Sport

Czerwone nie przeszkadzają

Piłkarze Wisły Kraków wciąż kolekcjonują wykluczenia, ale w dwóch ostatnich przypadkach nie przeszkodziły im w zwycięstwach.

James Igbekeme był trzecim piłkarzem Wisły w tym sezonie, który nie dokończył meczu z powodu czerwonej kartki. Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus

Drużyna „Białej gwiazdy” kończyła w osłabieniu pięć z 13 meczów w krajowych rozgrywkach ligowych i Pucharze Polski. Trzy razy drużynę osłabiał Wiktor Biedrzycki, który czerwoną kartką „okrasił” nawet swój debiut. Przedwcześnie boisko opuszczali też po dwóch żółtych Tamas Kiss i w niedzielę w Płocku James Igbekeme.

Przełamanie mentalne

Wiślacy nie dogrywali w komplecie spotkań z Polonią Warszawa, Zniczem Pruszków, Arką Gdynia, Siarką Tarnobrzeg (puchar) i Wisłą Płock. W trzech pierwszych zaliczyli dwa remisy i porażkę (w Pruszkowie), za to w dwóch kolejnych awans do kolejnej rundy PP i wygraną. Warto tu przypomnieć, że „Biała gwiazda” była mocno czerwona także w końcówce poprzedniego sezonu i wówczas zaliczyła trzy porażki z rzędu. Czy zespół nauczył się grać w osłabieniu? Na to pytanie trener odpowiadał po niedzielnym tryumfie z „Nafciarzami”. - To zależy jak układa się mecz, jaki jest wynik. To są różne sytuacje, bo w poprzednim sezonie kartki były na początku spotkania - przypomniał Mariusz Jop. - Natomiast jesteśmy przygotowani na to, że możemy grać jednego mniej, bo takie sytuacje się zdarzają. Mecz w Tarnobrzegu był przełamaniem. Pokazaliśmy, że w dziesiątkę można strzelać bramki i być skutecznym. Myślę, że nastąpiła przełamanie pod względem mentalnym, że nawet mając jednego zawodnika mniej, można zdobywać bramki i wygrywać.

Wywalczył nowy kontrakt

Krakowianie jechali na teren wicelidera osłabieni brakiem dwóch podstawowych obrońców (w Krakowie zostali Alan Uryga i Rafał Mikulec), a udział w spotkaniu Igora Łasickiego, który mógł na środku zastąpić kapitana, był wykluczony. Trener postanowił, by był blisko drużyny i został wpisany do protokołu. Parę stoperów stworzyli Wiktor Biedrzycki i Mariusz Kutwa. Ten drugi w Płocku wypełnił wymogi automatycznego przedłużenia kontraktu do 30 czerwca 2027 roku, po rozegraniu zapisanej w umowie liczby minut. – Byliśmy przygotowani, a ich zagrania były przewidywalne. Rywale posługiwali się prostymi środkami, ułatwiając nam odbiór piłki w defensywie – powiedział 20-latek, który we wszystkich rozgrywkach przebywał na murawie 414 minut. – Mam wrażenie, że to nie zależy od drużyny, z którą gramy, a od naszej dyspozycji, i ostatni mecz z Górnikiem Łęczna był wypadkiem przy pracy. Urodzony w Nowym Sączu piłkarz reprezentuje klub z ulicy Reymonta od 2017 roku, gdy został pozyskany z Halnego Kamienica. - Cieszę się, że mogę być częścią tej drużyny w kolejnych latach. Uważam, że ciężką pracą zasłużyłem na minuty, które dostałem, i będę walczył o to, żeby jak najwięcej grać i pomóc Wiśle w awansie. To jest mój cel! - podkreślił.

Na dłużej w Myślenicach

Krakowski klub i spółka Sport Myślenice poinformowały wczoraj o przedłużeniu umowy na użytkowanie przez Wisłę ośrodka na Zarabiu w Myślenicach, która wygasła z końcem czerwca. Nowa obowiązuje do 30 września 2034 roku i ma być dla 13-krotnego mistrza Polski korzystniejsza finanasowo (w 2023 roku najem kosztował klub 1,2 mln zł netto). W ramach współpracy Wisła zobowiązała się m.in. do świadczenia usług marketigowych na rzecz gminy. Ośrodek, z którego piłkarze korzystają od 1 stycznia 2024, wymaga rozbudowy o nowe boiska i hotel. W tym czasie inne kluby mocno „odjechały” Wiśle.

Michał Knura

Decyzja po skandalu

Wisła Płock także nie wpuściła na trybuny zorganizowanej grupy fanów z Krakowa. Decyzja zapadła oczywiście pod dyktando miejscowych kibiców, czego nie krył prezes „Nafciarzy”, ale oficjalnie tłumaczono ją względami bezpieczeństwa. Tymczasem to kibice gospodarzy, nieumiejętnie odpalając pirotechnikę, sprowadzili niebezpieczeństwo na innych uczestników spotkania. Fajerwerki nie poleciały w górę, ale w stronę ławki rezerwowych płocczan i sektora VIP, z którego w popłochu uciekło część gości. Niektóre trafiły w twarze kibiców, a TVP Sport podało, że jedna z nich poparzyła twarz dziecka. Wczoraj klub przeprosił wszystkich, którzy ucierpieli, i postanowił zamknąć do końca roku (na mecze z Górnikiem Łęczna i Wartą Poznań) trybunę ultrasów.