze - pod wodzą Holendra Johna van den Broma Lech wygrał pierwsze dwa mecze. Najpierw pokonał 2:1 na wyjeździe Piasta Gliwice (oba gole strzelił wówczas Filip Marchwiński, sprzedany właśnie do włoskiego Lecce), a w drugiej potyczce poznaniacy pokonali na własnym boisku 2:0 Radomiaka. Gole strzelili Mikael Ishak i Filip Szymczak. Po dwóch kolejkach obecnego sezonu Lech ma tylko trzy punkty, czyli manko wynosi trzy „oczka”.


Zawiedziony trener


Czkawką odbija się wyjazdowa porażka z Widzewem Łódź (1:2), niezależnie od okoliczności, o których piszę w „Kontrowersji kolejki”. - Jesteśmy bardzo zawiedzeni wynikiem tego spotkania – przyznał po końcowym gwizdku sędziego Szymona Marciniaka trener Lecha, Niels Frederiksen. - Nie powinien ten mecz tak się dla nas potoczyć, bo mieliśmy wiele okazji do tego, by to starcie wyglądało inaczej. Na tę porażkę wpływ miały przede wszystkim dwie rzeczy. Pierwsza to fakt, że bardzo źle weszliśmy w to spotkanie. Dwa bardzo szybko stracone gole skierowały ten mecz na niewłaściwe dla nas tory. A druga rzecz to jakość, której nam brakowało w trzeciej strefie, tej najbliżej bramki. Brakowało ostatniego szlifu pod bramką i to się przełożyło na wynik tego starcia.


Mizerny początek


Swojemu szkoleniowcowi wtórowali piłkarze. - Nie możemy sobie pozwalać na taki początek meczu - stwierdził 20-letni pomocnik, Antoni Kozubal: - Nie realizowaliśmy w tym czasie naszych założeń taktycznych, co kończyło się groźnymi akcjami Widzewa. Byliśmy w tym czasie zbyt wycofani, nie reagowaliśmy właściwie na wysoki pressing rywala. W drugiej połowie znaleźliśmy na to sposób, skutkowało to odbiorami piłki i tworzeniem sytuacji do zdobycia gola. W momencie strzelenia nieuznanego gola nawet nie wiedziałem, że coś będzie poddawane analizie VAR. Gdybyśmy jednak wcześniej zachowywali się inaczej pod bramką przeciwnika, nie musielibyśmy się zastanawiać po meczu, czy sędzia popełnił błąd.

W podobnym tonie wypowiedział się o dwa lata młodszy obrońca, Michał Gurgul: - Bardzo słabe pierwsze 15 minut w naszym wykonaniu, nie możemy tak wejść w mecz i musimy to zdecydowanie poprawić - powiedział wychowanek AP Reissa Poznań. - Z czasem przejęliśmy inicjatywę i w drugiej połowie byliśmy w stanie kontrolować bardziej spotkanie. Trzeba wyciągnąć z tego przegranego spotkania wnioski, żeby taka sytuacja już się nie powtórzyła. Mimo tego niekorzystnego rezultatu, chcieliśmy cały czas budować nasze akcje od tyłu i strzelać gole. Zabrakło głównie ostatniego podania w pole karne przeciwnika, które stworzyłoby bramkowe sytuacje.

Bogdan Nather